Gdyński nurek i śmierć. Tajemnica jak kamień w wodę
Śmierć od lat krążyła wokół gdyńskiego nurka. Wyciągała po niego rękę, gdy został ranny pod Monte Cassino, kusiła walizką wypełnioną pieniędzmi, czaiła się w morskiej wodzie wypełniającej podwodne wraki. Aż w końcu zabrała w nie do końca wyjaśnionych okolicznościach, gdy miał zaledwie 47 lat.
Czarno-białe, stare zdjęcia rozłożone na stole. A na nich mężczyźni w gumowych skafandrach, ciężkich, bo ważących nawet 25 kilogramów butach, okrągłych, wielkich hełmach. Zdewastowany przez wojnę gdyński port, wrak pancernika „Gneisenau”, stara Gdynia. I rodzina Staniszewskich, z najmłodszym, trzymanym przez ojca na rękach, Grzegorzem.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień