Felieton naczelnego. Klimat sprzyja bezczelności
- Na tym krześle, co pan siedzisz, to siedział kiedyś Daniel Obajtek. Ten, co kupił was, szef wasz - taką niesamowitą rzecz usłyszałem od jednego z samorządowców, który zaprosił nas „na spotkanie w sprawie współpracy”.
Nie od razu zrozumiałem, po co mi ta informacja, poprawiłem się jednak odruchowo, bo przecież siedzieć na miejscu prezesa Orlenu to i odpowiedzialność, a i prestiż niewąski. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w ten dość bezczelny sposób ktoś chce mi uświadomić, że oto „współpraca między gazetą a nim” powinna polegać na tym, że będziemy pisać często i tylko dobrze. Mierząc zapewne swoją miarą nie objął rozumem, że prezes Orlenu nie wtrąca się w pracę dziennikarzy Polska Press, nie jest ich szefem, a oni sami nie są narzędziami polityków.
Innym razem ja i moi zastępcy byliśmy dosłownie bombardowani telefonami, w których ludzie związani z jedną z krakowskich instytucji uznali za stosowne „przestrzec nas”, że jeden z dziennikarzy zbiera materiały do tekstu. Tekstu o tej instytucji, oczywiście. Były opowieści o tym, że „wicie, rozumicie”, a nawet bezczelne wtręty, że „w innych mediach udało się już zablokować ten temat”. Temat powstaje i powstanie.
No i crème de la crème, sprawa z ostatnich dni. Z kilku źródeł dochodzą do nas sygnały, że grupa krakowskich polityków bardzo niepokoi się tym, że niektóre media i część działaczy społecznych uważnie patrzy im na ręce. Co najciekawsze, to zamiast zacząć zachowywać się przyzwoicie, postanowili zbierać „haki” na dziennikarzy i sygnalistów. Jeden z radnych w trakcie pyskówki ze znanym społecznikiem wprost zasugerował, że posiada o nim informacje, do których w żadnym razie nie miał prawa mieć dostępu. Wiemy też, że politycy wymieniają się takimi „plotkami” nie tylko na papierosie w magistrackiej toalecie, ale i w dyskusjach w mediach społecznościowych. Wg naszych ustaleń na celowniku są dziennikarze krakowskiej rozgłośni, ogólnopolskiego portalu, osiedlowego bloga oraz miejscy aktywiści. Że to wszystko nie do pomyślenia? Cóż, taki mamy klimat, temat drążymy.
Odwołana (w związku z tym klimatem) z funkcji Małopolskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków prof. Monika Bogdanowska w udzielonym nam wywiadzie wspomniała historię, gdy jeden z deweloperów na wieść o tym, że nie dostanie pozwolenia na działanie odparł, że „załatwi to katastrofą budowlaną”. - Mówił to, choć chyba miał świadomość, że wszystkie rozmowy są nagrywane. To świadczy o skali bezczelności - mówiła Bogdanowska. Miała rację, choć okazuje się, że w naszym mieście i okolicach nie tylko deweloperzy - cytując Mrożka - „do zwyczajnej nieuczciwości dodali nadzwyczajną bezczelność”.