Dożywający dziewięćdziesiątki twórca komunistycznej Kuby pożegnał się z rodakami i chwalił rewolucję.
Sędziwy twórca rewolucji kubańskiej, człowiek, który dożywa już dziewięćdziesiątki, dyktator rządzący twardą ponad pół wieku Wyspą Młodości pożegnał się ze swoimi rodakami. I jednocześnie prosił ich, by dalej nieśli rewolucyjny sztandar. Choć od lat Fidel Castro nie piastuje już żadnych oficjalnych stanowisk, bo przekazał kilka lat temu władzę młodszemu bratu Raulowi, to na Kubie uchodzi za symbol niezależności kraju od „amerykańskiego imperializmu”.
Dlatego pojawienie się Fidela na partyjnym zjeździe wywołało prawdziwą sensację i poruszenie, starzy towarzysze mieli łzy w oczach słuchając 89-letniego El Commandante. A ten pozostał przy swoich rewolucyjnych ideach, choć kraj się zmienia, Hawana normalizuje stosunki z Ameryką.
Niebawem skończę 90 lat - mówił już nie tak pewnym głosem jak dawniej Fidel, a odpowiedziały mu brawa. Wkrótce podzielę los innych. Czas przychodzi na każdego z nas, ale idee kubańskiej rewolucji pozostaną jako dowód na to, że jeśli będziemy postępowali zgodnie z nimi dostarczą one materialnych i kulturalnych dóbr, których potrzebuje ludzkość. Dlatego musimy walczyć o zachowanie tych wartości.
Sala słuchała sędziwego rewolucjonisty w skupienie m.in. dlatego, że od pewnego czasu zniknął on całkowicie z pola widzenia Kubańczyków. Tylko od czasu do czasu wybrani dziennikarze pokazywali Fidela, który np. przyjmował jakiegoś zagranicznego gościa.
Po przekazaniu kilka lat temu władzy swojemu bratu Raulowi Fidel praktycznie nie wpływa już na bieżącą politykę kraju. Nie komentował ostatnich wydarzeń na Kubie, a działo się wiele. Zbliżenie ze Stanami Zjednoczonymi może zmienić obraz kraju, który stworzył Fidel Castro. Od czasu do czasu pojawiały się pogłoski o fatalnym stanie jego zdrowia, że umiera. Wtedy propaganda pokazywała kubańskiego władcę, by wykazać, że jednak żyje, pracuje i ma się całkiem nieźle.
Autor: Kazimierz Sikorski