Na odchudzanie się na pół gwizdka szkoda czasu - mówi Remigiusz Filarski z Centrum Dietetyki Stosowanej
Grill, piwo, wakacje all inclusive... I plany, że schudniemy w czasie wakacji biorą w łeb.
Zawsze znajdziemy milion wymówek. A tak naprawdę zdrowo odżywiać możemy się niezależnie od tego, czy jesteśmy na wakacjach w Polsce, czy za granicą. Mam więc pacjentów, którzy na wakacjach realizują zasady zdrowego żywienia. Oczywiście, na urlopie pokus jest więcej - gofry, lody, piwo... Ale wszystko jest dla ludzi. Rzadko się zdarza sytuacja, żeby pacjenci, którzy wracają po urlopie - gdzie zachowują pewien zdrowy rozsądek - znacznie przytyli.
Naprawdę? A tak się zawsze tego folgowania wakacyjnego boimy...
Po pierwsze, nie możemy procesu odchudzania - a więc tak naprawdę zdrowego odżywiania - rozpatrywać poprzez pryzmat jednego posiłku, piątkowego grilla czy wyjazdu na urlop. Jeśli zmianę nawyków żywieniowych rozpatrujemy jako pewien proces, który naturalnie jest rozłożony w czasie i w ciągu dwóch, trzech, czterech miesięcy wypadnie nam 10 dni urlopu, gdzie sobie trochę pofolgujemy, to przecież nie jest to problemem. Należy pamiętać, że proces syntezy tkanki tłuszczowej jest bardzo złożony. Tak więc musimy bardzo dużo zrobić, żeby 1 kg tkanki tłuszczowej zyskać. Tak jak i musimy bardzo dużo zrobić, żeby kilogram tkanki tłuszczowej stracić. Całkowita masa ciała na urlopie oczywiście będzie się zmieniać - wpływ ma na to wiele elementów - co wcale nie musi oznaczać, że przybyło nam tkanki tłuszczowej. Może wzrosła masa wody, może masa glikogenu? Oczywiście dotyczy to tylko tych osób, które zachowują w miarę zdrowy rozsądek. Bo jeśli rzucimy się na jedzenie jak „wilk do owieczki”, to oczywiście ryzyko tego, że przyrasta tłuszcz, jest bardzo duże.
A co Pan radzi tym, którzy faktycznie na wakacjach rzucili się na jedzenie. Potem tydzień głodówki?
Nie. Absolutnie. Żadne takie metody nie są wskazane. Głodówki, oczyszczanie z toksyn - to wszystko nie ma sensu. Trzeba po prostu wrócić do tzw. higieny żywienia, wdrażać zasady zdrowego żywienia na co dzień, może zwiększyć aktywność fizyczną. Wówczas w sposób naturalny „odrobimy” ewentualny przyrost masy ciała, jaki nastąpił podczas wakacji.
A mnie zainteresowało to, co Pan mówił o oczyszczaniu organizmu... Dlaczego nie ma sensu?
Oczyszczanie z toksyn to medialny slogan. Więc jeśli już bardzo chcemy się z czegoś oczyścić, to warto najpierw uzyskać odpowiedź na kilka podstawowych pytań...
Z jakich toksyn chcę się oczyścić? Czy na urlopie jadłem toksyny? Skąd wiem, że mam je w organizmie, jak ewentualnie mogę to zmierzyć i wreszcie jak mogę zmierzyć, że po oczyszczaniu już ich nie mam? Więc z punku widzenia fizjologii mamy trzy toksyny w organizmie: mocznik, amoniak i alkohol (który często sami wprowadzamy do organizmu). Jeśli mamy sprawną wątrobę i nerki - to narządy te odpowiadają właśnie za usuwanie toksyn z naszego ciała.
Więc według mnie oczyszczanie z toksyn to slogan medialny, na którym można zarabiać.
A jednodniowe głodówki? Nie warto sobie tego zafundować?
Na zasadzie ascezy jednodniową głodówkę można sobie przeprowadzić. Wówczas należy pić wodę, ewentualnie soki warzywne lub owocowo-warzywne. I oczywiście - jeżeli ktoś dzięki temu poczuje się lepiej, nabierze energii - to rzeczywiście ma to sens. Z punktu widzenia wiedzy medycznej i z punktu widzenia dietetyka radykalne metody, długotrwałe głodówki kompletnie nie mają sensu. Przez jeden dzień nikt nie przytyje i przez jeden dzień nikt nie schudnie.
A jesienią łatwiej jest odchudzać się?
Pewnie, tak samo jak i latem. Dostępność owoców i warzyw temu służy. Ale tak naprawdę każda pora roku jest dobra na odchudzanie, bo czy zimą, czy jesienią, czy wiosną, każdy może się zdrowo odżywiać. Część naszych pacjentów po wakacjach wpada już w pewien rytm - szkoła, jedzenie, rodzina, praca. I z tego punktu widzenia faktycznie jesienią jest łatwiej.
Czasem warto więc odchudzanie odłożyć - o miesiąc, do momentu, aż znajdziemy wewnętrzną energię potrzebną do zmian w swoim stylu życia.