Felieton naczelnego. Patrząc to na świnię, to na człowieka
W mijającym tygodniu jedną z bardziej sympatycznych informacji w Krakowie była paradoksalnie ta o podłożeniu świni. Chodzi o uroczą świnkę, którą ktoś zostawił w prowadzonym przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami „okienku życia”. Śmieszny i niewielki (jeszcze) zwierzak, który prawdopodobnie już na tym etapie przerósł wyobrażenia nieodpowiedzialnych właścicieli, z miejsca „podbił serca krakowian”, jak relacjonowały to lokalne media (w tym my).
To zapewne prawda, bo patrząc w ufną mordkę czarnego prosiaka, trudno się nie uśmiechnąć. Dobrze również, że po pierwsze - okienko TOZ istnieje, bo daje możliwość przynajmniej częściowego wyprostowania pochopnych decyzji o posiadaniu zwierzaka, a po drugie - mimo wszystko - dość dobrze świadczy to o ludziach, którzy świnię przynieśli. Mogli zabić.
Los sprawił jednak, że tego samego dnia, kiedy krakowskie media rozczulały się nad Pumbą (tak świniaka nazwano), siostrzana z naszą „Gazeta Wrocławska” przyniosła informację bulwersującą. Oto opiekujące się wrocławskim Oknem Życia (nie „okienkiem”) zakonnice rozpaczają, że prowadzony przez nie punkt, w którym zdesperowane matki pozostawiają swoje nowo narodzone dzieci, pada coraz częściej atakiem wandali:
- W ciągu tygodnia zdarza się kilka aktów kradzieży. Zabierają materace, śpiworki. W tamtym tygodniu chłopak wyciągnął całe łóżeczko, taką wanienkę. Pewnie dla zabawy. Potem zostawił ją na chodniku. A to wszystko kosztuje. Taka wanienka ponad 500 złotych. Ciężko też kupić odpowiednio dopasowane do okna rzeczy. Muszą mieć odpowiedni wymiar, a Okno Życia powinno ciągle funkcjonować - opowiada cytowana przez „Wrocławską” siostra Macieja Miozga, która opiekuje się Oknem Życia.
Jak czytamy, najczęściej niepoważne żarty robią sobie pijani studenci. - Wrzucają coś do środka (np. butelki po piwie), uruchamiając alarm w nocy, a ostatnio nawet... wchodzą do Okna Życia. Niedawno ponad 20-letnia dziewczyna weszła i zatrzasnęła się w środku, ponieważ... chciała sobie zrobić dla zabawy selfie. Była pod wpływem alkoholu. Połamała cały sprzęt i pokopała ściany - czytamy w „Gazecie Wrocławskiej”. Co więcej, najczęściej nie sposób ukarać winnych, bo założenia „Okna” są takie, że pozostawiająca dziecko matka ma pozostać anonimowa.
Siostry prowadzące ratujący życie bezbronnych dzieci przybytek są załamane. Nigdy wcześniej nie dochodziło do podobnych incydentów, dziś są niemal na porządku dziennym (nocnym).
Gdy porównałem sobie obie historie i poczytałem komentarze, przypomniało mi się, że Dariusz Wieromiejczyk, felietonista „Dziennika Polskiego”, pisał ostatnio na łamach tygodnika „Do Rzeczy” o sytuacji, kiedy to podczas ewakuacji Amerykanów z Afganistanu brytyjscy działacze charytatywni kosztem tysięcy funtów wywieźli z tego kraju psy i koty. Stało się to w sytuacji, gdy bezpośrednio zagrożone było życie znajdujących się w okolicy ludzi. Działacze zrobili to nie „obok” normalnej ewakuacji, co jeszcze byłoby zrozumiałe, a „zamiast”, bo transport odbył się jednym z ostatnich odlatujących z Kabulu samolotów. Zwyczajnie uznali, że życie zwierząt jest warte więcej.
Nie będę zgrywać świętego, bo wiem, że w studenckie i (szerzej) młodzieżowe życie wpisane jest darcie mordy i robienie wygłupów. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, śledząc reakcje na oba „okienne” fakty, że i tu więcej ludzi zainteresowało się i przejęło świnką, niż tym, że niszczy się miejsce będące oazą dla bezbronnych i pozbawionych miłości dzieci. To jednak pewna nowość, a podawana skala incydentów i reakcje na obie sprawy każą się zastanawiać nad kondycją społeczną. Gołym okiem widać bowiem, że powszechnym trendem staje się wyśmiewanie matek, kpienie z wielodzietnych rodzin, z dobrego serca i pomocy najsłabszym czy walka z proaborcyjnymi narracjami (najbardziej radykalni działacze i radykalne działaczki przedstawiają dziś aborcję nie jako „złą konieczność”, a jako „święte prawo”). Co ciekawe, znam osoby, które pomimo takich poglądów często uważają się równocześnie za „aktywistów prozwierzęcych” i są gotowe organizować zbiórki na potrąconego przez samochód gołębia lub wieźć bezpańskiego kota z zamorskich wakacji.
Gdzieś zatracają się proporcje, a wszystko dzieje się w sytuacji, gdy ze złożonych powodów rodzi się nas, Polaków, coraz mniej. A świnia? Podkładamy ją sobie sami. Bo nic dobrego się z tego nie urodzi.