Felieton. Polska, kraj zawodników. "Ale, żeby aż tak?"
Jadwiga Emilewicz postąpiła jak dobra mama - zapewniła swoim dzieciom w czasie zimowych ferii atrakcje dla ciała i ducha. Przez cztery dni jej chłopcy spędzali po kilka godzin na stoku narciarskim. Na pewno odbiło się to pozytywnie na ich zdrowiu fizycznym i psychicznym przed kolejnymi miesiącami ślęczenia nad podręcznikami.
Problem w tym, że rząd - w którym do niedawna sympatyczna i bardzo kompetentna pani minister z Krakowa brała znaczący udział - zabronił Polakom korzystania z przyjemności szusowania po stokach. Z troski o zdrowie narodu.
Wyjątek uczyniono dla osób posiadających licencje zawodnicze wydawane przez Polski Związek Narciarski. Z enuncjacji medialnych wynika, że pociechy pani minister uzyskały je dwa dni po pytaniach dziennikarzy o status całej trójki na stoku.
Czy w takim kontekście dziwić może tłum „zawodników” w jednej z większych krakowskich siłowni? Właściciele przypomnieli co prawda klientom, że „z siłowni i zajęć fitness mogą skorzystać wyłącznie osoby będące członkami kadry narodowej polskiego związku sportowego/międzynarodowej organizacji sportowej o zasięgu kontynentalnym”. Ale zaraz podali proste wskazanie: „Większość z naszych klubowiczów takie licencje już posiada, np. Polskiego Związku Triathlonu”.
Panią minister chwaliliśmy, że słucha co mówią przedsiębiorcy. Ale, żeby aż tak?