Byli wśród nas i byli nami, dlatego powinniśmy o nich pamiętać - tłumaczy prof. URz Wacław Wierzbieniec sens Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu na Podkarpaciu
- Przestaliśmy pamiętać o wspólnej przeszłości? Bo czemu ma służyć Międzynarodowy Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu na Podkarpaciu?
- Uznaliśmy, że pamięć o społeczności żydowskiej, która zamieszkiwała Rzeszów i inne miejscowości naszego regionu, a która uległa totalnej zagładzie, że ta pamięć powinna być żywa. Że zrobić trzeba coś, by przypominać o niej w sposób permanentny. Choćby dla naszego dobra, bo groźba totalitaryzmów wcale nie przestała istnieć. Przecież już po Holokauście ludzkość doświadczyła tragedii ludobójstwa w Rwandzie, w latach 90. na Bałkanach, to wciąż się powtarza i powtórzyć może. Ale przypominanie o Holokauście i jego ofiarach ma nie tylko aspekt „profilaktyczny”, bo dostrzegam coraz większe zainteresowanie rosnącej liczby osób historią społeczności żydowskiej na ziemiach polskich. Szczególnie tą tragiczną częścią historii, czyli w latach Zagłady. Stąd pomysł cyklicznych spotkań z przeszłością. Początkowo myśleliśmy o festiwalu kultury żydowskiej, ale najbardziej właściwą inicjatywą wydawała nam się taka, która będzie nawiązywać do Holokaustu. Z kilku powodów: ponieważ to bardzo mocno dotknęło też społeczności polskiej, bardzo mocno tkwi w świadomości żydowskiej, a ponadto jest wspólnym mianownikiem świadomości narodowej obu nacji. I wybór daty pamięci o ofiarach Holokaustu nie jest przypadkowy, bo właśnie 27 stycznia, dzień wyzwolenia obozu w Auschwitz, został przez rezolucję Zgromadzenia Ogólnego ONZ wybrany na dzień takiej pamięci.
- Pół wieku obywaliśmy się bez tej pamięci, po co nam o tym pamiętać w przyszłości?
- Odpowiem jako historyk: historia jest nauczycielką życia. I nawiązując do historii, ugruntowujemy naszą tożsamość, utożsamiamy się z naszym kręgiem kulturowym, umacniamy świadomość państwowości. I rzecz bardzo istotna: rośnie zainteresowania historią i tożsamością w naszych lokalnych „małych ojczyznach”. A w bardzo wielu tych małych ojczyznach nie sposób pominąć udziału Żydów w budowaniu lokalnych społeczności, wpływu na ich rozwój gospodarczy, intelektualny, kulturalny. Poza tym jako społeczeństwo polskie wciąż nie potrafimy uwolnić się od traumy Holokaustu, jeśli nawet nie byliśmy główną jego ofiarą, to współuczestniczyliśmy w tej zagładzie, także jako ofiara. Przecież na oczach Polaków znęcano się publicznie, mordowano ich sąsiadów, kolegów ze szkoły, przyjaciół z podwórka. W wielu rodzinach pamięć o tamtej traumie przez lata była bardzo żywa, świadectwa tej traumy pozostały w naszej literaturze, w filmie. A mamy przecież dostęp do dokumentów historycznych, według których Polacy mieli być poddani całkowitej eksterminacji niemieckiej z chwilą, kiedy zakończy się eksterminacja Żydów na ziemiach polskich.
- Chętnie przyjmujemy, że byliśmy współofiarami Zagłady, ale wypieramy ze świadomości, że bywaliśmy także współsprawcami.
- Niezwykle trudne zagadnienie, bardzo złożone. Kwestia tych negatywnych postaw Polaków, choćby przypadków szmalcownictwa, donosicielstwa, przypadków zabójstw, wyłapywania Żydów, wszystko to czeka na rzetelne zbadanie. Najbardziej powszechną wówczas postawą wobec zagłady Żydów była postawa bierności, podbudowana paraliżującym społeczeństwo strachem przed utratą życia własnego i bliskich. Były i postawy negatywne, czynne włączanie się w niemiecki plan eksterminacji. I ten trzeci rodzaj postaw, z którego powinniśmy być dumni, na którym powinniśmy budować relacje polsko-żydowskie: postawy heroicznej pomocy. Naszym obowiązkiem, jako środowisk historycznych, jest przyjrzenie się tym zjawiskom i ich ukazanie. Także tych negatywnych, ale przy obecnym stanie badań trudno jest o generalizowanie ocen czy wniosków. Poza tym przestrzegałbym przed łatwą oceną takich zachowań. Łatwo jest je oceniać z perspektywy człowieka bezpiecznego, żyjącego w bezpiecznym świecie. Przywołam to, co mówią o tym Żydzi: co my byśmy zrobili, gdybyśmy znaleźli się w takiej sytuacji? Mosze Oster, jeden z ocalonych, który wielokrotnie odwiedzał Rzeszów, powtarzał, i to na podstawie własnych doświadczeń, że ci, którzy pomagali Żydom podczas okupacji, to nie byli ludzie, to były anioły. Bo w tamtej rzeczywistości odruch wsparcia, pomocy, wyciągnięcie pomocnej dłoni w świadomości Żydów był czymś trudnym do określenia. Organizując obchody dnia pamięci, nie chcemy dokonywać ocen postaw wobec Holokaustu, chcemy wyeksponować raczej te dobre postawy. I my, i goście z Izraela, którzy będą uczestniczyć w podkarpackich obchodach. A to ludzie z tego pierwszego pokolenia, które uratowało się przed Zagładą, także ich dzieci i wnukowie, którym przekazano relacje z tych rodzinnych tragedii.
- Wydaje się, że uroczystości dnia pamięci to nie tylko wspomnienie tragedii, to także przypomnienie o wielowiekowym udziale Żydów w budowaniu lokalnych społeczności.
- Bo też byli bardzo aktywni, również w lokalnych władzach samorządowych, pełnili funkcje radnych gminnych. W Rzeszowie było niemal regułą, że wiceburmistrz miasta był Żydem. I to się świetnie sprawdzało. I trudno się temu dziwić, Żydzi byli znaczącymi dla budżetu lokalnego płatnikami podatków gminnych, twórcami miejsc pracy, rozwoju gospodarczego gmin. Byli posłami i senatorami, profesorami uniwersytetów, to był ogromny potencjał intelektualny budującej się po odzyskaniu niepodległości Polski. I nie wolno zapominać o tym, że byli, podobnie jak Ukraińcy, równoprawnymi obywatelami monarchii austro-węgierskiej, a potem II Rzeczpospolitej. I że Holokaust zamordował trzy miliony naszych współobywateli na ziemiach przedwojennej Polski. Choćby dlatego mamy moralny obowiązek przypominać o tamtych wydarzeniach. Jeśli ktoś zadaje pytania, dlaczego mamy o tym pamiętać, to właśnie dlatego. Po tej społeczności pozostały budynki synagog, rytualnych łaźni, budynki mieszkalne, użyteczności publicznej i budynki fabryczne, cmentarze. Co powiemy młodemu człowiekowi, który - wskazując na kirkut - zapyta, co to jest. Przecież - powie - u nas nie ma Żydów, więc skąd cmentarz?
- Z roku na rok rośnie liczba samorządów podkarpackich, które włączają się w obchody dnia pamięci. Skąd to zainteresowanie?
- To nie jest coś zupełnie nowego. Wcześniej samorządy wydawały monografie swoich miejscowości, w których nie sposób było pominąć udziału Żydów, odsłaniano tablice pamiątkowe, potomkowie przedwojennych żydowskich mieszkańców przyjeżdżali w „podróże sentymentalne”, spotykali się z mieszkańcami. Współudział w obchodach dnia pamięci to także okazja, byśmy mogli wspólnie zaakcentować pamięć o naszych zamordowanych współobywatelach. Zainteresowanie samorządów rośnie również dlatego, że staramy się, by nasi goście z Izraela odwiedzali miejscowości, które współuczestniczą w obchodach. I opowiadali o swoich doświadczeniach bądź doświadczeniach swoich bliskich, którzy uratowali się z Holokaustu. Efekt jest również taki, że włodarze coraz to nowych samorządów pytają nas o to, czy mamy kontakty z rodzinami ofiar, związanych z ich miejscowością.
- Staramy się, by pamięć o współistnieniu religijnym i kulturowym na ziemiach polskich była wśród nas żywa. Czy wśród Żydów izraelskich, amerykańskich, Żydów w ogóle takie starania też istnieją? Chcą wiedzieć, skąd u nich pojawił się Ben Gurion, Golda Meir?
- Trudno generalizować. To kwestia działań państwa Izrael i środowisk Żydów amerykańskich z jednej strony, a poszczególnych ludzi z drugiej. Działań instytucjonalnych i działań czysto prywatnych, potomków rodzin, silnie związanych z ziemiami polskimi. Z działań instytucjonalnych można przywołać przyjazdy izraelskiej młodzieży do Polski, jakie organizowane są od wielu lat. To przyjazdy wkomponowane w programy szkolne. Niestety, wcześniej te wyjazdy ograniczały się wyłącznie do miejsc zagłady, przede wszystkim do obozu Auschwitz i innych, na Umschlagplatz w Warszawie. Coś się zaczęło zmieniać ostatnimi laty, pewnie w wyniku rozmów dyplomatycznych, kontaktów w świecie naukowym, a nade wszystko działalności Muzeum Żydów Polskich POLIN, bo w tej chwili te zorganizowane grupy wycieczkowe młodzieży z Izraela i Stanów Zjednoczonych zaczynają już poszerzać swoje zainteresowanie wspólną przeszłością. A to „prywatne” zainteresowanie? Także na Podkarpaciu obserwujemy, że coraz częściej odwiedzają nas „prywatnie” zorganizowane grupy rodzin, związanych z tą częścią przedwojennej Galicji. Wnukowie, nawet prawnukowie mieszkańców tych ziem. Szukają śladów po swoich przodkach, spotykają się z lokalnymi społecznościami, wielokrotnie uczestniczyłem w takich spotkaniach. I widziałem, jak serdeczne są to spotkania, nagle pojawiają się jakieś poblakłe fotografie szkolne, mocno starsza pani przypomina sobie, że przecież miała przed wojną taką sąsiadkę Żydówkę, koleżankę z klasy, przyjaciółkę, która w czasie wojny gdzieś zniknęła… I to jest chyba najważniejsza płaszczyzna, na której możemy zbudować wiele dobrego w relacjach polsko-żydowskich.