Felieton naczelnego. W szponach algorytmów
- Polska jednym z państw, gdzie nowy algorytm Facebooka przyczynił się do dużo większej polaryzacji społecznej. 80% nośnych treści jest negatywna, algorytm celowo nagradza sianie nienawiści - taką sensacyjną informację podał na Twitterze dziennikarz Tomasz Wróblewski. Powołał się on na raport amerykańskiego „Wall Street Journal”, który jest z kolei oparty na tajnych dokumentach społecznościowego giganta.
Teoretycznie wiedziałem to od zawsze. Jeszcze gdy zawodowo zajmowałem się badaniem dezinformacji pewne rzeczy dało się zaobserwować. Giganci społecznościowi, którzy potrafią zareagować natychmiast, widząc w swoich serwisach nagą kobiecą pierś na obrazie klasyka, nie kwapią się np. do tego, by usuwać potężne, liczące wiele tysięcy osób, zamknięte grupy dyskusyjne. Takie, na których nienawiść leje się strumieniami a pozostawiony tam samemu sobie użytkownik radykalizuje się bardzo szybko.
Dodajmy do tego selektywną cenzurę i obcinanie zasięgów takim treściom, które nie podobają się administratorom (mówimy o serwisach mających miliardy odbiorców!) i jednoczesne promowanie takich spraw, które arbitralnie uznawane są za „ważne”. Wspomniany „WSJ” ujawnił także, że na Facebooku nad częścią kont znanych i wpływowych osób jest roztoczony swoisty parasol ochronny i mogą one śmiało publikować treści, za które każdy z Państwa byłby wykluczony. Tak więc może to prowadzić do sytuacji, w której hejt puszczany przez „medialny autorytet” zyskuje milionowe zasięgi i staje się prawdą objawioną.
Nie bądźmy dziećmi - wystarczy wejść na dowolny serwis społecznościowy lub wielki portal, by zobaczyć, że nacechowane złymi emocjami wpisy mają pierwszeństwo, więcej „lajków” i lepszą pozycję. Giganci social mediów do perfekcji wykorzystali starą regułę telewizji i gazet, mówiącą o „krwi na pierwszej stronie”. Multiplikują tę krew bez naszej wiedzy i jako monopoliści serwują nam nie pozostawiając wyboru.
Ale jest w tym coś pocieszającego. Z jednej strony to bardzo źle, że tak się dzieje, bo oznacza to, że ktoś chce nas celowo podzielić i robi to w przebiegły sposób. Z drugiej - można choć trochę się cieszyć. Jeśli takie treści są celowo promowane i niereprezentatywne, to oznacza, że w rzeczywistości z nami samymi nie jest jeszcze tak najgorzej.