Na przełomie czerwca i lipca prokuratura chce zamknąć sprawę i wysłać do sądu akt oskarżenia. Obejmie ponad trzydzieści osób, w tym posła Stanisława Gawłowskiego, byłych szefów zachodniopomorskiej melioracji i przedsiębiorców z regionu.
- Trwają czynności związane z zapoznaniem podejrzanych z aktami sprawy. I jeśli nie będzie wniosków dowodowych, prokurator będzie zamykał śledztwo pod koniec czerwca - mówi „Głosowi” prokurator Małgorzata Zapolnik, naczelnik zamiejscowego wydziału Prokuratury Krajowej w Szczecinie.
Wśród ponad trzydziestu podejrzanych część osób (prawdopodobnie kilkanaście) chce dobrowolnie poddać się karze i zgłosi takie wnioski na pierwszej rozprawie. Ostatecznie zdecyduje o tym sąd.
W późniejszym terminie do sądu trafią akty oskarżenia dotyczące pozostałych kilkudziesięciu podejrzanych. To „płotki”, osoby związane z firmami wykonującymi ustawiane inwestycje.
W „rocznicę” zatrzymań
Prokuratura kończy korupcyjny wątek śledztwa dokładnie w piątą „rocznicę” pierwszych zatrzymań (samo śledztwo wszczęto jeszcze w 2013 r.). W czerwcu 2014 r. ABW wkroczyła do siedziby ówczesnego Zachodniopomorskiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Szczecinie. Zatrzymano wtedy dziesięć osób, w tym Tomasza P., dyrektora jednostki i jego zastępcę. Z czasem lista podejrzanych wydłużyła się do prawie 70 osób. Zarzuty stawiano pracownikom jednostek terenowych melioracji, kierownikom budów, przedsiębiorcom. Według prokuratury, część z tych osób działała w zorganizowanej grupie przestępczej pomagając ustawiać przetargi na prace melioracyjne w regionie. Znaleziono nieprawidłowości przy 105 inwestycjach wartych ok. 600 mln zł.
Tomasz P. wychodzi z aresztu
Po zatrzymaniu Tomasz P. trafił do aresztu, ale dość szybko wyszedł na wolność za kaucją w wysokości 36o tys. zł. Okazało się, że przyznał się do winy i poszedł na współpracę z prokuraturą. Przyznał się do przyjęcia ok. 200 tys. zł łapówki od Krzysztofa B., jednego z podejrzanych przedsiębiorców z Darłowa. Prokuratura twierdzi, że do wręczenia łapówki namawiał przedsiębiorcę poseł Stanisław Gawłowski z Platformy Obywatelskiej. Co ciekawe, poseł usłyszał zarzuty dopiero niedawno, cztery lata od wybuchu afery. Dlaczego podejrzani przedsiębiorcy i urzędnicy tak późno zeznali o roli Gawłowskiego? Może dowiemy się tego podczas procesu. Nie dziwi więc, że dla Gawłowskiego sprawa jest polityczna. Pikanterii dodaje fakt, że Krzysztof B., to były działacz PiS, w obronie którego lokalni członkowie partii pisali listy do Joachima Brudzińskiego z prośbą o interwencję. Kilka lata temu B. chciał nawet zostać wójtem Darłowa startując z listy PiS.
Zarzuty poważne
Akt oskarżenia w wątku korupcyjnym będzie liczył ok. 700 stron. Prokuratura zapewnia, że ma mocne dowody winy podejrzanych. Oprócz przyznania się do winy niektórych podejrzanych, ABW dysponuje nagraniami z podsłuchów.
- Wszystkie stawiane mi zarzuty są kłamliwe i nieprawdziwe. Udowodnię to przed sądem, a aresztu się nie boję - mówi poseł Gawłowski.
W areszcie spędził trzy miesiące. Wyszedł za pół milionową kaucją.
- Stałem się elementem gry politycznej. Oczekuję od prokuratury ujawnienia dokumentów, które mnie dotyczą albo skierowania do sądu aktu oskarżenia, bo to też będzie oznaczać, że te dokumenty będą jawne. W tych dokumentach nic nie ma. Stałem się elementem gry politycznej, a nie zwykłego, normalnego postępowania karnego - powiedział.
Zdaniem prokuratury poseł przyjął łapówki w różnej formie (pieniądze, zegarki) w łącznej kwocie ponad 405 tys. zł. Miał też prać brudne pieniądze, aby ukryć pochodzenie łapówki, którą był słynny już apartament w Chorwacji. Nieruchomość miała być prezentem od zaprzyjaźnionego kołobrzeskiego przedsiębiorcy. Aby utrudnić ustalenie faktycznego właściciela, apartament został zapisany na teściów pasierba Gawłowskiego. Prokuratura ustaliła, że nie było ich stać na taki wydatek, dlatego podejrzewa posła. Grozi mu do 12 lat więzienia.