Felieton naczelnego: Czy media są wolne i obiektywne?
Odpowiedź brzmi: Oczywiście, że nie. Paweł Bobołowicz, kijowski korespondent Radia Wnet, nauczył mnie jednej podstawowej w tym zawodzie zasady: Media nie są obiektywne i nigdy nie były, najważniejsza jest maksymalna rzetelność. Subiektywnymi są dziennikarze już na poziomie wyboru tematu i rozmówcy. No bo niby dlaczego piszę w lokalnej gazecie o krajowych problemach, podczas gdy „tyle innych problemów” w Krakowie i Małopolsce?
A czy są wolne? W świecie międzynarodowych korporacji, terroru słupków z wynikami, politycznych, samorządowych i biznesowych układów? Także nie. W prywatnej rozmowie powie to Państwu każdy dziennikarz. Pełna wolność i całkowita rzetelność są nieuchwytne, można do nich się jedynie zbliżać, iść przez gąszcz układów, kłamstw, dezinformacji i faktów z maczetą, każdego dnia.
Piszę o tym dlatego, że przez cały kraj przetaczają się protesty po uchwaleniu ustawy zwanej potocznie „Lex TVN”. Sprawa jest owszem, skomplikowana. Czy jednak słusznie rozprawia się o „zagrożeniu wolności mediów” i „ostatniej obiektywnej telewizji”? Cóż…
Mój kolega dziennikarz co jakiś czas pojawia się w programach TVN24. Z bliżej nieokreślonych powodów jego umiarkowane poglądy są uznawane jednocześnie za tak „radykalne” i tak „dopuszczalne” by pokazywać go jako dziwowisko w postaci „prawicowego dziennikarza” i zapraszać do programów publicystycznych. Wystawiony na ostrzał prowadzących i pozostałych gości stara się niuansować, przekonuje, że polskie sprawy są bardziej skomplikowane niż w felietonach niektórych autorów „Gazety Wyborczej” czy tygodnika „Sieci”. Jaki jest efekt? Ano taki, że w programie zbiera cięgi, a komentatorzy na twitterze rytualnie domagają się albo usunięcia go z programu, bo „zaburza przekaz”, albo mają do niego pretensje, że uwiarygadnia pozostałych, nieznających półcieni publicystów. Sam nie ukrywa, że ma tego świadomość, że jest w tych programach jedynie kwiatkiem do kożucha, chłopcem do bicia i rzekomym dowodem na „obiektywizm”. Ile prawdy z tym obiektywizmem? Niewiele.
Włączmy jednak „Fakty”, flagowy serwis TVN. Niektórzy widzowie „Faktów” nie ukrywają, że oglądają je, by utwierdzić się w swoich przekonaniach. Nikt nie może mieć co do tego złudzeń, że to program jednostronny, promujący określony punkt widzenia i konkretną opcję polityczną. Przyznają to nawet sympatycy stacji, oburzając się jednakowoż, że przecież „stacja jest prywatna i robi to za własne pieniądze, więc może”. To oczywiście prawda, choć smutna, że tak ktoś myśli. Gdzie tu jednak wolność i obiektywizm? No właśnie.
A co z rzekomym zamachem na TVN? Cóż, pamiętać trzeba, że prywatnych nadawców obowiązują zasady etyki mediów i ograniczenia koncesyjne: polecam zapis, mówiący o tym, że „koncesji można nie udzielić ze względu na zagrożenie interesów kultury narodowej, dobrych obyczajów i wychowania, bezpieczeństwa i obronności państwa oraz zagrożenia dla bezpieczeństwa informacji niejawnych”. Dlatego zapewniam, gdyby w Polsce był ów reżim i autorytaryzm o jakim krzyczą na ulicach sympatycy stacji, TVN już dawno nie miałby tej koncesji, choćby dzięki temu dziwacznemu, stworzonemu wiele lat temu i dowolnemu w interpretacji zapisowi.
A TVN? Będzie się miał tylko lepiej, nakręcony kolejną polityczną awanturą, która przysłania nam cały świat. Jeśli się mylę, pierwszy wyjdę na ulicę. Szedłem za ojcem Rydzkiem w obronie TV Trwam, za Edwardem Miszczakiem i jego stacją też pójdę.