Gmina sprzedała działki po sfałszowaniu wycen? Ciąg dalszy afery ratuszowej
Kolejna odsłona afery ratuszowej. W poniedziałek 29 lutego w sądzie świadek potwierdził, że na polecenie urzędników miał zaniżać ceny ziemi.
Przed Sądem Okręgowym w Gorzowie Wlkp. toczy się kolejny proces byłego burmistrza Międzyrzecza Tadeusza Dubickiego, który jest głównym oskarżonym w głośnej i wielokrotnie opisywanej przez nas „aferze ratuszowej”.
Kolejny, gdyż były samorządowiec był już tam sądzony przed dwoma laty. W lutym 2015 r. Sąd Apelacyjny skazał go wtedy za łapówkarstwo prawomocnym wyrokiem. Od części zarzutów został jednak uniewinniony, część oddalono, ale kilka wróciło do ponownego rozpatrzenia. Najważniejszy z nich dotyczy właśnie sprzedaży działek dla strefy. A konkretnie zaniżenia ich wartości.
Kluczowym świadkiem jest biegły Henryk L., który po rozpoczęciu śledztwa sam się zgłosił do prokuratury i opowiedział, jak doszło do podrobienia sporządzonych przez innego eksperta tzw. operatów z wycenami nieruchomości.
Swoje zeznania podtrzymał przed sądem, opowiadając, jak na polecenie urzędników, Krzysztofa S., Krzysztofa Sz., Czesława K., dostosowywał ceny do ich wymagań. Jak mówił, zaczęło się od telefonu i wezwania do ratusza, a konkretnie do biura Krzysztofa S., ówczesnego zastępcy burmistrza. Tam powiedziano mu wyraźnie, że ceny za metr nie mogą przekroczyć 2,5 złotego, muszą być więc kilka razy niższe.
Z wyjaśnień Henryka L., który jest nie tylko świadkiem, ale i oskarżonym w sprawie, wynika, że wyjął z dokumentu dziewięć stron, zostawiając tylko okładkę, po czym w ich miejsce włożył nowe, z zaniżonymi kwotami. Potem miał użyczyć swojej pieczątki urzędniczce, Zofii P., która podbiła nią podmienione strony, oddając stare Henrykowi L. Ten, jak twierdzi, podarł je i nie patrząc na treść, podpisał nowe.
Według zeznań świadka za tę usługę firma, w której pracował, otrzymała 2 tys. zł brutto.
Połowę tej sumy stanowiło wynagrodzenie rzeczoznawcy. Później proceder miał się powtarzać. Ile razy i na jakie kwoty, Henryk L. nie pamięta. W końcu jednak, biegły odmówił ratuszowi swoich usług. Według niego to Zofia P. dzwoniła, by nakłaniać go do wykonywania kolejnych wycen następnych działek z tego samego obszaru. Nie zgodził się.
Były burmistrz i jego obrońca mec. Jerzy Synowiec wielokrotnie zaznaczali, że dzięki tej transakcji powstała jedna z największych firm w mieście.
T. Dubicki przekonywał, że nic nie wiedział o przerabianiu dokumentów. Wcześniej w tej sprawie zeznawał były prezes strefy ekonomicznej. Podkreślał, że spółka z Indii kupiła ziemię razem z przywilejami podatkowymi, których nie mogła dostać od miny. Dlatego chciała ją kupić właśnie od strefy, a nie od władz miejskich.
Sąd wyznaczył biegłego, który ma ocenić wpływ transakcji i parku przemysłowego na lokalną gospodarkę, a także biegłego do oszacowania wartości nieruchomości. Ich praca potrwa co najmniej kilka miesięcy. Wyrok powinien więc zapaść jesienią.