Gmina Sejny. Sołtys zablokował sąsiadom drogę drewnianymi palami
Pięć rodzin, w tym ciężko chora staruszka, nie mogą dojechać samochodem do swoich posesji, co gorsza nie dojedzie też do nich karetka czy straż pożarna. - To podłość - mówią zdenerwowani ludzie.
Konrad Szczebiot z Dubowa mówi, że od kilku dni nie śpi. Obawia się, że jego schorowana babcia będzie potrzebowała lekarskiej pomocy. A ta może przyjść za późno. - Karetka pogotowia do nas nie dojedzie - pokazuje stojące na środku drogi słupy. - Trzeba byłoby babcię przenieść do asfaltu, a to nie jest takie proste. Nie wiem, jak ludzie mogą być aż tacy podli. Tym bardziej sołtys, która jest osobą zaufania publicznego.
Czekają na wyrok sądu
Problem z drogą dotyczy pięciu rodzin, które mieszkają na pograniczu wsi Dubowo i Wigrańce w gm. Sejny.
- Sprowadziliśmy się tutaj ze dwadzieścia lat temu - opowiada Maria Soszka-Jakubowska, właścicielka jednej z posesji. - Droga łącząca nasz dom i sąsiadów z szosą była od zawsze.
Fakt, że przynajmniej w części przebiegała przez nieruchomość mieszkającej po drugiej stronie asfaltu sołtys sąsiedniej wsi Wigrańce Jadwigi Walento, a właściwie jej męża Mariana. Zainteresowani twierdzą, że pierwsze sygnały o tym, że mogą być problemy z dojazdem dotarły do nich z dziesięć lat temu. Wtedy, jak twierdzą, zrzucili się i przekazali rodzinie Walento pieniądze w zamian za służebność drogi.
- Popełniliśmy błąd, ponieważ nie wzięliśmy żadnego pokwitowania - dodaje Soszka-Jakubowska. - Uwierzyliśmy na słowo, a dziś rodzina idzie w zaparte.
W minionym roku mieszkańcy Dubowa uznali, że kwestię dojazdu trzeba załatwić formalnie. I wystąpili do Sądu Rejonowego w Augustowie z wnioskiem o wyznaczenie drogi koniecznej. Jej projekt już jest, ale orzeczenie jeszcze nie zapadło.
- Gdy tylko będzie wyrok, oczywiście prawomocny, na pewno wykonamy dojazd do naszych posesji - zapewniają zdesperowani mieszkańcy Dubowa.
Ale do tego czasu zmuszeni są do korzystania z dotychczasowego rozwiązania. Tym bardziej, że przez wieś nie przejeżdżają autobusy, więc muszą poruszać się samochodami, by zrobić zakupy, dojechać do kościoła, czy lekarza.
Śnił się ojciec
Tymczasem od kilku dni droga nie jest przejezdna. Wbite są w nią drewniane pale. Umocowali je sołtys i jej mąż. - Moje pole jest i mam prawo robić co chcę - denerwuje się Marian Walento i zapowiada, że lada dzień wzmocni konstrukcję siatką.
Dodaje, że przez lata tolerował to, co wyprawiało się w Dubowie. A działo się źle, bo mieszkańcy śmiecili, ścinali grzyby w lesie, „wybierali” jagody i z roku na rok zajmowali coraz więcej pola pod dojazd do swoich posesji.
- Pewnie jeszcze bym cierpiał i nie grodził, ale w tamtym tygodniu przyśnił mi się nieżyjący ojciec i pyta, dlaczego o swoje nie dbam - opowiada Marian Walento. - To wziąłem kołki i wbiłem je na granicy.
We wsi już parokrotnie interweniowała policja.
- Sprawdzamy, kto ma rację w tym sporze - mówi Ewa Bednarska, oficer prasowy KPP w Sejnach.
Odcięci od świata ludzie wystąpili też do sądu o zabezpieczenie roszczeń. Jeśli tak się stanie, to Walento będzie musiał zabrać kołki. Ale sąd jeszcze decyzji nie podjął.
- Moja babcia chciała spędzić w swoim domu ostatnie miesiące życie - dodaje Konrad Szczebiot. - Nie może tego zrobić w spokoju. Mało tego, cała nasza rodzina żyje w strachu.