Festiwal. Najtrudniej jest dopiąć budżet
Dlaczego w tym roku festiwal Tauron Nowa Muzyka odbędzie się tydzień po gdyńskim Open’erze i jakie zmiany się szykują? O tym m.in. mówi nam Adam Godziek, organizator festiwalu.
Twoim zdaniem Katowice to wdzięczne miasto do organizacji takich imprez jak festiwal Tauron Nowa Muzyka? Jak na początku postrzegałeś to miasto, a jak teraz?
Trudne pytanie, bo katowiczaninem jestem od 40 lat, kocham to miasto i postrzegam bardzo subiektywnie. Natomiast na pewno od kilku lat jest to miasto przyjazne wydarzeniom kulturalnym, w tym muzycznym. Mówię o infrastrukturze, obiektach, ale także o otwartości władz miasta, prezydenta, Instytucji Kultury, służb miejskich...
Co jest najtrudniejsze przy organizacji festiwalu?
Jego sfinansowanie. Znalezienie pieniędzy „z zewnątrz” od sponsorów czy samorządów, a po drugie - sprzedaż odpowiedniej liczby biletów. Tak to „zbudżetować”, by jeszcze zarobić. To jest najtrudniejsze. Bo w tej chwili jesteśmy w stanie zorganizować praktycznie każdą imprezę na świecie. Mamy takie doświadczenie, partnerów, podwykonawców, że gdyby ktoś dał nam pieniądze i hasło „zróbcie festiwal na 200-300 tysięcy osób z dziesięcioma scenami”, to my go zrobimy bez zająknięcia. Teraz przez cały rok intensywnie pracujemy, by był budżet na imprezę. A kasę trzeba wyłożyć przed festiwalem i to wcale nie taką małą.
Do tej pory festiwal Tauron Nowa Muzyka praktycznie zamykał sezon festiwalowy, teraz odbędzie się w najbardziej gorącym okresie, tydzień po gdyńskim Open’erze. Inaczej budowało ci się tegoroczną edycję festiwalu, mając świadomość, że impreza odbędzie się ponad miesiąc wcześniej, niż to było w poprzednich latach?
Sama decyzja nie była łatwa i tak naprawdę, czy była dobrym wyborem, będziemy wiedzieli dopiero w dniu inauguracji festiwalu. Festiwal to generalnie bardzo żywy i nieprzewidywalny organizm. Na pewno podstawowa różnica jest taka, że musimy być 1,5 miesiąca wcześniej gotowi z całością działań związanych z organizacją festiwalu, czyli bookingami, promocją, projektami, produkcją, logistyką, planowaniem terenu festiwalu itd. Czyli musieliśmy inaczej zaplanować prace całej naszej załogi, podwykonawców. Samo budowanie line-upu (kolejność występów - red.) raczej niczym się nie różni, oprócz tego, że „sąsiadujemy” teraz z innymi festiwalami w kalendarzu. Jesteśmy gotowi i to będzie kolejna wyjątkowa edycja. Zaplanowaliśmy zmiany i niespodzianki na terenie festiwalu, czyli katowickiej Strefy Kultury.
Dlaczego pojawiła się decyzja o zmianie daty? Ta zmiana będzie już obowiązująca?
Do zmiany dojrzewaliśmy i było kilka powodów. Na przykład taki, że w sierpniu mamy dwa konkurencyjnie pozycjonowane festiwale, jeden w tym samym mieście, drugi w ten sam weekend 50 kilometrów od Katowic. Zauważyliśmy, że na festiwal pod koniec sierpnia przyjeżdżają już tylko najwięksi i najwierniejsi fani muzyki, bo zdecydowana większość jest już po 1-2 festiwalach w sezonie. Oraz sami w końcu chcemy mieć trochę wakacji (śmiech).
6 lipca rozpocznie się 12. edycja festiwalu. Szykujecie jakieś nowości?
Zmiany, jak co roku, będą. Pierwsza to nowa scena Electronic Beats, zlokalizowana w Międzynarodowym Centrum Kongresowym. Czyli będą dwie duże sceny w naszym pięknym MCK, które okazało się, że ma także bardzo dobrą akustykę. Będzie nowa niezbyt duża scena prezentująca artystów D’N’B. Zwiększamy liczbę koncertów w sali kameralnej, będą po trzy każdego dnia: w piątek i sobotę. Ale największym zaskoczeniem dla naszej publiczności może być nowa lokalizacja oraz wygląd sceny Carbon, którą od kilku lat rozwijamy wspólnie z Wojtkiem Kucharczykiem. Lubimy zaskakiwać, planować ten piękny teren pod kątem scenografii, wyglądu scen, namiotów itd. To ta najprzyjemniejsza część pracy przy festiwalu.
Kiedy pojawiła się myśl o organizacji koncertów, dużych imprez muzycznych? Ktoś zaszczepił w tobie ten pomysł?
Z jednej strony to było jakieś przeznaczenie, bo od samego początku bardzo mocno żyłem muzyką. W liceum, kiedy była organizowana giełda wymiany płyt CD, byłem głównym promotorem tej akcji. Miałem szczęście, że chodziłem do świetnego ogólniaka - II LO im. Konopnickiej w Katowicach - który muzycznie mocno mnie ukierunkował. Przewijała się przez niego grupa skinów, punków, na przerwach stale z głośników leciała muzyka The Clash, Sex Pistols... Ja od pierwszej klasy liceum wychowywałem się na brzmieniach Joy Division, The Cure. Ta muzyka we mnie żyła. Automatycznie pojawiła się myśl, by samemu zostać muzykiem. Z trójką przyjaciół wpadliśmy na ten pomysł. Mieliśmy kupować instrumenty, a wzorem miały być Sex Pistols czy The Clash, którzy nie potrafili grać, a okazało się, że grają (śmiech). Okazało się jednak, że ja kompletnie nie mam słuchu i to się nie uda. Kiedy nadarzyła się okazja, by od drugiej strony dotknąć muzycznego biznesu, wykorzystałem ją.
Jaka to była okazja?
W trakcie studiów miałem dziewczynę, której mama była dyrektorką marketingu w chorzowskim parku. Wiedziała, że interesuję się muzyką, że znam chłopaków z Myslovitz, bo sam pochodzę z Mysłowic, i zaproponowała, by zrobić w parku ich koncert? Uznałem: czemu nie. Pogadałem z muzykami, powiedzieli, że w porządku, miałem pogadać z ich menedżerem, którym był wtedy Sławek Jórasz, obecnie mój dobry przyjaciel. To miał być darmowy koncert plenerowy, więc musiałem też załatwić sponsorów. Pół roku zajęła mi organizacja tego wydarzenia. Żeby zrobić imprezę masową, zdobyć sponsorów, mieć wszystkie pozwolenia - musiałem mieć firmę. Ja już po studiach pracowałem w Mostostalu Będzin SA, na stanowisku menedżersko-marketingowym. Założyłem więc firmę, agencję artystyczną „Fantomas”. I zrobiłem koncert Myslovitz, duży, na 10 tysięcy osób. To był cud, że niewiele do niego dołożyłem.
Dlaczego zdecydowałeś się robić festiwal? Pojedyncze koncerty to było za mało?
Festiwal był ogromnym przypadkiem. Związany jest z osobą Adama Pomiana (współorganizatora festiwalu - przyp. red.). Bywałem w jego klubie „Fantom” w Bytomiu, bawiłem się tam i tańczyłem, nie znaliśmy się osobiście. Kiedy dowiedziałem się, że Adam otwiera kolejny klub, tym razem katowicką „Hipnozę”, bardzo mnie to zaciekawiło i chciałem zobaczyć, jak ten klub będzie wyglądać. Wszedłem sobie tu w dniu otwarcia, gdy jeszcze wszystko było dopinane. Poznałem Adama. Okazało się, że oprócz tego samego imienia, łączy nas ten sam rok urodzenia: 1974. On ma klub „Fantom”, a ja firmę „Fantomas”. On robił jakieś przeglądy dla młodych artystów. Pewnego dnia dostał szansę organizacji koncertu DJ Krusha. Ja mogłem zorganizować koncert Swayzaka. Stwierdziliśmy z Adamem, że Krush i Swayzak to zbyt duże nazwiska w środowisku muzyki klubowej, więc może zaproponujemy festiwal. Zrobiliśmy go bez złotówki dotacji z miasta, prawie bez sponsorów, tylko z biletów. Było na nim niecałe tysiąc osób.
Ile w składzie wykonawczym festiwalu jest twoich muzycznych fascynacji?
Program festiwalu od samego początku jest programem autorskim, tzn. tworzymy go wspólnie z Adamem Pomianem. To wypadkowa naszych fascynacji, tego, czego słuchamy na co dzień, co widzimy i czego słuchamy na festiwalach w całej Europie, naszych ulubionych wytwórni, ale także tego, co jest na topie w danym momencie.
Nie ma co ukrywać, że TNM jest imprezą, która stała się popularna także poza granicami naszego kraju. Kto najchętniej do nas przyjeżdża, jeśli chodzi o fanów spoza granic Polski?
Od kilku lat rośnie liczba gości z zagranicy na naszym festiwalu. Co oczywiście bardzo nas cieszy. Szczególnie że przyjeżdżają do nas praktycznie wszystkie nacje. Skąd? Od Portugalii po kraje skandynawskie.
Oczywiście promujemy festiwal także poza granicami Polski. Staramy się dotrzeć wszędzie, ale z uwagi na ograniczenia budżetowe wybieramy kraje, gdzie chcemy się bardziej pokazać i jest to np. rynek niemiecki. Okazało się, że program TNM jest idealnie skrojony pod tamtego klienta oraz Niemcy chyba lubią przyjeżdżać do Polski.
Co jest najmocniejszym punktem tegorocznego festiwalu? Gdybyś miał wybrać Top 5, na co byś postawił i dlaczego?
Siłą TNM jest różnorodność, liczba scen i selekcja artystów. W tym roku znów przekroczyliśmy liczbę 70. Trudno z tego wybrać Top 5. Jeśli miałbym tak czysto promocyjnie wybierać, to na pewno: Roisin Murphy, RY X, Cat Power, Gang Gang Dance, Chk Chk Chk oraz moje ulubione zwierzaki koncertowe Who Made Who.
Co oferuje Tauron Nowa Muzyka poza muzyczną ucztą, czyli występami gwiazd?
Staramy się, aby przez te cztery festiwalowe dni całe nasze Katowice czuły festiwal i żyły festiwalem. Stąd imprezy towarzyszące m.in. w: Porcelanie Śląskiej, Rondzie Sztuki, instytucji Silesia Film, parku Bogucickim. Jak co roku odbędą się warsztaty Albetona. Dla najmłodszych warsztaty Muzykodrom Asi Miny oraz przedszkole prowadzone przez bytomską Tikę. Zwiedzanie katowickiej moderny oraz bardzo ciekawe darmowe koncerty pod szyldem Biura Dźwięku w parku Bogucickim. Całość wyczerpujących informacji znajduje się na naszej nowej stronie: festiwalnowamuzyka.pl. Zapraszamy 6-9 lipca do Katowic!