Inspekcja Transportu Drogowego chce mierzyć prędkość nie tylko na głównych trasach kraju.
Charakterystyczne żółte fotoradary Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD) stoją wyłącznie przy drogach krajowych. Stoją od lipca 2012 r., a jest ich 450. Za to straże gminne i miejskie straciły od 1 stycznia 2016 r. prawo używania własnych mobilnych fotoradarów.
Wiele samorządów alarmuje, że pozbawienie gmin prawa do kontroli prędkości wpłynęło na pogorszenie bezpieczeństwa, bo wielu kierowców nic sobie nie robi ze znaków czy ogólnych zasad ruchu - pędzą na złamanie karku. Pogorszenie statystyk wypadków śmiertelnych w 2016 roku zdaje się potwierdzać tę tezę.
Inspekcja ma plan
I zdaje się, że na przeciw tym postulatom wyjdzie GITD, który zawiaduje systemem CANARD, czyli Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym. Co nie oznacza, że fotora-dary wrócą w ręce strażników.
- To nie tak, że chcemy zmodernizować system fotoradarowy z powodu złych statystyk wypadków. Z takim zamysłem nosimy się od półtora roku, bo kontrola prędkości jest jednym z zadań wieloletniego programu poprawy bezpieczeństwa na drogach - mówi Łukasz Majchrzak z Wydziału Analiz i Rozwoju Systemowego CANARD. - Jesteśmy daleko w tyle, jeśli chodzi o średnią europejską bezpieczeństwa.
Dlatego GITD chciałby zwiększyć liczbę fotoradarów z 450 do około 600. I właśnie przygotowuje się do opracowania studium wykonalności dla tego projektu przewidzianego do roku 2020. W studium wykonalności wykazane zostaną warunki realizacji projektu - tak techniczne, jak i osobowe.
Ale ta inwestycja nie będzie polegała na zakupie dodatkowych 150 urządzeń, ale raczej większej liczby. Stare trzeba bowiem przeglądnąć, wiele z nich wymienić na nowoczesne. System działa od lipca 2012 roku i wiele się od tego czasu zmieniło. Na ten cel można przeznaczyć 162 mln zł, z czego 85 proc. kosztów pochodziłoby z funduszy europejskich.
- Zapewnienie ogólnie rozumianego bezpieczeństwa, a do tego zalicza się także drogowe, należy do podstawowych zadań państwa. W tej materii liczy się edukacja, jakość infrastruktury drogowej, ratownictwo drogowe, a dopiero na końcu jest nadzór i dyscyplinowanie kierowców - wyjaśnia Łukasz Majchrzak. - Same koszty leczenia ofiar wypadków są ogromne. W tym kontekście 162 miliony złotych to naprawdę niewiele.
Nie tylko na „krajówkach”
Fakt, że przybędzie urządzeń to nie wszystko - te nowe zostaną (przynajmniej takie są plany) ustawione już nie tylko przy głównych drogach kraju (tak jest teraz), ale też przy tych niższych kategorii aż po gminne.
- Mamy dużo wniosków społecznych, by fotoradary wróciły na drogi gminne, powiatowe, wojewódzkie - dodaje Majchrzak.
Co ciekawe, nawet 29 nieoznakowanych radiowozów Inspekcji z fotoradarami też patroluje tylko drogi krajowe.
Kęsowo jest za
- Jestem zdecydowanie za ustawieniem fotoradarów na drogach niższych kategorii. To poprawiłoby bezpieczeństwo - mówi Radosław Januszewski, wójt gminy Kęsowo.
Gmina słynęła (zanim strażom odebrano prawo używania fotoradarów mobilnych) ze skuteczności kontroli prędkości oraz inkasowania należności za popełnione wykroczenia. Rocznie do kasy gminnej wpływało ok. 4 mln zł.
- Od razu mogę wymienić przynajmniej dwa niebezpieczne punkty w naszym rejonie: na drodze wojewódzkiej numer 240 w miejscowościach Żalno i Piastoszyn - wskazuje wójt. - Na skrzyżowaniu w Piastoszy-nie z drogą powiatową w kierunku Raciąża w ostatnich siedmiu latach doszło do około 30 groźnych wypadków.
Wójt Januszewski podchodzi jednak do tego sceptycznie - w końcu w całej Polsce jest 2,5 tysiąca gmin.