Gorzów: uważajcie na barszcz Sosnowskiego. Znowu go pełno!
Wielki, groźny i trudny do usunięcia - właśnie taki jest barszcz Sosnowskiego. Ostrzegamy: wrócił. Lepiej na niego uważać.
Nawet po ponad 2 metry wysokości ma barszcz Sosnowskiego, który rośnie wzdłuż drogi z Czechowa do Santoka. Powiadomił nas o nim Czytelnik. - Jest wielki. I jest go mnóstwo - mówił nasz informator. Natychmiast pojechaliśmy na miejsce.
Tuż przy drodze
Okazało się, że krzaki tej groźnej rośliny faktycznie są ogromne! Owszem część z nich rośnie na niedostępnym dla pieszych pasie przy nasypie kolejowym, a część na prywatnych polach, jednak wiele „prywatnych” krzaków znajduje się tuż przy drodze, na poboczu. Tak blisko, że gdyby rowerzysta spadł z roweru, dotkliwie się poparzy. Co gorsza, krzaki są rozwinięte, dojrzałe - to nie nowe samosiejki, tylko solidne rośliny z grubą łodygą - łatwo nie będzie się ich pozbyć.
Podobnych miejsc jest w gminie Santok więcej. Dlatego santoccy urzędnicy zaczęli walkę z rośliną, która rośnie na gminnych terenach. - Wytypowaliśmy kilka miejsc najbardziej zagrożonych i zleciliśmy zniszczenie barszczu. Zajmą się tym profesjonaliści - powiedział nam wójt Santoka. Urząd wyda na to około 30 tys. zł.
Czesław Pastwa z fundacji „Palący problem - Heracleum”, który już zaczął niszczenie barszczu w Santoku, powiedział nam wczoraj, że walka potrwa wiele tygodni i wymaga nawet czterech interwencji. Bo nie polega na koszeniu roślin - to może tylko zwiększyć ich liczebność! Trzeba je niszczyć chemicznymi opryskami.
Miasto też niszczy
Swoją akcję antybarszczową prowadzi także gorzowski magistrat. Urząd dysponuje mapą występowania tej kaukaskiej rośliny i metodycznie ją niszczy przy okazji prac nad zagospodarowaniem zieleni. Duża akcja była m.in. w minionym roku, kolejna trwa teraz.
Co ciekawe, roślina występuje najczęściej na prywatnych działkach. - Mamy około 30 wskazań z prywatnych nieruchomości - przyznał nam wczoraj komendant Straży Miejskiej Andrzej Jasiński. Kłopot polega na tym, że... nie ma prawnych możliwości nakazania komuś zlikwidowania barszczu! Można najwyżej zasugerować działania eksterminacyjne. I to władze gmin i miasta robią. Nie bez powodu - barszcz naprawdę jest niebezpieczny.
Poparzenia zadane przez roślinę goją sięmiesiącami, w zasadzie ślady po nich nigdy nie znikają, a 1 lipca w szpitalu w Siemianowicach Śląskich zmarła 67-latka, która podczas koszenia trawy poparzyła barszczem rękę. Zawarte w roślinie toksyny w połączeniu z przewlekłymi chorobami kobiety doprowadziły do śmierci...
Dlatego każdy z nas może zgłosić miejsce, w którym widział barszcz Sosnowskiego. Zbieraniem informacji zajmuje się wydział gospodarki komunalnej (tel. 95 735 57 64) oraz straż miejska (95 735 57 28). Migiem przekazujemy więc urzędnikom zgłoszenie od Czytelniczki Aliny, która widziała barszcz w okolicy Silwanowskiej, za przedszkolem.
Uwaga: barszcz zawiera furanokumaryny. Objawy poparzenia mogą więc wystąpić nawet po kilku dniach po kontakcie z rośliną. Jeśli tak się stanie, natychmiast pędźcie do lekarza.