Gra w chińczyka [komentarz]
Polityka to pokrętna materia. Zarówno polscy sinolodzy, jak i chińscy politycy podkreślają, że stosunki Polski i Chin nigdy nie były jeszcze tak dobre.
Sytuacja jest dość zabawna - samolot z przewodniczącym Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jinping eskortowany był przez cztery polskie myśliwce, a oprawę chińskiej delegacji przygotowano z wielkim przytupem. Dzieje się to w tym samym czasie, gdy w Polsce usuwane są ostatnie pozostałości systemu, który w polskich podręcznikach do gimnazjum określa się jako zbrodniczy.
W 2001 roku do Chin wybrała się delegacja posłów z AWS, UW i SLD. Chłopaki trochę pozwiedzali, nawdychali się smogu, popróbowali ryżówki, ale żeby nie było, że przyjechali na darmo, zaczęli domagać się od chińskich gospodarzy informacji o miejscu pobytu młodego Dalajlamy, który zniknął z pola widzenia. Chińczycy byli poirytowani wścibskością polskich parlamentarzystów, którzy już wcześniej prztykali ChRL w nos wzniosłymi odezwami. Pomiędzy Pekinem a Warszawą zapadła epoka lodowcowa. Dokładnie w tym samym czasie Paryż witał chińskich oficjeli asystą myśliwców i kompanią reprezentacyjną, nie bardzo przejmując się hasłami wolności, równości i braterstwa.
Wzniosłe hasła o wolności zostały przesłonięte przez tablety z Shenzen i prawie nikt już nie myśli o pouczaniu Chińczyków. Nic dziwnego - również nad Wisłę prezydent Xi przywiózł pakiet propozycji współpracy, od którego może zakręcić się w głowie. Wygląda na to, że rzeczywiście mamy szansę stać się chińskim przyczółkiem w Europie, a hodowcy kurczaków i sadownicy mogą otwierać szampany.
Z ideologią pełnego żołądka nie mają szans ani komunizm, ani ideały Solidarności. Jak więc uzasadnić to, że te same myśliwce, które asystują chińskim włodarzom mamy posyłać przeciwko bliskowschodnim satrapom? Cóż, gdy nie wiadomo o co chodzi, zapewne chodzi o wolność.