Wcześniej pisała projekty unijne i zajmowała się domem, dzisiaj jest gwiazdą telewizji znaną z... oglądania telewizji! Ma pozytywne podejście do życia i cieszy się z tego, co daje szklany ekran. Przeczytajcie wywiad z Agnieszką Kotońską, gwiazdą hitu TTV “Gogglebox. Przed telewizorem”.
Polacy pokochali program, w którym podglądają, jak... inni oglądają telewizję i w zabawny sposób komentują to, co w niej zobaczą. Wydawać się może, że to nic ciekawego, ale nietuzinkowe osobowości i humor uczestników podbiły serca widzów. Rozmawiamy z uczestniczką programu z Chodzieży (woj. Wielkopolskie), Agnieszką Kotońską, która wraz z mężem Arturem i synem Dajanem co poniedziałek zasiada przed telewizorem i kamerą, żeby nagrać swoje reakcje na telewizyjne premiery.
Czy oglądanie telewizji jest dla Pani jeszcze rozrywką, czy traktuje to Pani jako pracę? Ogląda Pani jeszcze tv bez kamer?
Agnieszka Kotońska:
Cały czas oglądanie telewizji jest dla nas ogromną przyjemnością, dlatego, że przy stole, na naszych słynnych kanapach zbieramy się całą rodziną i dyskutujemy na różne tematy, o różnych sprawach rodzinnych, wyjazdach, zaplanowanych spotkaniach. Wspólna kanapa, telewizor i ten program chyba jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły, chociaż i tak byliśmy bardzo blisko. Program sprawił, że spędzamy jeszcze więcej czasu ze sobą, tym bardziej, że syn ma już własną rodzinę, dziecko i już tak często nie może u nas być. Kanapa nas zdecydowanie zbliżyła.
Polacy uwielbiają siedzieć przed telewizorem i podglądać życie innych. W 2018 roku ponad pół miliona widzów oglądało program “Gogglebox. Przed telewizorem”, a Państwo uczestniczą w nim od 2015 roku. Skąd pomysł, żeby zgłosić się do takiego programu i jak zareagowali na to najbliżsi?
A.K.: Wszystkie szalone pomysły w tym domu rodzą się w mojej głowie (śmiech). Jestem taką zwariowaną mamuśką, mąż i syn na moje niektóre pomysły reagują sceptycznie, ale niektóre pozwalają mi zrealizować, tak jak zgłoszenie się do programu TTV. Oglądaliśmy pierwszy i drugi sezon “Gogglebox. Przed telewizorem” i stwierdziłam, że fajnie byłoby tam zaistnieć. Nie wierzyłam do końca, że to się nam uda, tym bardziej, że mąż studził moje emocje, tłumacząc, że do programu zgłasza się wielu “wariatów”, nie tylko takich jak ja. Odradzał mi, żeby później nie było rozczarowania, ale ja na przekór wszystkim postanowiłam się zgłosić. W zgłoszeniu w skrócie opisałam nasze życie, to, że od 27 lat jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Nic wymyślnego, po prostu opisałam naszą historię. Uznałam, że stawiamy na prawdziwość. Po tygodniu przyszła odpowiedź, że ekipa przyjedzie do nas do domu przeprowadzić casting. Po nagraniu byłam w euforii i pewna, że się uda. Mąż jak zawsze mówił mi, że mam poczekać, nie cieszyć się zbytnio, żeby potem nie było płaczu. Przez kolejne dwa miesiące nikt się do nas nie odzywał, więc pióra mi opadły i uznałam, że nie nadajemy się do tego programu. Ale jednak telefon zadzwonił i od prawie 5 lat nagrywamy program.
Jak wyglądają nagrania od kuchni? Czy mają Państwo postawioną kamerkę na telewizorze, czy przyjeżdża co tydzień do Chodzieży cała ekipa, a w domu jest plan filmowy?
A.K.: Odpowiedź musi pozostać tajemnicą, bo to ma być niespodzianka dla tych, którzy będą chcieli wziąć udział w castingu. Magia telewizji, nie wszystko w niej wiadomo (śmiech).
Czym się Pani zajmowała przed programem?
A.K.: Pracowałam w różnych miejscach, najdłużej zajmowałam się szkoleniami i dotacjami unijnymi, długo też zajmowałam się domem.
Jak zmieniło się Pani życie po programie?
A.K.: Życie wygląda normalnie, tak jak przed programem. Wstaję rano, sprzątam, gotuję obiad, jeżdżę do wnuka, jeździmy na wakacje – nic specjalnego się nie wydarzyło, żeby zwariować i zapomnieć o tym, co było kiedyś. Jesteśmy zwykłą, kochającą się rodziną jak kiedyś, a że co poniedziałek zasiadamy przed telewizorem i komentujemy to, nagrywamy - jest to dla nas dodatkowa przygoda i odskocznia od szarej codzienności.
Czy ludzie rozpoznają Panią na ulicy, czuje się Pani sławna? Może jest Pani influencerką, bo na Instagramie obserwuje Panią ponad 150 tys. osób!
A.K.: Zawsze, gdy rusza nowy sezon obserwuje nas więcej osób - zarówno na Instagramie, jak i na naszym fanpage’u na Facebooku “Rodzinka Kotońskich”, który prowadzę osobiście. Ludzie chcą zobaczyć co u nas się dzieje, co się pozmieniało, co planujemy. Mam bardzo dobry kontakt z fanami, otrzymuję od nich prezenty, kartki na Gwiazdkę i na Zająca. Oczywiście zawsze znajdą się tacy, którym coś nie pasuje. Są też hejterzy, jednemu się nie podoba fryzura, drugiemu to, że schudłam, a trzeciemu tapeta w domu, ale nie da się wszystkim dogodzić. Na szczęście zdecydowana większość osób, które do nas piszą to szczerzy, fajni i ciepli ludzie. Jesteśmy rozpoznawalni na ulicy, w galeriach handlowych, na placach zabaw z wnukiem. Ludzie robią sobie z nami zdjęcia, zbierają autografy, ale przy tym wszystkim serdecznie nas utulą i wycałują, to jest szalenie miłe! Jeszcze cztery lata temu nie powiedziałabym, że jestem sławna, a dziś jestem rozpoznawalna dzięki programowi.
Na forach internetowych jest mnóstwo wątków z zapytaniem o dietę Agnieszki Kotońskiej, fanki szaleją, żeby odkryć ten sekret
A.K.: Właśnie to jest jeden z efektów tej popularności. Lubiłam siebie w poprzedniej wersji, ale gdy oglądałam się w telewizji w pewnym momencie powiedziałam sobie, że jestem szersza niż dłuższa, chociaż długi czas tłumaczyłam sobie, że telewizja pogrubia. Postanowiłam, że czas coś zmienić, tym bardziej, że inni uczestnicy też zaczęli o siebie dbać, zrzucili kilogramy. Pomyślałam, że to może nie jest aż tak trudne i faktycznie z wagi 108 kg doszłam do 78 kg. Sekret? Intensywne ćwiczenia, bieganie, rower i dieta. Dzisiaj już widzę się w lustrze tak samo jak w telewizji i kamera mnie nie pogrubia (śmiech).
Sława pomaga czy przeszkadza w życiu?
A.K.: Zdecydowanie pomaga. Gdy mam np.: coś do załatwienia w urzędach, to ludzie są dla mnie milsi. Gdybym przyszła jako zwykła Agnieszka Kotońska, pewnie stałabym we wszystkich długich kolejkach i nikt nie miałby czasu nawet, żeby odpowiedzieć na moje pytania. A tak zawsze załatwiam wszystkie sprawy z uśmiechem.
Tak jak Pani wspominała, zawsze znajdą się ci nieprzychylni i nieuprzejmi, także w sieci. Żeby to znosić, trzeba mieć silną psychikę. Jak Pani sobie z tym radzi?
A.K.: Na moim koncie na Instagramie hejtów jest jak na lekarstwo. Na tylu obserwujących można powiedzieć, że hejt jest znikomy. Ale nauczyłam się tego, że nie czytam podłych komentarzy, nie komentuję, nie wchodzę w dyskusję. Przeważnie hejterzy komentują w nienawistny sposób z fałszywych kont, tylko po to, żeby poczuć się lepiej robiąc komuś przykrość. Mam twardą psychikę, telewizja już tego nie zmieni, a mam świadomość tego, że zawsze komuś coś nie będzie się podobało. Gdy jednak pojawia się mocny hejt, dotykający moją rodzinę, syna, wnuka czy synową, to po prostu kasuję komentarze, blokuję użytkownika i się z tym w ogóle nie męczę. Nie chcę też, żeby inni w sieci, szczególnie młodzi ludzie, patrzyli, że jest przyzwolenie na mowę nienawiści, dlatego nie mam problemu z usuwaniem takich treści.
Zdarzyło się Pani zgłosić kogoś z tego powodu na policję?
A.K.: Na szczęście nie. Mieliśmy dwóch lub trzech psychofanów, ale poradziliśmy sobie z nimi sami, udało się to załatwić bez służb. Jednak nie daję przyzwolenia na pewne zachowania. Z drugiej strony mam taki charakter, że u każdego widzę coś dobrego. Po co być zadufanym w sobie? Uważam, że ile od siebie dasz, tyle do Ciebie wraca. Jestem zawsze uśmiechnięta, zawsze szczera, nikomu w życiu nie napisałam hejtu, nikomu nie powiedziałam, że źle się ubiera, źle się czesze itd. Każdy ma swoje życie i funkcjonuje według własnych wzorów i zasad. Mąż mnie uprzedza, że nie każdy jest dobry i często studzi mój entuzjazm i duże zaufanie do innych, ale ja uważam, że im masz lepsze podejście do ludzi, tym twoje życie jest lepsze.
Dlaczego program “Gogglebox. Przed telewizorem” odniósł taki sukces?
A.K.: Ten program odniósł taki sukces dlatego, że my siedzimy we własnych domach. Zachowujemy się tak samo, jakbyśmy zachowywali się bez kamer. Ubieramy się i robimy to co chcemy. Rozmawiamy ze sobą o wszystkim, nie ma żadnego scenariusza, nikt nie wkład nam słów w usta. Wszystkie reakcje są spontaniczne i dlatego chyba widzowie tak to pokochali. Jak zwykła polska rodzina siedzimy 5 rok w pokoju z tą samą tapetą, ale mi to nie przeszkadza, widzowie też się już przyzwyczaili. Jakby była jakaś zmiana, to powiedzieliby, że odbiło nam z powodu pieniędzy, więc wolę, żeby zostało tak jak jest. Jesteśmy szczerzy, normalni i tak jak w każdym domu, także u nas przy stole przed telewizorem obiera się marchewkę, pyry, czy je kolację i śniadania. Dostaję dużo wiadomości, w których kobiety piszą mi “Agunia, jakbym widziała siebie, też szyję i prasuję oglądając telewizję”. Nikt w programie nie jest gwiazdą, to po prostu kochające się rodziny czy przyjaciele, ludzie widzą w nas trochę siebie.
Z jednej strony prawdziwość jest zaletą programu, a z drugiej może wychodzi z nas, widzów, natura podglądacza, jak Pani myśli?
A.K.: Nasz program jest trochę jak Big Brother. Ludzie rzeczywiście zaglądają do naszego domu, lubią wiedzieć co u kogo słychać, patrzą co się u nas dzieje i co się pozmieniało. Śledzą nas w mediach społecznościowych, sprawdzają co robimy między sezonami odcinków, co ciekawego się u nas wydarzy. To, że my komentujemy programy telewizyjne to jedna rzecz, ale chyba bardziej ciekawi widzów to, co my mamy do powiedzenia między sobą. Nasi fani zdecydowanie częściej reagują na to, co pojawia się “między wierszami”, coś co powiem do Artura czy Dajana. Zwracają uwagę na to, że rozmawiamy ze sobą jak kochająca się rodzina, że bardzo dobrze wychowaliśmy syna, że tyle lat jesteśmy ze sobą, mimo, że bardzo wcześnie zostaliśmy rodzicami, bo ja miałam 16 lat, a mój mąż niespełna 18 lat i bardzo dobrze poradziliśmy sobie w tej roli. To interesuje ludzi, a ja nie wstydzę się o tym opowiadać.
Czy przyjaźni się Pani z kimś z programu albo jest Pani fanką któregoś z uczestników, czyjeś komentarze podobają się Pani najbardziej?
A.K.: Spotykamy się z innymi uczestnikami głównie na sesjach fotograficznych, czy podczas odcinków ze zamianami ról. Nie spotykamy się za często, bo mieszkamy w różnych częściach kraju, do każdego mamy prawie 400 km, ale dzwonimy do siebie. Poza tym każdy ma własną pracę i swoje zajęcia. Zaprzyjaźniliśmy się akurat z Izą z programu “Królowe życia”, bo z nią wystąpiliśmy w programie “Orzeł czy reszka” w Paryżu. Poza tym Dagmara z tego programu jest ulubienicą całej Polski, ja też ją lubię.
W programie “Gogglebox” są też inni Wielkopolanie, Joachim z mamą Izą z Chludowa. Czy jakieś wielkopolskie cechy szczególnie się u Was wyróżniają, oprócz charakterystycznych powiedzeń?
A.K.: Iza jest typową poznaniarą. Ja się urodziłam w Obornikach Wielkopolskich, mój mąż też, więc wielkopolską mentalność mamy we krwi. Jak widzę Izę w telewizji, to tak jakbym patrzyła na moją mamę. To kobieta z jajem, dobrym poczuciem humoru, ma fajnego syna. Utrzymujemy kontakt, obserwujemy się na Instagramie, to taka fajna poznańska babka, bardzo się lubimy.
Który program woli Pani bardziej: “Gogglebox” czy “Orzeł czy reszka”?
A.K.: “Gogglebox” zdecydowanie. “Orzeł czy reszka” to była jednorazowa przygoda. Pojechaliśmy do Paryża, zwiedziliśmy, obkupiliśmy się i wróciliśmy. W “Gogglebox” jesteśmy już jedną wielką rodziną, te 5 lat na antenie zobowiązuje.
W jakim programie chciałaby Pani wystąpić najbardziej?
A.K.: Chciałabym wystąpić w programie “Agent” albo w “Azja Express” czy “Ameryka Express”. Ale to są na razie marzenia, nie wiem czy do spełnienia. Jedno już spełniłam, a propozycje z innych stacji mnie nie interesują. Zobaczymy, czy będzie mi dane gdzieś jeszcze wystąpić.
Co najbardziej lubi Pani w telewizji? Może jest coś, czego Pani nie lubi?
A.K.: Nie lubię wszystkich religijnych programów i motoryzacji. W telewizji jako w branży lubię chyba wszystko. Dali nam pracę, dali nam sławę i rozpoznawalność, więc trzeba to wykorzystać (śmiech). Nasze pięć minut trwa pięć lat, więc oby trwało jak najdłużej.
Tego Pani życzę i dziękuję za rozmowę.
Program "Gogglebox. Przed telewizorem" emitowany jest na antenie TTV w poniedziałki o godz. 22.00. Jest hitem stacji, a w 2018 roku jego oglądalność wynosiła ponad 600 tys.
Zobacz więcej zdjęć: