Fotografie na aukcjach sztuki. Pstryknięcie za milion dolarów
Dobre zdjęcie to czasem doskonały moment zwolnienia migawki, chwila, która świadczy o fenomenalnym instynkcie, innym razem to efekt żmudnej pracy. Cała sztuka polega jednak na tym, by przekonać świat, iż warto taką fotografię kupić za poważne pieniądze.
Choć artyści wzięli fotografię w posiadanie od początku jej powstania, to dla wielu wcale nie było oczywiste, że zdjęcie to dzieło sztuki, które może zdobić ściany galerii czy domy zamożnych kolekcjonerów. Szczególnie, gdy to medium się upowszechniło i zdjęcia zaczął robić każdy, kto potrafił odróżnić aparat fotograficzny od mydelniczki, było niemało takich, którzy uważali, że absurdem jest płacenie bajońskich sum za pracę, którą można wielokrotnie powielać. Obecnie fotografie zajmują należne im miejsce obok najwspanialszych obrazów. I często przewyższają je cenami.
Pamiętając, że granice sztuki nieustannie się zmieniają, warto sobie uzmysłowić, że fotografia ma zaledwie 180 lat. Rok 1839 uznaje się za właściwą datę wynalezienia fotografii, kiedy to Francuz Louis Jacques Daguerre zademonstrował Akademii Francuskiej zdjęcie fotograficzne otrzymane na warstewce jodku srebra, powstałej w wyniku działania pary jodu na wypolerowaną płytę miedzianą pokrytą srebrem. Metoda Daguerre’a, zwana od nazwiska twórcy dagerotypią, pozwalała na otrzymanie poprawnego zdjęcia, ale tylko w jednym egzemplarzu, gdyż utworzony na płytce obraz był od razu obrazem pozytywowym. Rzecz jasna fotografia korzystała z wynalazków znanych wcześniej - camera obscura, znana była już w starożytnej Grecji. Tuż przed Daguerrem, w 1826 lub 1827 roku, francuski fizyk i wynalazca, Joseph Nicéphore Niépce, eksperymentując właśnie z camera obscura, wykonał pracę, która okazała się pierwszą udaną, trwałą (zachowaną do dziś) fotografią - na metalowej płycie o wymiarach 20,3 na 16,5 cm. To „Widok z okna w Le Gras”, przedstawiający budynek gospodarski i pola, które rozciągały się za oknem jego pracowni. „Widok...” długo czekał na odkrycie, że zakupił go University of Texas at Austin w USA.
Sam termin „fotografia” wymyślił XIX-wieczny angielski astronom, chemik i fizyk John Frederick William Herschel. Początkowo fotografię traktowano bardziej jako zjawisko naukowe niż jakąkolwiek inną dziedzinę, choć gdy w Akademii Paryskiej przedstawiano wynalazek Daguerre’a, francuski malarz Paul Delaroche miał zakrzyknąć: „Dziś umarło malarstwo!”. Zdjęcia były dokumentacją, zapisem codzienności, ilustracją. Fotografię postrzegano jako mechaniczną możliwość zarejestrowania rzeczywistości. To nie mogło jej pomóc w osiągnięciu statusu sztuki. Kropką nad i okazało się wynalezienie w 1888 roku przez George’a Eastmana, założyciela Kodaka, pierwszego aparatu fotograficznego dla mas - Kodak No. 1. Była to drewniana skrzynka obciągnięta skórą, na tyle mała i lekka (900 g), że można ją trzymać w dłoniach. Kodaka No. 1 kupowano za 25 dolarów, załadowanego filmem 65 mm Eastman American Film, który wystarczał do zrobienia stu zdjęć w kształcie koła. Po skończeniu rolki cały aparat trzeba było odesłać do fabryki. Za dziesięć dolarów Kodak wywoływał film, robił odbitki, potem odsyłał wszystko do klienta. Slogan reklamowy brzmiał: „Ty naciskasz guzik, my robimy resztę”. Stało się jasne, że teraz zdjęcie będą mogli robić wszyscy, a jakość fotografii nierzadko będzie zależała od przypadku. A wszyscy nie mogą być artystami.
Na szczęście i wśród fotografów pojawili się twórcy, którzy uznali, że fotografia może mieć własną estetykę, podporządkowaną wrażliwości ukształtowanej przez tradycję malarską. Zaczęli oni wpływać na to, jak rzeczywistość zostanie przy pomocy aparatu przedstawiona, doskonalili indywidualny styl, poszukiwali niekonwencjonalnych ujęć. Szkolili się w technice , eksperymentowali. Aż doprowadzili do niebywale bogatego, barwnego, oszałamiającego świata współczesnej fotografii, w którym uznawania jej za sztukę nikt już raczej nie kwestionuje.
Oblicza się, że obecnie codziennie do internetu wrzucanych jest około 500 mln zdjęć. Sami widzimy, czym jest większość z nich. Tym trudniej wyłowić coś, co ma wyjątkową wartość. Fotografii, które warte są miliony dolarów, należy szukać na aukcjach. Niedawno prywatny kolekcjoner z Las Vegas kupił zdjęcie australijskiego fotografa Petera Lika zatytułowaną „Phantom” za 6,5 miliona dolarów. Artysta, którego rodzice pochodzili z Czech, znany jest z fotografowania natury i panoramicznych zdjęć krajobrazowych. „Phantom” powstał w Kanionie Antylopy w stanie Arizona w USA. Zachwycające, pełne tajemnicy zdjęcie przedstawia podziemną jaskinię szczelinową kształtowaną przez miliony lat przez wodę. Odważny kolekcjoner kupił także inne prace Petera Lika: „Illusions” za 2,4 miliona oraz „Eternal Moods” za 1,1 miliona dolarów.
W ścisłej czołówce fotografów, których prace osiągają rekordowe kwoty na aukcjach, jest niemiecki twórca Andreas Gursky. Charakterystyczne są dla niego wielkoformatowe, kolorowe zdjęcia o starannej kompozycji, z licznymi detalami, pozbawione jednego dominującego elementu. Jego „Rhine II”, przedstawiający w nostalgicznej atmosferze brzeg rzeki Ren, gdzie linie proste podkreślają nieuchronny upływ czasu, sprzedano na aukcji w domu Christie’s w Nowym Jorku za 4.338.500 dolarów. Artysta pracował nad ujęciem wiele miesięcy, pracowicie usuwając cyfrowo wszelkie niepotrzebne jego zdaniem elementy: budynki, ludzi, rowery, rośliny. Warto docenić również rozmiary pracy: 207 centymetrów wysokości i 385 centymetrów szerokości (wraz z oprawą). Natomiast 3.346.457 dolarów pozyskano za jego zdjęcie „99 centów”, na którym artysta ukazał wnętrze sklepu, w którym ułożone blokami towary tworzą kolorową mozaikę. Najdroższy cykl fotograficzny na świecie został także wykonany przez Gurskiego i składa się z pięciu zdjęć ukazujących giełdy w Chicago, Hongkongu, Kuwejcie i Tokio. Całość została sprzedana za 8,4 mln dolarów.
Wśród dwudziestu najdroższych fotografii świata, znajdziemy kilka prac amerykańskiej artystki Cindy Sherman, która przedstawia głównie kobiety w zaaranżowanych sztucznie pozach. Najsłynniejszy cykl prac Sherman to „Untitled Film Stills” - kadry z nieistniejących filmów, często będące autoportretami samej artystki. Jej fotografia „Untitled 92” została sprzedana za nieco ponad dwa miliony dolarów.
Oczywiście, większość z najdroższych zdjęć to prace aranżowane. Szczególnym przykładem jest fotografia „Dead Troops Talk” kanadyjskiego twórcy Jeffa Walla (w 2012 roku sprzedana za 3,6 mln dolarów). Artysta zaaranżował obraz z aktorami w studiu - sfotografowany w poszczególnych sekcjach później został zmontowany cyfrowo, symulując monumentalną fotografię plenerową. Fotografia przedstawia martwych żołnierzy po bitwie, którzy zdają się rozmawiać i żartować ze sobą. Dzieło uznano za fundamentalną krytykę męskiej przemocy oraz destrukcyjnej energii i bezsensowności wojny.
Co może być nieco zaskakujące, wśród zdjęć, które osiągnęły najwyższe ceny na światowych aukcjach niewiele jest aktów - i jeśli już znajdują wzięcie u kolekcjonerów, to raczej klasyczne. Zainteresowaniem cieszą się prace Amerykanina Edwarda Westona z lat 20. i 30. XX wieku (jego „Nude” z 1925 roku „poszło” za 1,6 mln dolarów). Artystę cechowało realistyczne podejście do fotografii, podkreślał, że najważniejsze jest uważne spojrzenie. Fotografował z zachwytem kobiece ciało, ale i wydmy, muszle czy liście kapusty.
Ciekawostką jest obecność w czołówce fotografików z listy najdrożej sprzedanych prac byłego prezydenta Rosji i jej premiera Dmitrija Miedwiediewa. Jego fotografię „Kremlin of Tobolsk” sprzedano w 2010 roku na aukcji w Petersburgu za 1,75 mln dolarów.
Czasem skarb można wyszukać. Wartą kilka milionów dolarów autentyczną fotografię przedstawiającą legendę Dzikiego Zachodu, Billy’ego the Kida, pewien kolekcjoner kupił w antykwariacie za ledwie dwa dolary. Inne oficjalnie uznane zdjęcie rewolwerowca - wykonane w 1879 roku przed barem Fort Sumner w Nowym Meksyku - sprzedano na aukcji w 2011 roku za 2,3 mln dolarów. Billy pozuje do fotografii z karabinem winchester i coltem u pasa. Zdjęcie zostało sprzedane przez potomków Dana Dedricka, który otrzymał je od swojego wspólnika w kradzieży bydła, czyli właśnie Kida.
Warto zauważyć, że pułap miliona dolarów za fotografię przekroczono dopiero w 2005 roku. Za 1,25 mln dolarów sprzedano wówczas zdjęcie Richarda Prince’a „Untitled (Cowboy)”, przedstawiające pędzącego na koniu kowboja. Inwestowanie w fotografie jest zatem tak naprawdę dopiero rozpędzającym się rynkiem...
W Polsce artystą najdrożej sprzedającym zdjęcia jest Witkacy. Jego „Kolaps przy lampie” w roku 2003 osiągnął cenę 135 tys. zł, a „Potwora z Duesseldorfu” w 2016 roku sprzedano za ponad 200 tys. zł. To jedno z najbardziej znanych zdjęć Witkacego pochodzące z 1932 roku. Praca została wykonana w Zakopanem we współpracy z Władysławem Janem Grabskim, jako jedna z serii scen improwizowanych. Odwołuje się do działalności seryjnego mordercy, który stał się pierwowzorem niemieckiego filmu grozy Fritza Langa „M - morderca”. Witkacy, z demoniczną miną, ma naciągniętą na głowę marynarkę, a obok niego znajduje się Janina Turowska, przez pewien czas kochanka artysty.
Polskie zdjęcia zatem na razie nie osiągają światowych kwot, za to nasz kraj potrafi kupić fotografie z najwyższej cenowej półki. W czerwcu 2014 roku wrocławska spółka Hala Ludowa (obecnie Stulecia) wygrała licytację zdjęć Marylin Monroe autorstwa Miltona H. Greene’a, zorganizowaną w domu aukcyjnym DESA Unicum. Za ponad trzy tysiące odbitek przedsiębiorstwo zapłaciło aż 6,4 mln zł. Kolekcja przez dwadzieścia lat należała do Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego. Zarządca hali kupił je dla miasta Wrocław.
Zbiór zdjęć najsłynniejszej blondynki świata po śmierci Miltona H. Greene’a w 1985 roku przejął City National Bank. Następnie kolekcja została wykupiona przez greckiego finansistę Dino Matingasa. Ten zaś robił interesy z ówczesnym szefem Funduszu Obsługi Zadłużenia Zagranicznego i kiedy rozpętała się afera wokół FOZZ, likwidator zażądał spłaty zadłużenia przez Matingasa, którego część została wyegzekwowana w postaci zdjęć gwiazd.
Rzecz jasna szybko wybuchła awantura. Czy miasto było stać na taki wydatek, jak zorganizować stałą wystawę wszystkich fotografii? Zdjęciami musieli zająć się konserwatorzy, fotografie trafiły do depozytu archiwum państwowego we Wrocławiu. Później zdjęcia z kolekcji pokazywano na wystawie w Hali Stulecia, prezentowano je też w kilku miastach Polski, wszystkich jednak jeszcze nie zobaczyliśmy. Teraz Hala Stulecia jest w remoncie, zgodnie z planem obiekt powinien ponownie funkcjonować od września tego roku. Wielka wystawa całej kolekcji ciągle czeka na swój wielki dzień. Co nie zmienia faktu, że posiadamy w kraju jedną z najbardziej fascynujących kolekcji zdjęć dotyczących historii kina i mody, według niektórych wartą już ponad 18 mln zł.
Polski rynek fotografii tak naprawdę dopiero rozwija się i ma przed sobą - jak sądzą eksperci - dużą przyszłość. Kolekcjonowanie fotografii staje się modne, powstają pierwsze prywatne przemyślane, tematyczne zbiory. Od 2007 roku odbywają się cykliczne imprezy pod szyldem Fotografia Kolekcjonerska - wystawy zdjęć polskich klasyków i ciekawych młodych artystów zakończone aukcją prezentowanych prac. Oprócz Stanisława Ignacego Witkiewicza, kolekcjonerzy kupują też chętnie prace Zdzisława Beksińskiego, Zofii Rydet, Zbigniewa Dłubaka, Jana Bułhaka, Benedykta Jerzego Dorysa, Jerzego Lewczyńskiego, Bronisława Szlabsa, Zofii Kulik, Natalii LL oraz młodszych artystów - Rafała Milacha, Kacpra Kowalskiego, Maurycego Gomulickiego czy Ilony Schwarz; cenione są fotografie artystów awangardy międzywojennej, no i rzecz jasna grupy Łódź Kaliska. Niezwykle dynamiczny jest rynek młodej fotografii. Właściwie niemal wszystkie szanujące się galerie i domy aukcyjne w Polsce już się fotografią artystyczną zajmują.
Pozostaje dokształcać się w technicznej stronie fotografii artystycznej, zasadach funkcjonowania tego rynku, szukać rady u ekspertów i inwestować. Dziś niedrogo można kupić prace debiutantów, a to dopiero jest prawdziwa umiejętność i kolekcjonerski „nos”: kupić tanio dzieło początkującego artysty, a sprzedać drogo, gdy odniesie on sukces. Warto zaglądać też do antykwariatów, na różnego rodzaju pchle targi, gdzie można trafić na niespodziankę. No i chodzić na wystawy (np. łódzki Fotofestiwal), poznawać artystów.
Boom na fotografie, na których można zarobić, jeszcze przed nami. Tym bardziej że zmieniające się w zawrotnym tempie techniki i urządzenia będą wyzwalały również tęsknotę za stałością. Ponoć za pomocą klasycznych aparatów wykonuje się na świecie już tylko 10 proc. fotografii. Spod masy zdjęć z IPhonów i tym podobnych możemy się już nie wygrzebać...