Dzięki metodzie „na policjanta” oszuści zbijają fortuny. Dwóch z nich stanie przed sądem za to, że w ten sposób wyłudzili ponad 200 tys. zł.
Śledczy zwrócili uwagę, że od grudnia 2015 roku coraz bardziej zaczęli dawać się we znaki oszuści działający metodą „na policjanta”. Okazało się, że w Łódzkiem grasują dwie szajki. Jedną z nich nazwano „grupą niemiecką”, a drugą „grupą angielską”. A to dlatego, że sprawcy dzwonili do ofiar z Niemiec lub Anglii, aby w ten sposób utrudnić namierzenie telefonów. Ich wspólnicy działali już w Polsce. Obie szajki mają na koncie ponad 400 akcji: udanych lub nie wyłudzeń.
Jako pierwszą rozpracowano grupę niemiecką. Stąd akt oskarżenia, który właśnie trafił do Sądu Okręgowego w Łodzi. Na ławie oskarżonych zasiądą dwaj łodzianie: 33-letni Dawid M. i 35-letni Marek M. Prokuratura zarzuca im, że działali w Łódzkiem i innych rejonach kraju w zorganizowanej grupie przestępczej wyłudzającej pieniądze metodą „na policjanta”. Usłyszeli 18 zarzutów. Według prokuratury, wyłudzili ponad 230 tys. zł. Nie przyznali się do winy. Byli już karania. Grozi im do 12 lat więzienia.
Schemat działania oszustów był taki sam. Najpierw do upatrzonej ofiary - zwykle była to starsza osoba - dzwonił tajemniczy mężczyzna i podawał się za wnuczka lub kuzyna. Po krótkiej rozmowie rozłączał się. Zaraz potem dzwonił drugi mężczyzna i przedstawiał się jako policjant. Aby wzbudzić zaufanie podawał swoje imię, nazwisko i numer służbowy. Wyjaśniał, że przed chwilą dzwonił groźny oszust mający jednak telefon na podsłuchu. Dodawał, że oszust współpracuje z bankowcami, którzy opróżniają konta klientów.
Policji zależy na tym, aby całą szajkę oszustów schwytać na gorącym uczynku. Dlatego rzekomy policjant proponował zdumionemu rozmówcy udział w tajnej operacji. Miało to polegać na tym, że rozmówca wybierze z konta wszystkie pieniądze, a jeśli nie ma konta, to dla dobra sprawy zaciągnie w banku pożyczkę. Ponadto, fałszywi policjanci przekonywali ofiary, aby oprócz pieniędzy naszykowali i przekazali posiadane w domu kosztowności.
Ofiary uczulano, żeby nikomu nie mówiły o tajnej operacji i aby przez pewien czas nie odbierały telefonów od krewnych oraz znajomych. Z kolei w banku ofiary miały tłumaczyć kasjerkom, że wybierają znaczne kwoty ze względu na kosztowne leczenie. Niektórzy z pokrzywdzonych na czas tajnej akcji otrzymali od „policjantów” telefony komórkowe, które potem musieli zwrócić.
Gdy planowany przekręt był już zapięty na ostatni guzik, oszuści umawiali się ze swymi ofiarami na przekazanie pieniędzy i - niekiedy - kosztowności. Na spotkania wybierano miejsca ustronne, w których nie było kamer monitoringu. Po przekazaniu paczki oszuści kazali pokrzywdzonym wracać do domu i czekać na telefon od policjantów...
Wśród osób, od których oszuści wyłudzili pieniądze, są między innymi mieszkańcy naszego regionu.
Józef B. stracił 44 tys. zł, Janusz O. - 27 tys. zł, Irena i Wiesław S. - 20 tys. zł, Jan B. - 13 tys. zł, Jadwiga O. - 12 tys. zł (wszyscy z Łodzi) oraz Lucyna B. - 43 tys. zł (Radomsko). Natomiast łodzianka Zofii B. przekazała „policjantom” portfel z 5,6 tys. zł i legitymacją ZBoWiD oraz cztery złote pierścionki, łańcuszek i obrączki warte około 10 tys. zł.