Jatka, czyli nic innego jak rzeźnicza lada była tą, przed którą chętnie stawali gorliczanie. Przy budkach na Świerczewskiego, czyli dzisiejszej ul. Stróżowskiej ustawiały się kolejki. Najdłuższe były wówczas, gdy z rzeźni dotarła wieść - przywieźli krowę ze złamaną nogą. Zwierzę zdrowe, ale z kłopotem, więc pozyskane mięso kwalifikowane było jako to drugiego gatunku i trafiało właśnie do taniej jatki.
Mama przysłała mnie po kilo szpondra i kilo pręgi - powiedział Marek, który mieszka naprzeciwko budki z mięsem przyulicy Świerczewskiego. - Ma być taki jak przedwczoraj - rzuca do sprzedawcy.
Jest jesienny, pochmurny dzień, nie ma zbyt dużej kolejki, najwyżej dwie osoby przy każdej ladzie. Za chwilę przybiegnie jego kolega - Jurek z ulicy Krzywej też po mięso. W budkach stoją panowie w białych fartuchach i furażerkach na głowach. Są rzeźnikami i sprzedawcami mięsa drugiego gatunku, innego niż w popularnych sklepach mięsnych w mieście. Dobrze wiedzą, że dziecku nie wcisną byle czego, bo ich mamy nie przyjmą tego ze spokojem i za chwilę może zrobić się „gorąco”, gdy kobieta przyjdzie z reklamacją z okolicznej uliczki.
Jak w masarni w prymitywnym wydaniu
Mięso było zdrowe, przebadane i oznaczone niebieskimi pieczątkami. O tym, że cieszyło się ogromnym wzięciem, świadczy fakt, że w mieście było aż sześć budek, w których sprzedawano tanie mięso. W każdej z nich pracował jeden sprzedawca. Wyposażenie jatki było skromne. Sklepowa ława, na niej waga, a obok drewniany duży kloc, na którym rąbano mięso. Po skończonej pracy jego wierzch zasypywano solą, aby nie rozwijały się bakterie. Pod ladą stały pojemniki z różnego rodzaju mięsem, przywiezionym z rzeźni miejskiej, która wówczas mieściła się w widłach rzeki Ropy i Sękówki, tam, gdzie dzisiaj jest Hotel Margot. Ceny mięsa były niższe niż w sklepach „Społem” czy PZGS. Czasem można było kupić naprawdę bardzo dobre jakościowo, w niskiej cenie. Wszyscy nazywali to miejsce „tanią jatką”.
Budki mieściły się w miejscu, gdzie dzisiaj jest parking przy wjeździe z ulicy Stróżowskiej w ulicę Strażacką. Dawniej w tym miejscu był mały placyk pomiędzy domem państwa Gąsiorów, a placykiem, na którym wybudowano pawilonik Spółdzielni Rzemieślniczej im. Buczka w Gorlicach.
Czytaj więcej:
- Suszone skwarki to był prawdziwy rarytas
- Nawet w taniej jatce było ekologicznie
- Półki w sklepach były puste, ale nie dla wszystkich
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień