Gdzie kręcić film wojenny?
- Chcemy mieszkać w cywilizowanych warunkach - mówią mieszkańcy kamienic za Gimnazjum nr 7. Od lat widzą z okien gruz po winiarni.
- Jak się tutaj mieszka? Sam pan widzi, widok mamy z okien straszny - mówi naszemu reporterowi Elżbieta Ziebej z ul. Sikorskiego. Mieszka w jednej z kamienic sąsiadujących z Gimnazjum nr 7. Poniemieckie budynki zna każdy, kto wyjeżdżał z dworca PKS. I choć z zewnątrz są poszarzałe i aż proszą się o remont, to przy tym, co zasłaniają, i tak wyglądają pięknie. Naprawdę!
Na tyłach kamienic jest prawdziwe pobojowisko
Chaszcze i masa śmieci, które tu zalegają, są praktycznie niczym przy ogromie gruzu, jaki został po dawnej winiarni. Kamienne bloki mają po wiele metrów, muszą być ogromnie ciężkie. Gdyby ktoś chciał kręcić film wojenny, mogłyby bez problemu robić za scenografię.
- Winiarnia została zburzona z ponad dziesięć lat temu. Sama jeszcze pamiętam, jak działała i chcieli wprowadzać na rynek nalewki w opakowaniach takich jak do jogurtów - wspomina Barbara Danielewicz, która mieszka tu od 15 lat. Gdy chodzimy z nią po gruzowisku, kobieta mówi: - Tu można poczuć się jak w kamieniołomie.
Nic się tu nie zmienia
O sprawie pisaliśmy w „GL” nie raz. Po raz ostatni niemal rok temu, 31 marca. - Od tamtej pory nic się nie zmieniło. A przecież my tu chcemy mieszkać w cywilizowanych warunkach - mówiła nam kilka dni temu pani Teresa, zachęcając do ponownego zajęcia się sprawą.
Wczoraj byliśmy na gruzowisku ponownie. Bez problemu mogliśmy zobaczyć je z bliska, bo dostępu do niego nie strzeże żaden płot!
Rok temu pisaliśmy, że sprawą zajmie się straż miejska oraz powiatowy inspektor nadzoru budowlanego. Co więc zrobili przez ostatnie 12 miesięcy? Strażnicy miejscy tłumaczą nam, że poprosili właściciela terenu o postawienie płotu. Firma ogrodzenie postawiła, więc o ukaraniu nie mogło być mowy. Dziś jednak - powtórzmy - po płocie nie ma nawet ani śladu. Z kolei Adam Migdalczyk, inspektor nadzoru budowlanego, tłumaczy nam, że - w teorii - gruzowisko może... leżeć sobie w nieskończoność! - Nie ma prawa, które zmuszałoby, aby ktoś posprzątał z gruzu swój własny teren - mówi dziennikarzowi. Tym bardziej w przypadku gruzowiska po winiarni. Tu bowiem część rozbiórki odbywała się na tzw. zgłoszenie, a to oznacza, że nikt nie musiał jej nadzorować. W teorii... trwa więc do teraz.
Tyle jeśli chodzi o prawo. Nie oznacza to jednak, że nie widać światełka w tunelu.
Jeszcze rok temu teren gruzowiska należał do firmy Poliberica, która miała siedzibę w Łodzi. W zeszłym roku nieruchomość przeszła jednak w ręce jednej z gorzowskim firm. Wczoraj próbowaliśmy się z nią skontaktować. W internecie nie znaleźliśmy jednak żadnej należącej do niej strony. Internetowa wyszukiwarka znajdywała jedynie numer telefonu, który kierował do... biura księgowego obsługującego firmę. Poprosiliśmy o kontakt. Do momentu zamknięcia tego numeru „GL” nikt jednak do redakcji nie oddzwonił.
Będą tutaj bloki?
Po naszej interwencji z właścicielem terenu skontaktował się inspektor Migdalczyk. Umówił się już z nim na czwartek. - Spotkamy się na miejscu i zobaczymy, co trzeba tam zrobić - mówi.