Felieton redaktora naczelnego. Za wolność waszą i naszą
- Posłuchajcie głosu rozsądku. Naród ukraiński chce pokoju, władze Ukrainy chcą pokoju – mówił w środę wieczorem prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski, zwracając się do władz Rosji. Nie posłuchali. Kolejny raz w historii oczy zaszły im bielmem szaleństwa, a żądza krwi popchnęła, by mordować niewinnych.
Kiedy przed kilkunastoma dniami na miejscowość Stanica Ługańska spadły pociski wystrzelone z oderwanej przesz prorosyjskich separatystów części obwodu ługańskiego można było mieć niemal pewność, że odpowiedź na roztrząsany przez niecierpliwych dylemat „wejdą – nie wejdą” może być tylko jedna. Wejdą i to bardzo prędko.
Po poniedziałkowej decyzji Kremla o formalnym uznaniu przez Rosję tzw. „republik ludowych” - Donieckiej i Ługańskiej przez ulice obu tych okupowanych przez prorosyjskich terrorystów ukraińskich miast przetoczyły się homeopatyczne demonstracje poparcia dla decyzji Kremla, która za chwilę ustąpiły miejsca rosyjskim czołgom. Wszystko było już jasne.
W środę watażkowie z DNR i ŁNR „poprosili” Władimira Putina o pomoc w „odparciu agresji ukraińskich sił zbrojnych w celu uniknięcia ofiar cywilnych i katastrofy humanitarnej w Donbasie”. W chwili gdy piszę te słowa trwa rosyjski atak na Ukrainę, a jego celem jest nie „tylko” obwód doniecki i Ługański a cała Ukraina, nasz sąsiad.
Nikt nie może powiedzieć, „nie wiedziałem”. O tym, że bandycko – terrorystyczne państwo, jakim jest Federacja Rosyjska nie zatrzyma się w swoim krwawym pochodzie wiedzieli wszyscy. Niestety, jak wiele razy w przeszłości górę wzięły doraźne interesy, tchórzostwo, a także niestety zdrada ideałów jakimi podobno są dla „cywilizowanego świata” wolność i demokracja. Nie zrobiono wystarczająco dużo, by zatrzymać wojnę, a więc zrobiono niewiele.
To, czego jesteśmy świadkami w ostatnich tygodniach to niestety przewidywalna konsekwencja wydarzeń z lat 2013-15 kiedy na fali Rewolucji Godności i idącej za nią zmianie władzy na Ukrainie, gdy po masakrze na Majdanie zbiegł z Kijowa prezydent Wiktor Janukowycz a we wschodnich obwodach Ukrainy dochodziło do prorosyjskich i de facto antyukraińskich wystąpień, których zwieńczeniem było ustanowienie w kwietniu 2014 samozwańczych, kontrolowanych przez Rosję parapaństewek ze „stolicami” w Doniecku i Ługańsku.
Już wówczas analitycy, komentatorzy, ale także zdecydowana większość ukraińskiej opinii publicznej była przekonana, że gra na donbaskim separatyzmie będzie przez lata narzędziem destabilizacji chcącego wyrwać się na stałe z rosyjskiej strefy wpływów państwa ukraińskiego. Po latach rozpaczliwej obrony i pełzającej wojny z okupantem, wojny nazywanej przez Kijów „operacją antyterrorystyczną” dziś dzieje się to, co musiało się stać. Obie wspomagane przez Rosję „republiki” stawały się coraz bardziej rozszczelniającą się beczką prochu. Beczką, którą właśnie Rosja podpala, a w zasadzie wysadza w powietrze. Z lądu, morza i właśnie - z powietrza.
- Nasi sąsiedzi z północy, dla nas także ze wschodu, pokazali twarz, którą znamy od setek lat. Ci sąsiedzi uważają, że narody wokół nich powinny im podlegać. My mówimy: "Nie". Ten kraj to Rosja - mówił Lech Kaczyńskim na placu w Tiblisi w 2008 r. Możni tego świata zbywali te słowa milczeniem, pogardą lub lekceważeniem. Tak jakby Polska, kraj przez stulecia doświadczony rosyjskim terrorem we wszystkich możliwych jego odsłonach miała mylić się w swojej diagnozie. Budowano gazociągi – by passy wokół kwestionujących ten stan rzeczy, handlowano bronią, surowcami i wszystkim innym, także prawdą i ludzkim życiem.
Przymykano oko na tysiące ofiar Rosji na całym świecie, na moskiewską dywersję i państwowy terror. Terror wpisany w rosyjskie godło niczym to ptaszysko dwugłowe, które dziś po raz kolejny szarpie niewinne ofiary.
Polska jak zawsze w historii stanie na wysokości zadania, nie mam wątpliwości. Stanie za „wolność waszą i naszą”. Przyjmiemy uchodźców i wesprzemy sąsiada jak tylko się da. Co jednak z wami, „możni tego świata” i „cywilizowana Europo”, „świecie cywilizowany”? Jakich dowodów jeszcze potrzebujecie? Czy zrobicie coś więcej, niż ponowne wejście w katatoniczny stan „głębokiego zaniepokojenia”? Miejmy nadzieję, ta umiera ostatnia. Jeśli jednak czytam, że wciąż nie możecie się zdecydować nawet na to, by odciąć Rosję od systemu SWIFT, mam oprócz nadziei także poważne wątpliwości.
- Właściciel kijowskiej mieszkania w którym jestem, uciekł. Powiedział, bym porzucił klucze i sam zniknął – mówi Marcin Mamoń, z-ca redaktora naczelnego „Dziennika Polskiego”, który jest teraz w Kijowie i za chwilę prawdopodobnie uda się w przeciwnym kierunku niż fala uchodźców, która – nie mam wątpliwości – niebawem stanie u wschodnich granic Polski. Nie wszyscy jednak. - Rozdajemy broń i będziemy rozdawali wszystkim, aby chronić naszą ziemię – powiedział prezydent Ukrainy, Wołodymyr Zełenski. Nie mam wątpliwości, że prędzej braknie broni, niż chętnych by jej użyć. Za wolność Waszą i naszą.
Ще не вмерла Україна ні слава, ні воля,
Ще вам, браття українці, усміхнеться доля.
Згинуть наші воріженьки, як роса на сонці.