Gangster Paweł P., ps. Ramzes: Moje spotkanie z „Westernem” zostało wyreżyserowane. Nie jestem etatowym świadkiem prokuratury
Czy gangster Paweł P., ps. Ramzes, który poszedł na współpracę z poznańską prokuraturą, jest wiarygodny? W zeszłym roku, podczas nagranej rozmowy, powiedział gangsterowi „Westernowi”, że kłamał i poszedł na szeroki układ z poznańską prokuraturą w zamian za darowanie mu dwóch gwałtów. - Tamto moje spotkanie z „Westernem” zostało wyreżeserowane. Bałem się go i mówiłem mu, co on chciał usłyszeć. Mój jedyny układ z prokuraturą jest taki, że mówię prawdę i mogę za to liczyć na złagodzenie kary za popełnione przestępstwa – zapewnia Paweł P., ps. Ramzes, który zgłosił się do naszej redakcji.
W najbliższy czwartek prawdomówność 32-letniego Pawła P., ps. „Ramzes”, oceni poznański Sąd Apelacyjny. Sąd zajmie się sprawą dotyczącą przejęcia dyskoteki West Box w Opalenicy, za co w kwietniu zeszłego roku skazano członków poznańskiego półświatku.
W sprawie przejęcia dyskoteki, na kary więzienia, nieprawomocnie zostali skazani między innymi: wielokrotnie karany gangster Marek F., ps. Western, Damian W., ps. Donald oraz Marek Bielawiec (zgadza się na podanie nazwiska).
59-letni Marek F., ps. „Western”, to weteran sądowych sal. Połowę swojego życia spędził za kratkami. Teraz, za sprawę dyskoteki, grozi mu siedmioletnia odsiadka. Jednym z głównych dowodów prokuratury, oprócz zeznań świadka incognito, stały się wyjaśnienia współoskarżonego „Ramzesa”, który powiedział, że również brał udział w zbrojnym przejęciu dyskoteki. Za tę współpracę ze śledczymi usłyszał łagodny wyrok, bo w zawieszeniu.
WIĘCEJ
"Ramzes" zeznawał również w sprawie śmierci Ewy Tylman. Czy okłamał sąd?
Trzy miesiące po tamtym nieprawomocnym wyroku, w podpoznańskim Kiekrzu doszło do spotkania „Ramzesa” z „Westernem”, który miał kierować zbrojnym przejęciem dyskoteki. To wtedy „Ramzes” zaczął mówić, że poszedł na układ z prokuraturą, że zaczął pomawiać różne osoby, również ws. opalenickiej dyskoteki, byle tylko nie trafić do więzienia za dwa przypisywane mu gwałty. Przy czym, jak zaznaczał, żadnych gwałtów nie popełnił.
O tamtym spotkaniu jako pierwsza napisała „Gazeta Wyborcza”, a później ukazał się reportaż w telewizji TVN. „Ramzesa” przedstawiono w tych publikacjach jako etatowego i niewiarygodnego świadka poznańskiej prokuratury.
Wersja „Ramzesa”: straciłem policyjną ochronę, dlatego spotkałem się z „Westernem”
Niedawno „Ramzes” skontaktował się z naszą redakcją, by przedstawić swoją wersję. Oto jego relacja.
- Do początku czerwca ubiegłego roku przebywałem poza Wielkopolską, bo korzystałem z policyjnej ochrony. Wtedy, w pewnym mieście na południu Polski, zauważyli mnie kibice piłkarscy jednej z drużyn. Zwrócili uwagę na mój tatuaż związany z Lechem Poznań. Byłem pod wpływem alkoholu, doszło do awantury. Niebawem przyjechali policjanci, którzy mieli mi zapewniać bezpieczeństwo. Przyznaję, byłem wobec nich agresywny, ale miałem swoje racje. Nie podobało mi się to, że miałem być chroniony, a wyszło jak wyszło. W każdym razie po tamtym zdarzeniu, po swoim zachowaniu, straciłem policyjną ochronę. Wróciłem do Poznania i sam musiałem zadbać o bezpieczeństwo
– opowiada „Ramzes”.
Z jego relacji wynika, że właśnie w tamtym czasie kontaktu z nim zaczął szukać nieprawomocnie skazany „Western”. Ale i „Ramzesowi” zależało na spotkaniu.
WIĘCEJ
Gangster "Western" został blogerem: swój zawód wybrałem świadomie, jestem uzależniony od ryzyka
- Początkowo uznałem, że jeśli ułożę się z „Westernem”, będę miał życie w Poznaniu. Pośrednikiem w umówieniu naszego spotkania był taki „Wachu”, nasz wspólny znajomy z półświatka. Dzwonił do mnie i umówił mnie z „Westernem” na spotkanie 5 lipca ubiegłego roku. Prokuratura uznała później, że ten „Wachu” w ogóle do mnie nie dzwonił, ale śledczy nie sprawdzili wszystkich używanych przez niego numerów, nie sprawdzili też mojego telefonu. A ja właśnie od niego wiedziałem, że mam przyjechać nad jezioro do Kiekrza, że tam będzie na mnie czekać „Western” i tam odegramy umówioną scenę. Chodziło o bajeczkę, jakobym miał układ z prokuraturą, która gwarantuje mi wolność za kłamstwa na temat „Westerna” i innych ludzi z półświatka. „Westernowi” bardzo zależało, bym dał mu takie fałszywe alibi, bo bardzo nie chce wrócić do więzienia za zbrojne przejęcie dyskoteki – dodaje „Ramzes”.
Spotkanie "Westerna" i "Ramzesa: nie wszystko zostało nagrane
Dzień później, 6 lipca 2018 roku, w poznańskim sądzie rozpoczynał się następny proces, w którym „Ramzes” pogrążał „Westerna” i inne osoby z półświatka. Właśnie na tej rozprawie „Ramzes” miałby odkręcać swoją wcześniejsze wyjaśnienia. Ale „Ramzes” wstał i powiedział, że dzień wcześniej spotkał się z „Westernem”, że ten mu groził i jednocześnie obiecywał pieniądze za nowe, korzystne dla niego wyjaśnienia.
Z kolei „Western” zaprzeczał i na potwierdzenie tego, jak wyglądało spotkanie, przekazał sądowi pen drive z nagraniem ich rozmowy.
- „Western” i jego żona, która też była w Kiekrzu, wszystkiego nie nagrali. Na dostarczonych nagraniach nie słychać, że mi grozi śmiercią. Nie słychać, że grozi mojej żonie wywiezieniem jej do burdelu i oddaniem jej dziecka do pedofilów w Niemczech. Nie słychać, jak mi obiecuje 50 tysięcy złotych oraz dodatkowo tysiąc złotych miesięcznie, gdybym sam trafił do więzienia. „Western” przedstawił jedynie to, co dla niego wygodne. A ja postanowiłem opowiedzieć, jak to wszystko wyglądało, bo i tak „Western” nigdy nie da mi spokoju za to, że poszedłem na współpracę z prokuraturą – zapewnia nas „Ramzes”.
SPRAWDŹ
Wyrok za przejęcie dyskoteki w Opalenicy: surowe kary dla członków poznańskiego półświatka
Jednak prokuratura w Zielonej Górze, która otrzymała zawiadomienie „Ramzesa” i jego żony, nie potwierdziła wersji o groźbach ze strony „Westerna” i próbie przekupstwa. Prokuratur Anna Huzarska wskazała w decyzji o umorzeniu, że wersja „Ramzesa” i jego żony jest niewiarygodna w kontekście gróźb. Z drugiej strony prokurator Huzarska przyznała, że tylko część rozmów znad jeziora została nagrana i nie można wykluczyć wersji „Ramzesa”.
Biegli psychiatrzy: „Ramzes” brał narkotyki i ma osobowość dyssocjalną
Wersja dawnych znajomych „Ramzesa” jest zupełnie inna. „Western” i inni oskarżeni są zdania, że „Ramzes” faktycznie poszedł na układ ze śledczymi, byle wyślizgać się ze sprawy dwóch przypisywanych mu gwałtów.
Mówi Marek Bielawiec, jeden z nieprawomocnie skazanych za przejęcie dyskoteki West Box:
- Poprzedni właściciel dyskoteki zaprzecza, by doszło do jej zbrojnego przejęcia. My również temu zaprzeczamy. Ale wychodzi na to, że wszyscy kłamią, tylko jeden „Ramzes” mówi prawdę. On podczas różnych przesłuchań dostosowuje swoje wersje, zmienia je, podaje coraz to nowe okoliczności. My uważamy, że zawarł układ z prokuraturą. Kłamał na nasz temat, w zamian za co umorzono mu dwa gwałty. A przecież obie jego ofiary były badane przez panią psycholog, która uznała ich relacje za wiarygodne. Z kolei w przypadku „Ramzesa” dwaj psychiatrzy wypowiedzieli się, że ma osobowość dyssocjalną, która charakteryzuje się bezwzględnym nieliczeniem się z uczuciami innych i wyraźną skłonnością do obwiniania innych. Wskazali też na jego uzależnienie od narkotyków
– podkreśla Marek Bielawiec.
Opinia psychiatrów o „Ramzesie”, na którą się powołuje, jest z 2015 roku. „Ramzes” się z nią nie zgadza.
- Opinia jest szablonowa, psychiatra rozmawiał ze mną może z pięć minut. A narkotyki? Tak, kiedyś je brałem i piłem alkohol. Wyszedłem z tego. A jeśli moi dawni znajomi są tacy „święci”, to niech sami się przebadają. Sądzę, że nadal biorą – odpowiada „Ramzes”.
„Ramzes” przyjdzie do sądu, jeśli dostanie policyjną ochronę
A jak było z dwoma gwałtami? Ta sama biegła pani psycholog oceniła zeznania obu kobiet i uznała je za wiarygodne. Prokuratura najpierw postawiła „Ramzesowi” zarzuty, ale potem prawomocnie umorzyła sprawę obu gwałtów. Bo miała wątpliwości wobec wiarygodności obu kobiet.
Jedną z rzekomych ofiar gwałtu była złodziejką. Gwałt zgłosiła dopiero po prawie roku. Przyznała, że w dniu rzekomego gwałtu była pod wpływem dopalacza. Jednocześnie prokuratura zwróciła uwagę, że miała konflikt z „Ramzesem”, który pobił jej konkubenta, do czego zresztą się przyznał.
Drugą ofiarą miała być nastolatka. Ten gwałt bardzo szybko zgłosiła jej matka twierdząc, że córka została porwana sprzed sklepu „Żabka”, zabrana do hotelu i tam zgwałcona. Ale takiego przebiegu zdarzeń nie potwierdził monitoring ze sklepu, zeznania pracowników „Żabki”, zeznania koleżanek rzekomej ofiary oraz zeznania właścicielki hotelu. Zdaniem tej ostatniej, to nastolatce bardzo zależało, by jak najszybciej znaleźć się w pokoju z „Ramzesem”. Również biegli lekarze nie znaleźli u rzekomej ofiary takich obrażeń, które potwierdzałyby gwałt.
„Ramzes”: - Obie kobiety zmyśliły oskarżenia. Jedna miała ze mną konflikt, bo pobiłem jej partnera. A ta druga, nastolatka, zmyśliła wszystko najpewniej dlatego, by wytłumaczyć się przed mamą, że pojechała gdzieś z obcym facetem i piła z nim alkohol. A ja żadnej z nich nie skrzywdziłem, nie doszło między nami do żadnego stosunku.
Wiarygodność „Ramzesa” oceni w czwartek poznański Sąd Apelacyjny, który wyda prawomocny wyrok ws. przejęcia dyskoteki „West Box” w Opalenicy. Zanim sąd rozstrzygnie sprawę, przesłucha „Ramzesa”. Ten zapowiada, że przyjdzie na czwartkową rozprawę pod warunkiem, że otrzyma policyjną ochronę. Jak mówi, boi się zemsty dawnych kolegów z gangu.
Ocena wiarygodności „Ramzesa” będzie miała spore znaczenie dla innych spraw karnych, w których poszedł na współpracę z prokuraturą.