Felieton Tadeusza Płatka: Scena z osiedla, 1986
Widzimy na ulicach samych „uchodźców”? Tak, bo autochtoni grają online lub uczą się szkolnych bzdur, zamiast życia w grupie czy koleżeństwa.
W mojej ruczajowej krainie pustka na chodnikach. Nie ma dzieci. Występują tylko na placach zabaw odprowadzane przez rodziców wpatrzonych kiedyś w książki, teraz już tylko w komórki. Mówię oczywiście o dzieciach najmłodszych, które zostały na razie podpięte do sieci. Starsze robią wszystko, żeby pozostać w swojej bezpiecznej, wirtualnej rzeczywistości. I w sumie trudno im się dziwić - dla dzieci poczucie bezpieczeństwa jest najważniejsze, a eksplorowanie osiedla w grupie niekoniecznie musi być ciepłe i miłe.
W 1986 roku proces zawiązywania się grupy osiedlowej zaczynał się w momencie, gdy ten, który pierwszy wrócił ze szkoły, zadawał pytanie „mamo, czy mogę wyjść na pole”. Tacie, palącemu carmeny przed telewizorem, takimi rzeczami głowy zawracać nie wypadało. Żadna szanująca się mama nigdy nie pytała „czy odrobiłeś lekcje”. Tego typu pytania zadawało się wieczorem i tak powinno być. Ten pierwszy, wolny elektron pukał do kolejnych drzwi, niezabezpieczonych domofonem (tak powinno być) i pytał „czy wyjdzie Tomek”, albo „czy wyjdzie Grzesiek” i jeśli padało „nie, nie wyjdzie” oznaczało to, że Tomek i Grzesiek „mają karę”. Krótko mówiąc, na ogrodzonych osiedlach z monitoringiem nasze dzieci mają karę.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień