Górnicze serce Śląska bije coraz słabiej [rozmowa]
Rozmowa z Karoliną Bacą-Pogorzelską, dziennikarką, autorką bloga www.gornictwo2-0.pl.
- W kopaniach masówki. Górnicy znowu będą protestować?
- Wszystko zależy od tego, czy kolejny rząd ugnie się przed oczekiwaniami górniczych związkowców. Podkreślam - związkowców, a nie górników. Jeśli rząd utrzyma gwarancje zatrudnienia i wynagrodzenia, to doprowadzi Kompanię Węglową do upadku. A może wreszcie zobaczymy konkretne cięcia, co faktycznie skończy się protestami.
- Górniczych związkowców boi się każda władza?
- Piszę o górnictwie od ok. 10 lat. W tym czasie każdy rząd im ulegał. Warto przypomnieć, że przed debiutem giełdowym Jastrzębskiej Spółki Węglowej, po zatrzymaniu kopalń górnicy dostali dziesięcioletnie gwarancje zatrudnienia. Po raz pierwszy w historii jakiegokolwiek debiutu giełdowego akcje otrzymały osoby - górnicy, którzy ustawowo nie byli do tego uprawnieni. Związkowcy zawsze potrafili postawić na swoim. Nawet kiedy w spółkach węglowych nie było zysków, to i tak potrafili wywalczyć podwyżki - "chociaż o inflację", co zawsze było ich koronnym argumentem. Groźba strajku, palenie opon w Warszawie lub zatrzymywania kopalń na Śląsku działało na każdą władzę, a wyborcy są tu bardzo liczni i ważni. Przez długi czas ratowały nas wysokie ceny węgla na świecie, co powalało "przykryć" problem wysokich kosztów wydobycia węgla w Polsce. Skończyło się. Teraz Śląsk drży w posadach. Największa wina spoczywa na rządzie PO - PSL, który miał osiem lat na zmiany, a zainteresował się górnictwem rok przed ostatnimi wyborami.
- W styczniu ubr. blada premier Ewa Kopacz przekonywała, że "na Śląsku bije serce polskiego przemysłu". I wycofała się z pomysłu zamknięcia czterech kopalń.
- To już był gwóźdź do trumny. Gdyby wtedy rząd nie ugiął się pod presją związkowców i zapadłaby decyzja o zamknięciu czterech kopalń wymienionych w planie ministra Kowalczyka, to dziś bylibyśmy w innym miejscu - przynajmniej jeśli chodzi o Kopalnię Węglową. Trwałaby już restrukturyzacja zadłużenia i kosztów.
- To nie nastąpiło, ale zmienił się rząd...
-...i znowu politycy - tym razem PiS mówią pośrednio o potrzebie zamknięcia czterech kopalń. Teraz mówi się o "wyciszaniu", "wygaszaniu", to niepotrzebna infantylizacja słowa likwidacja. Wracamy do punktu wyjścia. Straciliśmy rok.
- W kampanii wyborczej Jarosław Kaczyński, Beata Szydło i Andrzej Dudą obiecali górnikom dużo więcej.
- I bardzo ciekawi mnie, w jaki sposób PiS wywiąże się z tych obietnic? Analizując sytuację Kompanii Węglowej nie widzę możliwości, by restrukturyzacja górnictwa była możliwa bez zamykania kilku kopalń. Może należałoby je sprzedać prywatnym inwestorom? Ale nie tak, jak kopalnia "Brzeszcze" została sprzedana grupie Tauron. Skarb państwa chciałby pewnie sprzedać najgorsze kopalnie, a tych nikt nie kupi. Drugim problemem są związki zawodowe. Związkowcy nie są zainteresowani prywatyzacją górnictwa, bo wtedy skończyłyby się np. "czternastki", o których wypłacenie teraz się kłócą. To obecnie jest największy problem związkowców. A sytuacja w górnictwie naprawdę jest bardzo trudna. Nie unikniemy likwidacji kopalń. One stoją na krawędzi bankructwa. Zaraz skończą się pieniądze na wypłaty.
- Tylko Śląsk wydaje się krajną czarów: kopalnie stoją, stoją i stoją na krawędzi bankructwa. Każda inna prywatna firma już dawno by n ich miejscu upadła.
- A ja mam wrażenie, że na Śląsku zamiast węgla wydobywa się miliony złotych monet. Od ponad roku słyszę, że Kompana Węglowa nie ma na nic ani złotówki. Nowych inwestorów i kredytów - brak. A tu nagle są pieniądze na "Barbórkę" i na "czternastkę"! W tym samym czasie kopalnia nie płaci kontrahentom - producentom maszyn górniczych i firmom zewnętrznym. Za chwilę jednak skończy się magiczna kraina. Ile czasu można podtrzymywać umierającego pacjenta na kroplówkach?
- Dopóki serce bije.
- A to serce na Śląsku bije coraz słabiej. Tu pracuje 92 tysiące górników. W ubiegłym roku zatrudnienie zmniejszyło się prawie o 10 tys. ludzi.
- Bez zwolnień? Co to za cuda?!
- Po prostu kiedy starzy pracownicy odchodzą na emerytury, to nie zatrudnia się młodych, choć kilka lat temu reaktywowano szkoły górnicze, których absolwenci mieli gwarancje zatrudnienia w kopalniach. Poza tym część górników skorzystała z ustawowych, płatnych urlopów górniczych.
- Co jest z węglem? Na zwałach leży go coraz więcej. Jest za drogi? Za tani? Tańszy jest z Rosji, a nawet z Australii?
- Produkcja roczna w kraju wynosi ok. 70 mln ton. Na koniec 2015 roku na kopalnianych zwałach leżało 5,8 mln ton węgla. Drugi tyle leży na placach elektrowni opalanych węglem kamiennym. Węgiel udaje się sprzedawać krajowej energetyce. Spółki energetyczne - PGE, Tauron, Energa i Enea są kontrolowane przez skarb państwa i zmuszane do kupowania polskiego węgla. Nie wolno im kupować zagranicznego, bo nasz to gwarancja dostaw, argument bezpieczeństwa energetycznego - zgoda. Prywatnym elektrowniom opłaca się ściągnąć węgiel np. z lubelskiej Bogdanki, ale i z Rosji. Importu całkowicie nie da się skasować, ponieważ sprowadzamy nie tylko węgiel energetyczny, ale I częściowo koksowy. Niektórych gatunków węgli nie wydobywamy za dużo. Na zwałach wcale nie leży ten najlepszy. Tzw. sortymenty grube mają nabywców, Nie sprzedają się miały gorszej jakości. Problemem jest to, że produkujemy za dużo węgla energetycznego przynajmniej o 10 mln ton. Ale nie fedruje się pod popyt, tylko jak leci. Wydobywa się najgorsze miały, choć nie wolno nimi opalać mieszkań, bo wchodzą już w życie zakazy.
- Zagraniczna konkurencja?
- Nawet opłaca się sprowadzać węgiel z drugiego końca świata, bo staniały opłaty frachtowe. Mnóstwo węgla rzucili też na rynek Amerykanie, dlatego m.in. ceny spadły. U nich sprawdził się gaz łupkowy, który wyparł węgiel z rynku. Do tego dochodzi antywęglowa polityka Unii Europejskiej.
- Ile każdy z nas dokłada do tony polskiego węgla?
- Średnio? 35-40 złotych. Trudno mówić o dokładaniu, to po prostu strata na każdej tonie.
- Czy to zaczyna irytować Polaków? Z jednej strony mamy etos górniczej pracy pod ziemią, a z drugiej przeszliśmy tak przyspieszony kurs wilczego kapitalizmu, że ich przywileje wydają się wzięte z kosmosu!
- Górnik powinien być godnie wynagradzany. Wielokrotnie byłam pod ziemią i za te pieniądze w życiu bym tam nie pracowała. To ciężka praca - choć miarkujmy się, bo iluż z nich wykonuje tę najcięższą? Ryzyko jednak jest wpisane w ten zawód, to nie jest wymysł, że górnik nie wie, czy wróci z pracy do domu. Kilometr pod ziemią wszystko może się zdarzyć. Z naturą się nie wygra. Dlatego twierdzę, że ich praca powinna być nie tylko godnie, ale i klarownie wynagradzana. Kiedy pracuje - zarabia. Jak jest zysk w w kopalni - musi być nagroda. Tymczasem teraz kopalnie jadą na stratach, a nagrody są wypłacane, choć w ratach. Pensja powinna wynikać ze stanowiska, doświadczenia, ryzyka, ale ludzi najbardziej irytują dodatki. Nie mówię o "czternastce", choć rok ma dwanaście miesięcy i ciężko się tego doliczyć. Jest np. deputat mlekowy wynikający z archaicznych zaszłości. Kiedyś mlekiem najlepiej wypłukiwali pył węglowy z gardeł. Mleko było wystawione, kto chciał, to pił na miejscu. Teraz dostają ileś kartonów w miesiącu, bo liczy im się pół litra na szychtę. 20 dni w miesiącu - 10 litrów mleka. Do tego przysługują im posiłki regeneracyjne - kilkanaście złotych na dobę. Kiedyś dostawali w kopalni jedzenie, bo nikt nie chciał, by chłop stracił siły i zemdlał pod ziemią. Dziś mogą sobie sznytki zrobić, a sanepid nie zgodzi się na podziemny catering. Dlatego raz w miesiącu dostają bony - proszę przemnożyć przez liczbę dniówek i górników. Do tego w sierpniu na każde dziecko w wieku szkolnym górnik dostaje wyprawkę - ok. 200-300 złotych. Proszę mnożyć i dodać.
- I zazdrościć. Może wszyscy w kraju powinniśmy być tak wynagradzani?
- Dodajmy deputat węglowy. Kiedyś wypłacany w naturze, dziś obliczany po cenie rynkowej. Plus minus osiem ton deputatu w gotówce po ok. 600 złotych za tonę. Mnożymy. Kiedyś górnicy opowiadali mi, że palili w domu w piecach, zużywali trzy tony na sezon. A za pięć ton brali pieniężny ekwiwalent. Znowu proszę przemnożyć. Czy nie można tego zamienić na normalną pensję i odejść od tych wszystkich deputatów?!
- Na pani blogu znalazłem wpis młodego górnika: "Mam gdzieś wszystkie przywileje. Zabierajcie, co chcecie. Wolę mieć robotę niż karton pod mostem. A wy związkowcy zabierajcie du... Przestańcie mieszać ludziom w głowach".
- Młodzi górnicy wolą mieć pewną pracę i nie chcą martwić się o przyszłość swojej kopalni. Chcą godnie zarabiać, ale wiedzą, że można odejść od deputatów uważanych za świętość. Każdy może przeczytać o prognozowanych cenach węgla. Są fatalne.
- Znajdzie się polska Margaret Thatcher? Polskie górnictwo potrzebuje "żelaznej damy"?
- Powoli, Thatcher zamknęła całe brytyjskie górnictwo. Polska jeszcze przez kilka dekad będzie uzależniona od węgla, bo z kamiennego I brunatnego produkujemy ponad 80 procent energii elektrycznej. Tego się z dnia na dzień nie zmienić. Ale gdyby znalazła się pół-Thatcher? Ktoś, kto podjąłby się koniecznej restrukturyzacji. I po zamknięciu kilku nierentownych kopalń pozostałych kilkanaście dawałoby ludziom pracę?
Karolina Baca Pogorzelska | Inżynier górniczy II stopnia, autorka książek: "Babska szychta" i "Drugie życie kopalń" i "Ratownicy. Pasja zwycięstwa" oraz bloga: www.gornictwo2-0.pl. |