Gorzów: Robert Piotrowski napisał książkę o... łaźni miejskiej [ZDJĘCIA]
- W momencie budowy łaźnia była projektem niesamowitym - mówi regionalista i historyk Robert Piotrowski. Dziś premiera jego książki o słynnym basenie.
Pierwsze wspomnienie o łaźni?
Rok 1981. Podstawówka. Nauka pływania. Moja mama liczyła, że może będzie ze mnie zawodnik. Pływać się nauczyłem, ale zawodnik był ze mnie żaden (śmiech). Chociaż... Jest jeszcze wcześniejsze wspomnienie, niemal mgnienie: byłem w łaźni z mamą po przejazdówkę.
Po przejazdówkę?!
Tak. To był przecież komunalny budynek, więc miasto instalowało tam różne przedsięwzięcia. Przez jakiś czas była też i kasa z biletami miesięcznymi.
I po tym wstępie przechodzę do rzeczy: właśnie napisałeś książkę o łaźni miejskiej. W poniedziałek o 18.00 w klubie MagnetOffOn jest jej promocja. Czemu akurat monografia łaźni?
Bo jest ładna i jedyna.
Jedyna?
Kościołów mamy wiele. Kamienic też. Willi również. Mury obronne są co prawda pojedyncze, ale inne miasta też je mają (uśmiech). A łaźnia jest jedna. Wyjątkowa. Wybitna. W momencie, gdy była budowana, była przedsięwzięciem niesamowitym. Dodatkowo jest to przecież dar człowieka, przedsiębiorcy Maxa Bahra, dla ludzi. Osobno niezwykłą kwestią jest jej projekt. Piękny, dopracowany, nowatorski. Jej elewacja i te kafle do dziś zachwycają. Gdy oprowadzałem po mieście młodych architektów lub inne wycieczki, przystanek przy łaźni był zawsze momentem szczerych zachwytów. Do dziś wrażenie robi zmyślny plan budynku. Przecież nawet dziś świetnie się broni swoją funkcjonalnością. A budynek łaźni zgodnie i bez kłopotu mieści wiele firm, pomieszczeń, sal, są tu też przecież mieszkania prywatne, a główna część, z dawną niecką basenu, to siedziba klubu tenisa stołowego.
Przed łaźnią staje dziś Max Bahr, dzięki któremu łaźnię zbudowano. Co by sobie myślał?
Cóż... Chyba byłby dumny. Budynek stoi, pomimo zaniedbania nieźle się prezentuje, ciągle są tu funkcje sportowe, choć zamiast basenu gra się w tenisa stołowego. Na pewno byłby zdziwiony, że dziś to polski obiekt i korzystają z niego Polacy. Przecież Niemcom służył tylko kilkanaście lat. Sądzę też, że byłby szczęśliwy, że jego dzieło ciągle jest przydatne.
Czy dziś bogaczy i przedsiębiorców byłoby stać na taki gest?
Chcę wierzyć, że tak! (uśmiech).