Fermy norek koło Radnicy jednak nie będzie?
Inwestor wycofał dokumenty, które były potrzebne do uzyskania pozwoleń na budowę. Wywiesza białą flagę? Niekoniecznie.
Odkąd mieszkańcy Radnicy dowiedzieli się, że w pobliżu ich wsi może powstać ferma norek amerykańskich, od razu wyrazili sprzeciw..
Mimo zapewnień inwestora, że ferma będzie zabezpieczona, radniczanie zdania nie zmieniali. Mało tego, coraz więcej środowisk dołączało się do protestu.
- Takie fermy nie cieszą się dobrą sławą - mówi sołtys Marian Kopczyński. - Nic dziwnego, że nikt z nas tutaj ich nie chce. Smród, choroby, plagi much i do tego słyszałem, że te zwierzęta uciekają i robią duże szkody w gospodarstwach - dodaje.
Firma, która zamierzała wybudować fermę na blisko 300 tys. norek, kusiła m.in. nowymi miejscami pracy i na każdym kroku zapewniała, że hodowla nie będzie sprawiała mieszkańcom problemów.
Nic z tego. Walka trwała blisko rok i dziś mieszkańcy odnieśli mały sukces. - Dostałem pismo z gminy, w którym wyraźnie podkreślone jest, że inwestor wycofał wniosek o wydanie decyzji o uwarunkowaniach środowiskowych na realizację przedsięwzięcia - mówi sołtys Radnicy.
Z tej informacji zadowolona jest również radna sejmiku wojewódzkiego, Anna Chinalska, która również walczyła o to, aby ferma norek nie powstała w Radnicy. - Bardzo mnie to cieszy. Interpelowałam w tej sprawie na posiedzeniu sejmiku. Odnieśliśmy sukces. Mam nadzieję, że ostateczny - mówi A. Chinalska.
Niepewni są też mieszkańcy Radnicy. - Nie sądzę, żeby tak łatwo inwestor zrezygnował z zakupionej ziemi. Może po prostu chcą uśpić przeciwnika - mówi sołtys Kopczyński. - Jeszcze nie do końca jesteśmy spokojni i trzymamy gardę. Jeśli temat powróci, to w dalszym ciągu będziemy naciskać na to, że nie chcemy fermy norek koło naszych domów - dodaje.
Również burmistrz Marek Cebula informuje, że sprawa fermy norek niekoniecznie dobiegła końca.
- Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska stwierdziła, że raport inwestora ma duże braki oraz nieprecyzyjne dane. RDOŚ zaopiniował dokument negatywnie - wyjaśnia Cebula. - Dlatego też inwestor się wycofał. Nie wiadomo jednak czy nie będzie próbował ponownie. Może przecież sporządzić nowy raport - zaznacza burmistrz.
Gmina nie ma też wielkiego wpływu na to, co przedsiębiorca zrobi z zakupionym w Radnicy terenem.
- Przede wszystkim nie kupił go od nas. To była działka prywatna. Nie wiemy na jakich warunkach parcela została sprzedana - zaznacza włodarz.
Działka należała wcześniej do byłego radnego wojewódzkiego i obecnego przedstawiciela Towarzystwa Miłośników Ziemi Krośnieńskiej, Zdzisława Paduszyńskiego. Wielu ludzi ma mu za złe, że sprzedał teren przedsiębiorstwu zajmującemu się hodowlą norek.
- Nie widziałem żadnych przeciwwskazań - mówi Z. Paduszyński. - Dlaczego? Ekolodzy wystąpili do ministra rolnictwa o zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Wniosek został odrzucony, gdyż Polska jest jednym z największych producentów w Europie w tej gałęzi hodowli. Ponadto przepisy wobec takich hodowców są bardzo rygorystyczne co uniemożliwia negatywne oddziaływanie na środowisko. Skoro taka jest polityka państwa, to jestem pewny, że hodowla inwestora w żaden sposób nie oddziaływałaby negatywnie na środowisko i byłaby pod ścisłym nadzorem - zaznacza Paduszyński.
Były radny sejmiku dodaje, że każdy mieszkaniec miał okazję przejechać się do nowoczesnej fermy norek, ale praktycznie nikt nie skorzystał.
- Sprzedając działkę, byłem przekonany, że gmina oraz wieś na tym nie straci. Mało tego, mogli zyskać. Miejsca pracy, podatki. Rozmawiałem inwestorem, który zapewniał, że część dochodów przekazywałby dla wsi - mówi Z. Paduszyński. Dodaje, że dziwi się sprzeciwom, dotyczącym wszelakich hodowli. - Norki, indyki, świnie. Wszystko jest na nie. Nawet w okolicach wsi. To gdzie mają się tacy hodowcy budować? - dopytuje.