Gdy już zakażemy kupowania i picia, to chyba będzie u nas raj
Zakazuje się zakazywać - tak brzmiało jedno z haseł studenckiej rewolty w 1968 roku na Zachodzie. Zbuntowana młodzież odrzuciła wtedy uładzoną, zastygłą w mieszczańskim samozadowoleniu rzeczywistość. Młodzi chcieli być wolni i próbowali tę wolność sobie zagarnąć, sięgając śmiało po narkotyki i przeprowadzając rewolucję seksualną. Dziś są inne trendy i wolność jako taka mało kogo interesuje, chyba że władza próbuje ograniczać czyjąś osobistą przestrzeń.
Nasi politycy u steru władzy właśnie przeforsowali dwa rozwiązania, które oznaczają w praktyce zakaz handlu w niedzielę i zakaz sprzedaży alkoholu w nocy. Z uzasadnieniem trudno się spierać. Oczywiście, rozumiem potrzebę odpoczynku w przypadku pracowników marketów i galerii handlowych, a także niechęć wobec sklepów nocnych okazywaną przez ich sąsiadów, którym nocne awantury zakłócają sen.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień