Głodówka Dagmary [komentarz]
Jutro pod kancelarią premiera torunianka Dagmara Chraplewska-Kołcz rozpoczyna głodówkę. W ten sposób, razem z Andrzejem Miszkiem, kolegą z KOD, chcą wpłynąć na rząd, aby ogłosił wyrok Trybunału Konstytucyjnego.
O tym, dlaczego torunianka zdecydowała się głodować z pełnym poparciem rodziny (mąż i 15-letnia córka wierzą, że walczy o wolność w państwie prawa), opowiada sama na str. 20 dzisiejszego magazynu. Nie każdy pochwali jej decyzję. Dla jednych będzie ona aktem odwagi, dla innych desperacji lub igraniem z życiem, które stawia na politycznej szali. I to bez odrobiny pewności, czy rząd ugnie się pod tak ekstremalnym naciskiem. Wypowiedzi polityków PiS świadczą o tym, że kompromisu nie będzie. Dagmara wie, że może umrzeć i - co nas ma prawo szokować - jest gotowa na każde poświęcenie. To, czy miała rację, oceni historia, oby nie przybrała w Polsce twarzy Majdanu.
Wielu zwolenników KOD-u słowo Majdan wypowiada szeptem. Nawet oni nie chcą, aby sprawy poszły tak daleko. Już głodówkę traktują jak zło, które jest chwytaniem się brzytwy. Ale krew? W Polsce XXI wieku? Po tym, co wywalczył Wałęsa i wszyscy internowani? Polska jest zbyt dojrzała, by przelewać krew za demokrację, choć, co pokazuje decyzja Dagmary, jeszcze wciąż zbyt młoda, by nie głodować w obronie konstytucji.
W sprawie Dagmary najtrudniej zrozumieć hejt. Jeszcze nie zaczęła akcji, a dostaje tęgie baty. Internauci już wiedzą, że Dagmara wybrała najlepszy sposób na odchudzanie, że powinna trafić do szpitala psychiatrycznego albo życzą jej śmierci. Niektórzy komentatorzy zachowują się tak, jakby już znali skutek. Mało tego - jest im on zupełnie obojętny. Z takim samym zapałem hejtowali Durczoka, Chajzera, Korę, Owsiaka, jak i Trynkiewicza. Taką samą troskę przejawiliby za ojczyznę. Są po prawej i po lewej stronie. I na pewno nie słyszeli ostrzeżeń Beaty Szydło pod adresem posłanki Pawłowicz: „Jest wolność słowa, ale i odpowiedzialność za słowo”.