Felieton naczelnego. Przeprosiny dla portalu Onet.pl
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach ukazał się tekst, w którym ujawniamy, że w głośnej sprawie Stowarzyszenia WIOSNA, „Szlachetnej paczki” i jej – oskarżanego o mobbing – ekslidera księdza Jacka Stryczka niewiele się dzieje. Pomimo upływu trzech lat prokuratura w prowadzonym postępowaniu nie postawiła zarzutów ani jednej osobie. Sam ksiądz nie jest nawet stroną postepowania, a toczące się dochodzenie w sprawie stoi w miejscu. Takie są fakty, które potwierdziliśmy i opisaliśmy w ubiegłym tygodniu.
Ale fakty są także takie, że dotarliśmy do innych informacji. Rzucają one na tę sprawę inne światło niż to, w jakim od września 2018 roku widzi ją cała Polska. Okazuje się bowiem, że Janusz Schwertner (onet.pl), autor poświęconego księdzu Stryczkowi artykułu, wiedział, że część z jego świadczących przeciwko księdzu rozmówców może być niewiarygodna, bo wobec nich samych formułowane są zarzuty o stosowanie praktyk mogących uchodzić za mobbing. Wiedział i nie powiedział. Wiedział i nie powiedział, a jego tekst uruchomił lawinę, która poskutkowała fundamentalnymi zmianami w stowarzyszeniu Wiosna.
Jak wynika z naszych ustaleń Janusz Schwertner dostawał takie sygnały jeszcze przed publikacją swojego materiału. O innych – wiemy to na pewno – alarmowano go już chwilę po „zwodowaniu” obciążającego księdza Stryczka tekstu. Nigdy nie poszedł tropem tych sygnałów, nigdy o nich nie napisał. W rozmowie z informatorem wręcz je bagatelizował. Tymczasem stawiają one sprawę domniemanego mobbingu w stowarzyszeniu WIOSNA w zupełnie innym świetle. Możecie o tym Państwo przeczytać dopiero dziś, w „Dzienniku Polskim”.
„Dziennik Polski” nie miał i nie ma ambicji wyręczania prokuratury i sądów. Nie jest to rolą dziennikarzy, tak jak nie ich rolą jest niszczenie komukolwiek życia. Tymczasem autor artykułu onetu: „Tutaj nie jestem księdzem. Jak się pracuje w Szlachetnej Paczce” sam z rozbrajającą szczerością przyznawał w późniejszym wywiadzie, że miał świadomość, że swoją publikacją „zniszczy życie duchownemu”. Czy nie brał pod uwagę możliwości pomyłki, ewentualnego konfliktu w organizacji i wielu innych rzeczy? Dlaczego postawił się w roli sędziego i kata jednocześnie? Dlaczego nigdy nie wrócił do tematu i nie wyjaśnił pojawiających się wątpliwości? Jego tekst przyjęto jako prawdę objawioną, a ukazujące się w mediach (np. serwis zyciestolicy.com, Gość Niedzielny czy tygodnik „Do Rzeczy”) nieliczne publikacje kwestionujące jego ustalenia zbywano machnięciem ręki i dogmatem o nieomylności Onetu. Ile może być podobnych spraw?
Ta sprawa ma jednak jeszcze jeden wymiar. Wymiar, w którym nasz autor, Paweł Zastrzeżyński, reportażysta z Limanowej i biograf Wandy Półtawskiej, po prostu sprawdził, co się dzieje w sprawie, którą żyła cała Polska. Podszedł do tego bez kompleksów i bez uprzedzeń. O tym, że "tak nie wolno", przekonał się wówczas, gdy odpowiedzią na jego wątpliwości był personalny atak. Autorowi i naszej gazecie oberwało się w pozamerytoryczny sposób. Onet postąpił w typowy dla ludożerców sposób - wyciągając na pierwszy plan kontrowersyjne szczegóły dotyczące samego Zastrzeżyńskiego i sugerując, że ten ma problemy sam ze sobą. W internecie wylał się na niego hejt, a ludzie, którzy jeszcze chwilę wcześniej gratulowali mu odwagi, schowali głowy w piasek. Ten atak miał na celu także jeszcze jeden efekt - wywołać wrażenie, że czegokolwiek by Paweł Zastrzeżyński, „Dziennik Polski” czy ktokolwiek inny nie napisał, to jeśli idzie to wbrew narracji medialnych gigantów, to zgodnie z dogmatem o ich nieomylności, nie jest możliwe, by było to prawdą.
Na koniec więc drobna refleksja. Gdy w 1999 roku w czasie wojny na Bałkanach (natowska Operacja Allied Force) serbskie wojsko zestrzeliło ultranowoczesny, uznawany za niewidzialny, amerykański samolot F-117, w świecie zapanowała konsternacja. Upadł dogmat o wszechpotędze US Army. Serbowie komentując tę sytuację wypuścili ulotki na których pisali w języku angielskim: "Przepraszamy! Nie wiedzieliśmy, że był niewidzialny".
My też bardzo przepraszamy. Nie wiedzieliśmy, że Onet jest nieomylny.
Nasze dziennikarskie śledztwo możecie Państwo przeczytać TUTAJ.