Frajda czyni mistrza. Szybka ścieżka na śmigłowcowy szczyt
To się nazywa szybka kariera! Zaledwie kilka miesięcy po zdobyciu zawodowej licencji pilota śmigłowcowego 23-letni Bartosz Kończalski z Torunia został śmigłowcowym mistrzem świata w kategorii juniorów, odbierając ten zaszczytny tytuł znanemu austriackiemu skoczkowi narciarskiemu, a zarazem wielkiemu pasjonatowi lotnictwa Thomasowi Morgensternowi. Austriak szczerze gratulował, ale i nie krył zaskoczenia, bo student Bartosz jest przecież najmłodszym zawodowym pilotem w Polsce...
Gdzie tkwi tajemnica tego sukcesu? - W pasji - odpowiada krótko Bartosz Kończalski, torunianin, student elektroniki i telekomunikacji na Politechnice Gdańskiej. - Latanie śmigłowcem daje mi niesamowite poczucie wolności. Jest czymś fantastycznym, czymś, co sprawia ogromną frajdę i czymś, o czym marzyłem od zawsze.
Za realizację tych marzeń zabrał się zaledwie dwa lata temu, kiedy to postanowił wziąć udział w godzinnym locie zapoznawczym. Oczywiście maszynę prowadził instruktor, na tyle jednak doświadczony, że nie tylko ciekawie opowiadał o budowie śmigłowca, wypełniających kabinę wskaźnikach i zasadach sterowania, ale i pozwolił na moment chwycić drążek steru. To wystarczyło.
W tej jednej chwili Bartosz Kończalski doszedł do wniosku, że jednak jest coś, co przebija niezmiernie interesujące studia na politechnice. Uznał po prostu, że pilotem zostać musi.
Dużo latać i zarabiać
Do tego celu prowadzą w Polsce dwie drogi: albo poprzez zdobycie licencji turystycznej, albo - co bardziej wymagające, czasochłonne i kosztowne - zawodowej.
Latanie śmigłowcem daje mi niesamowite poczucie wolności. Jest czymś fantastycznym, czymś, co sprawia ogromną frajdę i czymś, o czym marzyłem od zawsze.
- Skoro wiedziałem już, że z lataniem chcę związać przyszłość, to wybór kursu, kończącego się zdobyciem licencji zawodowej, był czymś oczywistym - tłumaczy Bartosz Kończalski. - Licencja turystyczna dawałaby mi tylko możliwość wypożyczenia śmigłowca, za co musiałbym sporo zapłacić, a ja chciałem jak najwięcej latać i w ten sposób jeszcze zarabiać. Przeszedłem więc specjalistyczne badania lekarskie, w funkcjonującej w podwarszawskim Mod-linie szkole zaliczyłem 300-godzinny kurs teoretyczny i spędziłem 143 godzin za sterami śmigłowca.
Łatwo nie było. Nieprzypadkowo mówi się, że śmigłowiec jest najtrudniejszą w pilotażu maszyną latającą. Na dodatek maszyną bardzo czułą, trzeba więc wyrobić w sobie umiejętność wykonywania minimalnych (niektórzy twierdzą, że wystarczy o nich tylko pomyśleć!) ruchów sterem, uwzględniając zarazem - co na początku sprawia szczególną trudność - pewne opóźnienie w reakcji helikoptera.
No i pilot śmigłowca podczas lotu używa obu rąk i nóg, co oczywiście musi wiązać się z nieprzeciętną koordynacją -ruch jednym sterem, wymaga natychmiastowej reakcji innym.
- Naprawdę jest się czego uczyć - przyznaje torunianin. - Kluczowa jest w tym wszystkim umiejętność utrzymania śmigłowca w zawisie, czyli nieruchomej pozycji nad ziemią, co poprzedza bezpieczne przyziemienie. Jakoś jednak od pierwszych chwil za sterami poczułem tę wielką maszynę. Samodzielnie lądowałem już po 5 godzinach w powietrzu. Szkolenie zajęło mi 16 miesięcy i w styczniu tego roku, mając 22 lata, uzyskałem licencję pilota zawodowego. Tym samym zostałem najmłodszym zawodowym pilotem w Polsce. To środowisko w naszym kraju jest zresztą niewielkie - liczy ok. 250 osób.
Przeczytaj dalszą część artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień