Grać na koźle, drzeć pióra
O tradycję walczą tak, aż pióra lecą. Dosłownie! Dzięki członkom Cygi znów odbyła się piórnica. A młodzi uczą się gry na koźle.
Stowarzyszenie powstało w 2007 roku i na początku chodziło w nim głównie o wymyślenie czegoś, co wsparłoby naukę dzieci rozpoczynających grę na koźle. Chodziło o pomoc w wyjazdach na różne konkursy, o szukanie sponsorów.
- Jako rodzice tych dzieci postanowiliśmy pewnego dnia się zebrać, wypiliśmy kawę, zjedliśmy ciasto... i zabraliśmy się do roboty - mówi Wioletta Malinowska, jedna z założycielek stowarzyszenia Cyga. Zależało im przede wszystkim na tym, żeby pokazać poza granicami gminy, jak oryginalna, bogata i ciekawa jest kultura Regionu Kozła. Zaczęły się więc wyjazdy na różne konkursy kultury ludowej, np. do Bukowiny Tatrzańskiej, Kazimierza Dolnego, był również występ na otwarciu granic w Gubinie. Z czasem dzieciaki utworzyły swoje kapele, a dwie z nich funkcjonują do dziś. Grają, kolędują. Są nawet domy, w których czeka się na nich co rok.
- Minęło sporo lat, dzieci podrosły, my się zestarzeliśmy... czas było pomyśleć o czymś nowym
- mówi pani Wioletta. I stąd też pomysł na organizację piórnicy, który wyszedł od Renaty Tomiak, prezes stowarzyszenia.
- Ja pochodzę z Lasek, małej wioski w gminie Babimost. I doskonale pamiętam, jak to kiedyś na wsi było. Jako dziecko brałam udział w przygotowaniach do darcia piór, które odbywało się w naszym domu. Razem z mamą przygotowywałyśmy poczęstunek dla sąsiadek biorących udział w piórnicy, ustawiałyśmy stoły i krzesła. Wyczekiwałam przybycia pań, aby posłuchać ich różnych historii, żartów, przepisów kulinarnych i radosnego śmiechu rozbrzmiewającego w kuchni. Bo piórnica odbywała się właśnie w kuchni - mówi Renata Tomiak i dodaje, że teraz mieszkańcy nie zbierają się na takich spotkaniach, dlatego wraz z innymi członkami Cygi chciała odtworzyć atmosferę tamtych czasów.
„Pokazowe” darcie piór odbyło się w Nowym Kramsku po raz pierwszy w listopadzie zeszłego roku i spotkało się z takim zainteresowaniem, że stowarzyszenie już myśli nad organizacją kolejnych. - To było wspaniałe, kiedy kobiety podczas darcia wspominały, jak to dawniej bywało. Że na przykład młodzi chłopcy robili takie psikusy i wrzucali w uzbieraną górę pierza wróbelka i on całe to zebrane pierze rozrzucał. A Maria Bannach przypomniała sobie, że dawniej to podgrzewano cegły i podkładano mężczyznom pod nogi, bo mężczyźni w piórnicy też brali udział - opowiada pani Renata.
Jej marzeniem jest zorganizowanie cyklu piórnic, powtarzanych co roku. Chciałaby również zorganizować inne spotkania, które ratowałyby przed zapomnieniem dawne zawody tego regionu, wyjątkową gwarę, piosenki i tradycję, jak choćby smażone w zaciszu domowym powidła.