Paulina Marcinek-Kozioł

Goldberg dał nam bilet do sławy. Jak trzy siostry z Tarnowa zaśpiewały przed Rolling Stonesami

Barbara Kupsowska (z prawej) oraz jej siostry z grupy „Kefirki” w towarzystwie Micka Jaggera Barbara Kupsowska (z prawej) oraz jej siostry z grupy „Kefirki” w towarzystwie Micka Jaggera
Paulina Marcinek-Kozioł

40 lat temu trzy siostry z Tarnowa miały okazję zaśpiewać na scenie tuż przed The Rolling Stones. Wykształcenie muzyczne zdobyły dzięki bezinteresownej pomocy swego żydowskiego sąsiada.

Występ słynnych Rolling Stonesów w 1967 roku, w stołecznej Sali Kongresowej, do dziś ma w Polsce status legendy. Pochodząca z Tarnowa Barbara Kupsowska, z domu Śmietana, miała okazję brać udział w tamtym wydarzeniu. Do dziś przyjemny dreszczyk emocji przechodzi ją na samo wspomnienie, że razem z siostrami wystąpiła na scenie przed wielkimi gwiazdami. Nigdy by do tego nie doszło, gdyby nie zapomniany tarnowski Żyd, Salomon Goldberg.

Kiedy pani Barbara przyjechała ostatnio po latach do rodzinnego Tarnowa, z oczu płynęły jej łzy wzruszenia. Momentalnie powróciły wspomnienia z dzieciństwa, wspólnych zabaw z siostrami i córkami żydowskich sąsiadów.

Katolikom nie zawadzali

- To byli bardzo dobrzy ludzie, wiele im zawdzięczam. Dzięki nim mogłam robić to co kocham. Śpiewałam i razem z moimi siostrami skończyłam szkołę muzyczną. Zawsze ich będę mieć głęboko w sercu - mówi kobieta. Miała 5 lat, kiedy familia Śmietanów sprowadziła się na początku lat 50. do Tarnowa. Zamieszkali przy ul. Goldhammera. Gorliwym katolikom zupełnie nie przeszkadzało sąsiedztwo żydowskich rodzin. Utrzymywali z nimi bardzo bliskie relacje, zwłaszcza z Goldbergami.

- Z Helą i Lusią grałyśmy w klasy, a po chodnikach malowałyśmy kredą. Bardzo się lubiłyśmy - wspomina. Popołudniami na podwórku siostry Śmietanówny dawały swoje pierwsze w życiu koncerty. Żydzi odpoczywali na ławkach w cieniu drzew, a one im śpiewały. Dostawały oklaski, czasem pomarańcze. Wszyscy słyszeli, że miały talent.

Fortepian jak przepustka

Kiedy Basia skończyła 8 lat wszystkie trzy dostały propozycję nauki w szkole muzycznej. Problem w tym, że rodziców nie stać było na takie „fanaberie”. - Mama z bólem serca powiedziała, że taka edukacja wiązałaby się z kupnem fortepianu, na który nas nie stać - opowiada Barbara.

Gdy o wszystkim dowiedział się Salomon Goldberg, zaoferował pożyczkę. Matka dziewczynek odmówiła. Wiedziała, że nie będzie jej w stanie spłacić. Goldberg nie popuścił. Pieniądze na fortepian dał i dziewczynki mogły rozpocząć naukę muzyki. - On chyba widział w nas trójkę swoich dzieci, które zginęły w Auschwitz wraz z jego pierwszą żoną. Choć po wojnie założył nową rodzinę, bardzo za nimi tęsknił - opowiada Barbara.

Jej matka dorabiała, szyjąc ubrania, by spłacić dług. Zebrała na dwie raty, gdy próbowała oddać trzecią, Goldberg kategorycznie odmówił. W dodatku użyczał dziewczynom swego domu na prowizoryczne studio nagrań. - Nasz nauczyciel Kazimierz Ożga grał na ich pianinie, a my śpiewałyśmy na głosy - mówi Kupsowska. Materiał rejestrowany był na magnetofonie. Kobieta do dziś przechowuje tamte nagrania. Kilka lat później Goldbergowie wyemigrowali za ocean, a kontakt się urwał. - Chciało płakać, jak odjeżdżali. Bez nich Tarnów nie był już taki sam - mówi 72-letnia dziś kobieta.

Siostrzane trio

Basia, Krysia i Jasia naukę w szkole muzycznej skończyły z wzorowymi ocenami. Rozwijały talenty. Pod szyldem zespołu „Kefirki” wystąpiły na II Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu, wspólnie z nauczycielem Kazimierzem Ożgą oraz zespołem Czerwono-Czarni. Na tej imprezie śpiewały potem jeszcze dwukrotnie. Do współpracy w chórkach niezwykle popularnych wówczas Czerwono-Czarnych zaprosił ich manager grupy. Dzięki temu w 1967 roku zagrały w Warszawie przed koncertem gigantów rocka - grupą The Rolling Stones. Na tym się nie skończyło, bo zaraz potem siostry wyruszyły z grupą Czerwono -Czarnych w trasę koncertową nie tylko po Polsce.

Spotkanie po latach

W latach 70. Barbara wyszła za mąż za czeskiego muzyka i porzuciła Tarnów dla Pragi, gdzie rozpoczęła solową karierę. Zawsze jednak przedstawiała się jako polska piosenkarka.

- Nigdy nie wstydziłam się tego, ze pochodzę z Tarnowa, nawet moim scenicznym pseudonimem była „Barbara Tarnowska” - podkreśla.

Dziś śpiewa okazjonalnie. Teraz jej największym marzeniem jest spotkanie z żydowskimi koleżankami z dzieciństwa. Całkiem niedawno udało jej się z nimi skontaktować dzięki facebook’owemu profilowi „Jewish Tarnów”. Kilka tygodni temu Barbara Kupsowska przyjechała do Tarnowa na Dni Pamięci Żydów Galicyjskich Galicjaner Sztetl, żeby zobaczyć się po latach z Helą i Lusią. One nie były w stanie dotrzeć na to spotkanie, więc cała trójka umówiła się za rok. Planują wspólnie odwiedzić cmentarz żydowski kamienicę, w której kiedyś mieszkały. - Nie mogę się tego doczekać - przyznaje Kupsowska. a

Paulina Marcinek-Kozioł

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.