Filharmonicy to lubią zaskakiwać!
Kto zna muzyków Filharmonii Zielonogórskiej tylko z symfoniki, ten musi być dziś na koncercie.
60. sezon artystyczny Filharmonii Zielonogórskiej (przebiega pod hasłem „muzyka-emocje-harmonia”) zbliża się do swoich kulminacyjnych wydarzeń. Ale zanim przyjdzie czas na oficjalny koncert jubileuszowy w maju czy koncert uświetniający 30-lecie pracy w FZ dyrektora Czesława Grabowskiego - nasi filharmonicy zaprezentują swoje bardziej kameralne oblicze.
I w Mołdawii, i w Bośni...
A i na tym - pozasymfonicznym - polu mają się czym pochwalić. Weźmy Kwartet Lubuski Filharmonii Zielonogórskiej, który tworzą: Kamila Susłowicz (I skrzypce), Beata Gołemberska (II skrzypce), Piotr Łaskarzewski (altówka) i Arkadiusz Szydło (wiolonczela). Zespół z muzyką klasyczną, filmową, przebojami muzyki rozrywkowej - zapraszany przez polskie ambasady - uświetniał koncertami wydarzenia w Kiszyniowie, Sarajewie czy Mostarze.
Aquila znaczy orzeł
Główny powód założenia Kwartetu Smyczkowego Aquila? - Chcieliśmy zrobić coś jeszcze poza tym, że gramy w orkiestrze symfonicznej - spotkać się poza pracą i grać kameralnie - wyjaśnia Mateusz Mróz (skrzypce), który tworzy zespół z Katarzyną Mizerą (skrzypce), Anną Szul (wiolonczela) i Grzegorzem Sadowskim (altówka).
Nazwę wymyślili przypadkowo: aquila znaczy orzeł. Gdzież „fruwa” więc kwartet? Dużym wyzwaniem było dla muzyków przygotowanie i wykonanie na ostatnim XXIV Festiwalu Smyczkowym - Mistrzowie Polskiej Wiolinistyki rzadko wykonywanego Kwartetu Zoltana Kodaly’ego. - Ciekawym przeżyciem był też koncert w areszcie śledczym - dodaje M. Mróz.
Trio świętuje 8. urodziny
Dlaczego soliści Filharmonii Zielonogórskiej im. Tadeusza Bairda osiem lat temu założyli zespół? - Powstanie tria było konsekwencją spotkania się w Zielonej Górze po okresie studiów i działalności poza granicami kraju każdego z nas. Mieliśmy potrzebę dalszego realizowania się na polu muzyki kameralnej, poznawania nowej literatury muzycznej, grania koncertów w nowych miejscach dla nowej publiczności, wykorzystywania zdobytej nauki - wyjaśniają panowie z Reed Connection: Michał Mogiła (obój), Jarosław Podsiadlik (klarnet), Rafał Dołęga (fagot).
Po ośmiu latach muzycy pewnie są zgrani doskonale... - Chyba nie ma czegoś takiego jak całkowite zgranie. Wszyscy się trochę zmieniamy, wszyscy czegoś poszukujemy, ale niekoniecznie tego samego, więc proces zgrywania się trwa. Szukamy sobie nowych wyzwań - zgodnie twierdzą artyści, którym mocno zapadł w pamięci m.in. pierwszy koncert w gościnnej Galerii BWA.
- Przygotowywaliśmy się do niego niezmiernie solidnie i sami jeszcze nie do końca wiedzieliśmy, jaki może być odbiór prezentowanej przez nas muzyki. A był to projekt, który zatytułowaliśmy „Muzyka Polska XX w. +”. Na szczęście wszystko udało się znakomicie, odsłuch był bardzo dobry, publiczność dopisała i po owacjach końcowych można wnioskować, że była zadowolona. Tak, pierwszy koncert zawsze jest szczególny, a potem... były kolejne. I tak minęło już 8 lat.
Dęte blaszane to jest to!
Jak powstał w 2009 r. zespół GreenBrass? - Brat kolegi zachorował, była akcja, w której po raz pierwszy uczestniczyliśmy jako GreenBrass. Stwierdziliśmy, że taki zespół to fajna rzecz, bardzo nam się podoba - opowiada Karol Kot. - Skrzyknęliśmy się na jeden koncert, potem na kolejne... A łączy nas wspólna pasja - instrumenty dęte blaszane.
Już w drugim roku działalności GreenBrass (dzięki wsparciu dyr. Czesława Grabowskiego) koncertował w Danii. Z sukcesem.
- Bardzo dobrze nas publiczność odebrała - wspomina K. Kot. I zaprasza na występy zespołu, który repertuar ma bardzo różny: od muzyki klasycznej, przez trochę bardziej rozrywkową, po dixielandy.
Filharmonia Zielonogórska, piątek, 22 kwietnia o 19.00, bilety: 25 i 20 zł.