Poznaliśmy ją dzięki temu, że wygrała „Idola”. Prawdziwe oblicze Monika Brodka pokazała na płycie „Granda”. Teraz znowu będzie o niej głośno.
Niebawem otworzy kolejny rozdział w swoim życiu: wyda nową płytę i wyjdzie za mąż. Jej wybrankiem jest młody reżyser teatralny Krzysztof Garbaczewski, z którym spotyka się od dwóch lat.
Na jej nową płytę fani czekali aż sześć lat. Ale wreszcie trafi do sprzedaży. I to z wielkim hukiem, bo „Clashes” ukaże się jednocześnie w Polsce i na Zachodzie. Czy młodej góralce spod Żywca jako pierwszej polskiej piosenkarce uda się zrobić za granicą prawdziwą karierę?
Urodziła we wsi Twardorzeczka
Wychowała się w rodzinie o muzycznych tradycjach. Już jako pięciolatka grała na skrzypcach góralskie melodie u boku ojca. Nie zaganiano jej jednak na siłę do ćwiczeń, więc mogła bawić się na podwórku przy domu, gdzie maszyny rolnicze służyły jako... trzepak. Kiedy trafiła do żywieckiego liceum, pociągnęła ją jednak inna muzyka. – To był mój okres buntu i przynależności do różnych subkultur. Bardzo chciałam chodzić na koncerty rockowe późno w nocy, moi rodzice byli jednak innego zdania. Ale i tak chodziłam – śmieje się w magazynie „Rossman”.
Być może obserwowanie na scenie ulubionych gwiazd sprawiło, że sama zapragnęła śpiewać. I wpadła na pomysł, aby zgłosić się do jednego z pierwszych talent-shows w Polsce.
I od razu wszystkich zaskoczyła w „Idolu” – nie tylko wokalnym talentem, ale też młodzieńczą buńczucznością. Potrafiła się postawić samemu Kubie Wojewódzkiemu. Kiedy wygrała, mając zaledwie siedemnaście lat. Przeprowadziła się do Warszawy. – Zapominam, że jestem rozpoznawalna, wychodzę na ulicę i potem dziwię się, że wszyscy się na mnie patrzą. Myślę sobie: „Ubrudziłam się czy założyłam bluzkę na lewą stronę?”. Takie podejście ma swoje dobre strony: dzięki temu nie dałam się zwariować i nadal jestem sobą – opowiadała „Miastu Kobiet”.
Kontrakt, który zdobyła dzięki zwycięstwu w „Idolu”, sprawił, że na rynku szybko pojawiły się jej płyty
Zgodnie z obowiązującą modą wytwórnia chciała z niej zrobić gwiazdę „czarnej” muzyki w polskiej wersji. Piosenki spodobały się, ale Monika nie za dobrze czuła się w narzuconej jej stylistyce. – W pewnym momencie zaczął mi ciążyć rozdźwięk między tym, jaka jestem naprawdę, a tym, jak mnie postrzegają ludzie na zewnątrz. Dlatego postanowiłam dać sobie czas na odnalezienie własnego języka. Nie jestem bowiem osobą, która lubi się stroić w cudze ciuchy – powiadała.
Za pierwsze zarobione pieniądze kupiła własne mieszkanie w stolicy
Nie czuła się jednak początkowo komfortowo w nowym miejscu. Młodziutkiej dziewczynie z gór trudno było odnaleźć się w wielkim mieście. – Nie wiem, czy chcę tu zostać na zawsze. Brakuje mi tej normalności, która jest w moich rodzinnych stronach. Ludzi, którzy wyznają trwałe wartości, inne niż w dużym mieście i żyją spokojniej, a przez to lepiej. Staram się postępować według zasad, w których mnie wychowano, a w Warszawie ma się je za nic. Dlatego nie mam tu wielu przyjaciół i czasem czuję się samotna – wyznała „Miastu Kobiet”.
Sytuacja zmieniła się radykalnie po sukcesie płyty „Granda”
Monika połączyła na niej nowoczesne piosenki pop z... góralskim folklorem. Album odniósł olbrzymi sukces – zarówno komercyjny, jak i artystyczny. Dopiero wtedy piosenkarka poczuła się pewnie. W ciągu kilku miesięcy wyrosła na jedną z największych gwiazd modnego towarzystwa w Warszawie.
Z czasem zrobiło się głośno o jej twardym charakterze. Monika musi bowiem zawsze postawić na swoim, dlatego zdarza się jej zerwać sesję zdjęciową lub zrobić awanturę swojemu muzycznemu producentowi. Teraz ma jednak taką pozycję, że to ona dyktuje warunki.