Gorlice. Phil Weiser - wnuk bieckich żydów został generalnym prokuratorem Kolorado
Blisko 90-letni Ira Goetz, mieszkaniec Nowego Jorku i około 40-letni Phil Weiser, prokurator generalny Kolorado mieszkający w Denver mają wspólne korzenie i właściwie wspólną przyszłość Pierwszy ocalał z holokaustu, jako 14 -latek, podobnie jak rodzice drugiego - Chana i Abraham. Phil jest ich wnukiem.
Przez płytę rynku w Bieczu, powoli, idzie dwóch mężczyzn. Starszy, niskiego wzrostu z resztkami siwych włosów ubrany w spodnie w kolorze khaki, w białej koszuli. Na ramiona ma narzuconą marynarkę. To Ira, który ma prawie dziewięćdziesiąt lat. Obok niego kroczy wyższy mężczyzna koło czterdziestki, w okularach, w zwykłych spodniach i w białej koszuli w pionowe paski. Wyróżniają go ciemne włosy, wysokie czoło, uśmiechnięta twarz. Ma na imię Phil. Obydwaj idą do góry rynku, mijają ratusz, restaurację „U Becza” i dalej w kierunku ulicy Bochniewicza.
Spacer z trudnymi wspomnieniami
Rozmawiają po angielsku jak zwykli dwaj turyści, których co roku w okresie letnim można spotkać w Bieczu. Jednak nie są zwykłymi zwiedzającymi.
Do Biecza przywiodły ich wspomnienia sprzed ponad siedemdziesięciu lat.
Starszy Ira Goetz ostatnio jest częstym gościem niedoszłej stolicy Polski. Tutaj się urodził, mieszkał i musiał uciekać przed nazistowskimi oprawcami. Od wielu lat mieszka samotnie w Nowym Jorku i stara się przyjeżdżać do „swojego” miasta. Coraz trudniej mu pokonać Atlantyk i chociaż na chwilę opuścić kotwicę w Bieczu. Kiedyś wychowany w środowisku bieckich Żydów - jak wspomina - miał kłopoty z płynnym językiem polskim. Gdy pewnego dnia przyjechał do cioci do Gorlic wieczorem i nie mógł znaleźć ulicy,miał kłopot, żeby zapytać przechodniów, bo napotkani mieszkańcy, nie rozumieli jidysz. Ale po tylu latach idzie mu bardzo dobrze.
Młodszy nazywa się Phil Weiser i na co dzień mieszka w Denver w stanie Kolorado w USA. Jest tutaj pierwszy raz w życiu. Wszystko dla niego jest takie inne, egzotyczne. Te wąskie uliczki, mała przestrzeń i średniowieczna zabudowa, którą zna tylko z książek.
Bieczanie ocaleni z holokaustu
Urodził się jako jeden z dwóch synów Estery Kurz, której rodzice pochodzili z Biecza. Ta historia według założeń nazistów nie powinna się nigdy wydarzyć. Nie powinno go tutaj być… Lecz jak mawiał rabin Gorlic Shlomo Halbestam - co ci jest pisane, to nawet wróg tego na siłę nie zmieni.
Kiedy Niemcy podczas okupacji hitlerowskiej rozpoczęli likwidację bieckiego getta, czternastoletni Ira najpierw poza centrum ukrył siostry, a potem chciał wrócić po chorą mamę. Szybko okazało się, że niestety nic już nie może zrobić, bo sam zostanie złapany przez okupanta. Takie ostrzeżenie otrzymał od innych mieszkańców Biecza, którzy znali go od dziecka. Posłucha i płakał nad niesprawiedliwym swoim losem. Po przesiedzeniu prawie doby w ukryciu w wyrwie muru starówki, zziębnięty, głody i na wpół żywy poszedł do domu państwa Tekli i Władysława Kosibów na ulicy Bochniewicza, aby poprosić o pomoc. Oczywiście otrzymał ją natychmiast. Najpierw go nakarmiono, a potem ukryto w stogu słomy.
To u Kosibów spotkał panią Chanę Kurz z synkiem Mojżeszem, która wraz z mężem Abrahamem mieszkała przy ulicy Piekarskiej w Bieczu. Znał ich dobrze.
Po kilku dniach Rudolf Kosiba poszedł na stację w Libuszy i zakupił dla nich bilety na pociąg do Krakowa. Ocaleni mogli próbować ucieczki dalej. Ira w Stróżach spotkał swojego wuja i dalej z nim podróżował.
Czytaj wiecej:
- Wojenna tułaczka i obozowe cierpienie
- Cud ocalenia z płonącego baraku
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień