- Nazywam się Bohdan, mam 9 lat. Jestem z Ukrainy. Kiedy zaczęła się wojna, mama powiedziała, że musimy jechać, żeby przeżyć - zaczyna się list, który 8 marca trafił do księgarni przy Rynku Głównym 20 w Krakowie. - Bardzo chcę do domu i kiedy dorosnę, będę robić tak, żeby na świecie nie było już więcej wojen – czytamy.
Jak to skomentować? Da się? Co można powiedzieć lub napisać, gdy widzi się zbombardowany przez Rosjan szpital położniczy w Mariupolu? Gdy patrzy się w płynący od wielu dni strumień informacji o ofiarach, uchodźcach. Gdy idzie się przez krakowski Dworzec Główny i patrzy w przerażone twarze kolejnych przybyszów z Ukrainy, którzy jeszcze dwa tygodnie temu myśleli o wszystkim, tylko nie o tym, że będą szukać pomocy w obcym mieście, w obcym kraju? Co im powiedzieć? Jak opowiedzieć o tym światu, by oddać miarę tej sytuacji? Czy to możliwe?
Bo przecież chciałby człowiek znaleźć jakąś miarę na to, czego jesteśmy świadkami i uczestnikami. Tymczasem brak słów i tylko ręce w bezsilności zaciskają się w pięści.
– Wojtek, u nas bombardowanie, siedzimy w przedpokoju, w naszym kijowskim mieszkaniu na ósmym piętrze, lewy brzeg Dniepru – pisze do mnie Serhiy Kolyada, znajomy grafik z Kijowa. Co powinienem mu odpisać?
Serhiy mieszka w Kijowie, ale wychował się w Berdiańsku nad Morzem Azowskim. Tam, gdzie dziś wojska rosyjskie odnoszą największe „sukcesy”, mordując ludzi, okupując miasta, zamykając je w pierścieniach, pozbawiając mieszkańców wody, prądu i nadziei.
I jednocześnie sącząc im z przejętych stacjach radiowych jadowite komunikaty mówiące, że "już niebawem" będą mogli otrzymać rosyjskie paszporty, że umorzy się im długi za rachunki za usługi komunalne. W tym samym czasie minister spraw zagranicznych Rosji potwierdza z bestialską bezczelnością: - Tak, zbombardowanie szpitala położniczego w Mariupolu było świadomą i celową decyzją armii rosyjskiej.
Chciałoby się szukać porównań w historii. Odkurzać Józefa Goebbelsa, Adolfa Hitlera i Józefa Stalina. Stawiać dzisiejszą Rosję obok XX-wiecznych totalitaryzmów, to jednak nie ma sensu. Moskwa otwiera bowiem nowy rozdział w historii „skrwawionych ziem”. Jak nazwał Europę Środkową i Wschodnią TimotHy Snyder. Nie jest niestety powiedziane, że nie będzie w stanie zapisać się w niej jeszcze bardziej krwawymi zgłoskami.
No chyba, że „wolny świat” wreszcie postanowi ją zatrzymać. Dla Bohdana, Serhiya i nas wszystkich.