Felieton naczelnego. Bez prawdy się nie uda.
W ubiegłym tygodniu pisałem, że wraz z upływem czasu rośnie zobojętnienie Polaków na wojnę za naszą wschodnią granicą i to, co jeszcze kwartał temu oburzało nas i poruszało do głębi, dziś staje się ledwie nieznośną codziennością.
Kolejne depesze i obrazy z frontu są niemal jak brzęczenie komara, od którego nie możemy się uwolnić, bardziej zainteresowani rosnącymi cenami, czy równie wysoką temperaturą. Czasem tylko, gdy „ruscy znów przegną pałę”, jak w przypadku zbrodniczego zbombardowania centrum handlowego w ukraińskim Krzemieńczuku coś w nas zadrży, ale i to na chwilę. Nie ma co się obrażać – taka prawda. Sytuację pogłębia szum informacyjny, przeciążenie prawdziwymi informacjami i fake newsami oraz fakt, że rzeczywiście – koszula zawsze bliższa ciału, przepocona szczególnie. Wolałbym oczywiście by tak nie było, jednak "tak już po prostu od zawsze jest".
I pewnie - ktoś może przypomnieć krzywdzące kalki w stylu „biednych Polaków patrzących na getto”, oburzać się na ignorancję wolnego świata, ale z drugiej strony? Wszystko w rękach polityków i armii, w tym „najpotężniejszego sojuszu świata”, jakim bez wątpienia jest i pozostanie NATO. Do roboty, Panowie! Trzymamy kciuki za zwycięstwo Ukrainy i hańbę Rosji.
Co jednak zrobić, jeśli ze wspieranej przez nas Ukrainy płyną oprócz podziękowań za pomoc także takie sygnały jak wypowiedź Andryija Melnyka, ambasadora Ukrainy w Niemczech? Ów dyplomata w rozmowie z dziennikarzem Tilo Jungiem był łaskaw wypowiedzieć się na temat historycznych relacji pomiędzy Polską a Ukrainą, w tym postaci Stepana Bandery i kwestii ludobójstwa na Polakach, dokonanego na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej przez UPA i miejscową czerń. Mielnik postawił znak równości między ofiarami po obu stronach, wracając tym samym do propagandowej narracji, jakoby rzeź na Wołyniu miała być elementem rzekomej wojny „polsko-ukraińskiej”. Dodatkowo zaprzeczył także temu, że oddziały UPA dokonywały morderstw na ludności żydowskiej, w znanym stylu oskarżając Rosję o promowanie takiej wersji historii.
Cóż, to oczywiste, że Rosja jest zainteresowana ciągłym podgrzewaniem sporów na linii Polska – Ukraina przy użyciu każdej dostępnej metody, także kwestii historycznych. Co więcej – sprawa ta pokazuje, że zainteresowane są tym także Niemcy – skąd bowiem pomysł na podobne pytanie w wywiadzie prowadzonym przez dziennikarza zza Ordy z tamtejszym ambasadorem? Dlaczego nagle postać Bandery nagle stała się tam ważnym tematem? Czyżby ktoś skalkulował, że to doskonały powód do popsucia relacji pomiędzy Warszawą i Kijowem? Pewnie tak, nie zmienia to jednak faktu, że trudno odebrać wypowiedź pana ambasadora inaczej niż skandaliczne kłamstwo.
W Polsce wypowiedź Melnyka została natychmiast nagłośniona przez prorosyjskich trolli oraz wszystkich tych, którym los Ukrainy jest co najmniej obojętny. Ale słusznie oburzyła ona także tych, którzy dobrze życzą Kijowowi, ale również dlatego od dawna podnoszą, że prawdziwe pojednanie pomiędzy Polską a Ukrainą musi dokonać się w prawdzie, także na temat ludobójstwa na Wołyniu. I choć władze w Kijowie odcięły się od wypowiedzi swojego ambasadora uznając je za „prywatne”, sprawy wcale to nie załatwia, to o wiele za mało.
Tak, oczywistą sprawą jest, że ani czas, ani miejsce na nadawanie tej wypowiedzi rangi wybuchu bomby atomowej, nie jest nim zresztą. Pokazuje ona jednak pewien stan ducha części elit na Ukrainie. I dlatego wbrew pięknoduchom, które chciałyby „oddzielić przeszłość grubą kreską” do tego tematu będziemy musieli wrócić. Bez udziału Niemiec i po klęsce Rosji.