Czy rzeczywiście mamy do czynienia z „dobrą zmianą”? Kto wie, może tak? - zastanawia się Przemysław Osuchowski i przewiduje, że polityczny rollercoaster jeszcze nie wspiął się na wyżyny.
Za nami rok... cudów. Politycznych cudów. Cudów o konsekwencjach nieznanych. Dlatego proszę o cud, by każdy zainteresowany naszą racją stanu przeczytał ten tekst do końca...
Polityczny rollercoaster, z jakim mieliśmy do czynienia w mijającym roku, wcale nie wspiął się jeszcze na najwyższą przełęcz (to nas czeka zapewne w 2017 roku, bo spodziewam się przyspieszonych wyborów samorządowych) więc zamknięcie całorocznych wrażeń w kilku zdaniach łatwe nie jest.
Tym bardziej, że niemal wszyscy uczestnicy „zabawy” w wesołym miasteczku, jakim stała się Polska, zachowują się jak dzieci, które kłócą się o prezenty najjaskrawiej opakowane, ale nie pytają, co tam jest w środku! Polaryzacja postaw i coraz bardziej gwałtowny spór wcale reflekcji nad „treścią” nowin nam nie ułatwiają.
No... chyba, że awantury o styl rządzenia mają odwrócić naszą uwagę od sensu lub bezsensu zmian. Zmian nazywanych przez sprawców dobrymi, a przez oponentów szkaradnymi.
Lecz najbardziej mnie oburza nieomylność wszystkich stron konfliktu. Bezrefleksyjność. Wzajemnie wyrażana pogarda. Szczucie. Mściwość. Pogarda dla faktów i wobec siebie. W drugiej kolejności, wobec nas, Obywateli!
Czy rzeczywiście mamy do czynienia z „dobrą zmianą”? Kto wie, może tak? Tymczasem kończymy rok awanturą o sposób uchwalenia przyszłorocznego budżetu. Było quorum? Nie było? Zgodnie z konstytucją? Z sejmowym regulaminem? A może nie? A może, do cholery, opozycja szykowała nie tylko kanapki, ale również pucz?
Jednak nie zauważyłem by ktokolwiek spytał, co w tym budżecie jest! Absurd? No chyba.
I tak się dzieje niemal w każdej dziedzinie!
Polityka społeczna państwa została zamieniona w rozdawnictwo pieniędzy 500+. Elektorat zachwycony. Dzieci od tego nie przybędzie, ale trochę długów w sklepowym „zeszycie” zniknie. Tego nie wolno nikomu lekceważyć. Na drugim biegunie aktywizacja pracobiorców 50+ została wymieniona na anachroniczną iluzję obniżenia wieku emerytalnego!
Polityka ekonomiczna Rady Ministrów została zdominowana przez wicepremiera Morawieckiego, który bije rekordy w odwoływaniu wcześniejszych zapowiedzi (podatkowych przede wszystkim). dławi giełdę, rozwija dług publiczny. W dodatku premier Szydło zdaje się być pozbawiona wpływu na ekonomicznie podstawowe dla nas wszystkich sprawy.
Polityka obronna to kolejny folwark wyrwany spod wpływów premiera i prezydenta. Wymiana sprawdzonych w akcji dowódców na spolegliwych sztabowców i innych Misiewiczów budzi co najmniej obawy. A rozwijanie idee fixe Gwardii Narodowej (w dodatku nie wiadomo za co!) też trąci utopią. Żonglowanie nieistniejącymi śmigłowcami wygląda komicznie. Morale armii tymczasem jest podobno wysokie! Dlaczego?
Polityka zagraniczna polegajaca na skłócaniu nas ze wszystkimi sąsiadami oraz z Brukselą dziwi. Wybieranie na sojusznika Wielkiej Brytanii rejterującej z Unii dziwi tym bardziej. Trwanie u boku kandydatki Clinton śmieszy. Dobre relacje z egoistycznym Orbanem, a przede wszystkim zachwalanie Erdogana jest skandalem. Polityka antyimigracyjna także. Kompromitowanie polskiego przewodniczącego Rady Europejskiej na tak zwanej arenie... kompromituje kompromitujacych. Świat nas już izoluje i lekceważy.
Polityka sprawiedliwości polegająca na monopolu jednego ministra i prokuratora też budzi strach. Minister Ziobro jest w tej chwili wszechwładny i jeżeli Temida nie wydaje postanowień, jakich by chciał (Pinior, Polański), to wypadek przy pracy! Być może nasi sędziowie i prokuratorzy nie zasługują na niezawisłość? Nie wiem!
Natomiast wymiana profesorów na magistrów w Trybunale Konstytucyjnym paraliżuje nie tylko przestrzeganie Karty Praw Podstawowych, ale likwiduje sens istnienia jakichkolwiek autorytetów. No ale co zrobić, gdy nie ma się większości umożliwiającej zmianę konstytucji? Ślepy by dostrzegł, że jeden Ziobro, umie uskutecznić więcej niż wszystkie Komisje Weneckie.
Polityka oświatowa... no cóż? Być może gimnazja nie były najlepszym rozwiązaniem, ale cofanie kosztownej reformy bez konsultacji choćby z nauczycielskimi związkami zawodowymi zakrawa na skandal. A ogłoszone podstawy programowe „sienkiewiczowskiej” literatury i historii porażają.
Polityka historyczna przypomina inkwizycję. Wcale nie świętą. Walka z komuną, gdy nie ma już komunistów (pokażcie mi choć jednego!) to jakiś żart. Zemsta na ludziach w grobie poniża poniżających. Z grobów dobiega chichot... Rządowe media drążą komiczny tunel bez światełka na jego końcu.
Polityka kulturalna jest do tej operetki starannie dopasowana.
Polityka... polityczna wynikająca z podporządkowania najwyższych funkcjonariuszy państwa, z prezydentem włącznie, prezesowi zwycięskiej partii, a zarazem osobie niepodlegającej odpowiedzialności konstytucyjnej nie wygląda rozsądnie. Nocne posiedzenia, głosowania, mianowania budzą skojarzenia jak najgorsze.
Pomyślą Państwo, żem ślepym wielbicielem „Nowoczesnej” i „Obywatelskiej”. Wiem. Ale muszę Was rozczarować! Bo Kaczyńskiego przynajmniej szanuję za skuteczność, ale przede wszystkim za staranne przygotowanie się do przejęcia i egzekwowania władzy. Działa jak tsunami!
Tymczasem opozycja (i ta w parlamencie i ta poza nim) swą bezradnością i działania brakiem po prostu wzbudza we mnie uczucie politowania. Mając domniemane poparcie wspólne ponad 60 procent głosującego elektoratu, dostaje lanie przy każdej okazji. Przywódcy (a cóż to za przywódcy...?) przyklejają się do inicjatyw obywatelskich, a nie potrafią kreować własnych. Czekają naiwnie, aż rząd sam się przewróci.
Szok po przegranych wyborach jest dziś głębszy niż przed rokiem. Czekanie, aż znów coś głupiego powie posłanka Pawłowicz nie wyczerpuje mojego temperamentu politycznego, a w dodatku obraża moją godność. I przekreśla moje oczekiwania względem osób, na które byłbym skłonny głosować...
Aktualny protest okupacyjny w sejmie jest komiczny. Jeszcze styropian tam wnieście! Takie numery były może sensowne w 1981 roku. Ale dzisiejsza siwizna tych samych ludzi, co wtedy pierwszą brodę zapuszczali, wcale nie budzi szacunku. O politycznej emeryturze jakoś nikt z nich nie myśli. Oto klasa próżniacza!
Szok po przegranych wyborach jest dziś głębszy niż przed rokiem. Czekanie, aż znów coś głupiego powie posłanka Pawłowicz nie wyczerpuje mojego temperamentu politycznego, a w dodatku obraża moją godność.
Wiele rezerwy mam też, gdy obserwuję demonstracje KOD-u. Gdy widzę tam głównie moich wyłysiałych kolegów z przedszkola... jakoś mi smutno. Jedynym pozytywnym odruchem społecznym, jaki z 2016 roku zapamiętałem, był czarny lub „parasolkowy” protest kobiet, które upomniały się wcale nie o prawo do aborcji (jak twierdzą oponenci), ale o własną godność.
Wielka szkoda, że krytykujący ten protest (np. arcybiskup Jędraszewski) nie dostrzegli, o co naprawdę chodziło. Zauważył to tylko prezes Kaczyński...
Lecz najbardziej mnie oburza nieomylność wszystkich stron konfliktu. Bezrefleksyjność. Wzajemnie wyrażana pogarda. Szczucie. Mściwość. Pogarda dla faktów i wobec siebie. W drugiej kolejności, wobec nas, Obywateli! Bo wygląda na to, że wpierw pokłócili się między sobą - na przykład Kaczyński z Rzeplińskim w studenckiej stołówce, albo na szkoleniu wojskowym 45 lat temu - a teraz skłócili nas. Bezwstydnie. Bezmyślnie.
I my teraz musimy z tym żyć. Oni... z tego żyją. Pytanie tylko, kto z nich kłamie? I co wtedy, jeżeli kłamią wszyscy?