Gladiatorzy z Wielkopolski idą po swoje na PGE Narodowy
KSW 39 Colosseum na Stadionie Narodowym w Warszawie (sobota, godz. 19, relacja w płatnej telewizji) ma być dla sympatyków sportów walki wydarzeniem historycznym. Galę obejrzy 56 tys. widzów (rekord Europy), a w walce wieczoru wystąpi poznański wojownik, Borys Mańkowski, który zmierzy się z legendą mieszanych sztuk walki w Polsce, czyli z pochodzącym z Czeczeni, Mamedem Chalidowem.
W innych pojedynkach również nie zabraknie wielkopolskich akcentów, bo do klatki wejdą Mateusz Gamrot, MichałAndryszak (obaj, podobnie jak Mańkowski, reprezentaują Ankos MMA Poznań) oraz Marcin Wójcik (GŁD Team Piła).
–
Chcemy, żeby każda osoba, przychodząca na galę, mogła oglądać ją z zapartym tchem od pierwszej do ostatniej walki – jak dobry film. Motywem przewodnim sobotniej imprezy jest koloseum i gladiatorzy, więc możemy spodziewać się widowiskowej oprawy.
Bohaterem wieczoru będzie już sam PGE Narodowy, którego ogrom robi wrażenie. Jest kapitalny i wpisał się w naszą stylistykę – tłumaczył Martin Lewandowski, jeden z właścicieli organizacji KSW.
Na PGE Narodowym fani MMA zobaczą też inne czołowe postaci KSW, a więc Mariusza Pudzianowskiego w starciu z innym strongmanem, Tyberiuszem Kowalczykiem oraz mistrza KSW w wadze ciężkiej Brazylijczyka Fernando Rodriguesa, który będzie walczył z Marcinem Różalskim.
„Diabeł tasmański” ma mało do stracenia i dużo do zyskania
27-letni Mańkowski nie będzie faworytem boju z Chalidowem, ale nie robi z tego faktu wielkiego problemu.
– Ludzie mówią, że nie mam nic do stracenia, a dużo do zyskania.
Zawsze chciałem być w życiu pierwszy.
Dlatego w KSW też nie chcę być za Chalidowem czy za kimkolwiek innym – przyznał wojownik zwany „Diabłem tasmańskim”.
Rywal poznaniaka nie kontruje jego odpowiedzi, tylko zachowuje się tak jakby szedł po swoje.
– Podobieństwo naszych stylów może doprowadzić do ciekawej walki. Nie szukam słabych stron rywala, a jedynie myślę jak wyeksponować swoje mocne strony – podkreślił wojownik Arrachionu Olsztyn.
Mańkowski prawie przez całą swoją karierę związany jest z organizacją KSW (z krótką przerwą na występy w MMA Attack). Nic dziwnego, że już kilka lat temu mówił, że to najlepsza federacja w Europie.
– Przede wszystkim nikt inny nie oferuje tak dobrych warunków finansowych.
Wielkim atutem KSW jest także przygotowanie wizualno-techniczne samych imprez i tych wydarzeń, które je zapowiadają.
Właściciele uchodzą w środowisku za kontrowersyjnych, ale ja ich osobiście lubię – stwierdził podopieczny Andrzeja Kościelskiego.
Wszyscy gadają o „Gamerze”
Inny jego as, czyli Mateusz Gamrot zmierzy się z Brytyjczykiem Normanem Parke.
–
Taka publika mnie dodatkowo mobilizuje
– im więcej ludzi, im większa wrzawa, tym wychodzę bardziej skoncentrowany i chcę lepiej wypaść. Bardzo mnie to cieszy, że będę mógł się zaprezentować na Narodowym – mówił 26-letni wojownik rodem z Kudowy-Zdrój.
– Jest niepokonany, nie przegrał rundy, wszyscy o nim gadają. Z drugiej strony
jestem najlepszy w Europie w wadze lekkiej, więc Gamrota czeka długa noc.
Jestem pewien, że zabiorę pas do Irlandii Północnej – odgrażał się niedawno Parke.
W Polsce nikt jego słów nie bierze na poważnie, bo popularny „Gamer” to zawsze jeden z największych pewniaków na gali KSW.
– Ten chłopak zadziwia świat. Jeśli istniał sufit jego umiejętności, to poznaniak już dawno go przebił głową – przekonywał Maciej Kawulski, drugi z właścicieli federacji KSW.
Poznański wojownik nie lubi uchodzić za gwiazdę, bo wie, że tylko ciężką pracą można dojść do sukcesów i nie każdemu z tych, którzy mają talent udaje się wejść na sam szczyt.
– Wizytówki KSW mogą liczyć na atrakcyjne kontrakty. Trzeba jednak pamiętać, że wielkie pieniądze zarabiają tylko nieliczni, zwłaszcza w Polsce, gdzie ta dyscyplina wciąż jest na dorobku. Dlatego młodym chłopakom podpowiadam, by patrzyli na to, czy mają smykałkę i talent do MMA, a dopiero później zastanawiali się do ilu zer na koncie mogą dojść dzięki zawodowym walkom – zauważył Gamrot.
Do MMA trafił on z zapasów, w których całkiem dobrze sobie radził, ale nie miał szans na gaże powyżej 50 tys. zł za walkę.
–
Początkowo miałem wątpliwości, czy to była słuszna zamiana.
Dzisiaj już nie mam, bo w zapasach trudno się przebić, a jeszcze trudniej z nich wyżyć – dodał jeden z dwóch najbardziej znanych „Ankosiaków”, który w lutym tego roku trafił już po raz drugi do najlepszej dziesiątki sportowców w Wielkopolsce, w naszym redakcyjnym plebiscycie.
Od Marriotta przez Arenę na Stadion Narodowy
Wizerunek KSW budowali nie tylko Mańkowski i Gamrot, choć to właśnie oni od kilku lat są najbardziej rozwojowymi i perspektywicznymi zawodnikami.
Pierwsza gala KSW odbyła się 13 lat temu, czyli wtedy kiedy walki zawodników MMA można było zobaczyć w Polsce jedynie w klubach i remizach. Właściciele federacji rozpoczęli od mocnego uderzenia, bo zorganizowali galę w warszawskim hotelu Marriott.
Druga impreza z cyklu KSW transmitowana była już przez Polsat Sport (tak zostało już do dzisiaj). Siedem lat temu odbyła się pierwsza gala KSW, relacjonowana w płatnej telewizji. Od trzech lat walki odbywają się w klatce, czyli w tak zwanym octagonie (wcześniej areną walk był ring). Z kolei dwa lata temu wielkie widowisko po raz jedyny zagościło w Wielkopolsce (w poznańskiej Arenie zorganizowano KSW 30: Genesis). Mocną stroną Konfrontacji Sztuk Walki, oprócz doborowej obsady i świetnej oprawy, są komunikaty medialne, w czym duża zasługa rzecznika, Wojsława Rysiewskiego.
–
MMA to w Polsce nadal niszowa dyscyplina.
Nie mamy związku sportowego, nie mamy programu rozwoju i szkolenia młodzieży, nie budujemy szkółek. Jesteśmy samowystarczalni, ale przez to, że jest KSW, długo długo nic i dopiero potem mniejsze federacje, które próbują kopiować to, co robimy, nie ma poczucia, że tę dyscyplinę trzeba budować od podstaw – zauważył Lewandowski.
Walki to nie uliczne burdy
Jednym z pionierów MMA w Polsce był częstochowianin Krzysztof „Model” Kułak, który swego czasu był jednym z najważniejszych zawodników KSW. Swoją przygodę z profesjonalnymi startami rozpoczął w marcu 2003 r., czyli w czasie, gdy mieszane sztuki walki w Polsce dopiero raczkowały. Zanim trafił do KSW stoczył już 16 pojedynków. W największej organizacji MMA w Polsce zadebiutował 11 lat temu podczas szóstej gali na Torwarze.
– Jak wspominam tamte czasy i jakie widzę różnice?
Kiedyś zamiast klatki był ring i nie można było używać łokci.
Poza tym teraz wszyscy trenują bardziej przekrojowo i nie muszą mierzyć się z takim wyzwaniami jak ja na gali KSW Extra w Dąbrowie Górniczej. Dwa dni przed walką ściągnięto wtedy cięższego ode mnie o 10 kg Alexandra Gustafssona. Stoczyłem ze Szwedem wyrównaną walkę, ale obecnie na pewno na coś takiego bym się nie zgodził – wspominał popularny „Model” (pseudonim wziął się z... Poznania, bo na jednym z treningów Kułak świetnie sobie radził, mimo że przyszedł do sali przy ul. Bukowskiej prosto z imprezy, i jeden ze sparingpartnerów stwierdził wówczas, „ale z niego model”).
Zdaniem Kułaka rozwój MMA w Polsce jest bardzo dynamiczny i ma niewiele złych stron.
– Wszystko poszło w kierunku profesjonalizmu. Organizatorzy mają większe zyski z biletów i sprzedaży praw telewizyjnych, a zawodnicy wyższe gaże z kontraktów, bo przybyło też sponsorów. Najważniejsze jednak jest to, że jest większa świadomość w społeczeństwie, że nasze walki to nie są uliczne burdy. Coraz mniej osób nazywa je mordobiciem – dodał 36-letni wojownik.