Grenadierzy generała Ducha. Polegli w obronie Francji
Krakowski Oddział IPN i "Dziennik Polski" przypominają. Niezależnie od wszelkiego rozwoju techniki wojennej podstawowym rodzajem wojsk, zarówno w obronie jak i w natarciu, pozostaje piechota.
Odtwarzane pod koniec 1939 r. i na początku 1940 r. we Francji Wojsko Polskie miało być armią, która wyzwoli Polskę. Musiało więc składać się z wszystkich rodzajów broni. Chociaż marzeniem gen. Stanisława Maczka była dywizja pancerna, to jako komendant ośrodka formowania w Coëtquidan musiał na początek zająć się tworzeniem jednostek piechoty. Wśród mobilizowanych Polaków z Belgii i Francji przeważali ludzie nieprzeszkoleni wojskowo albo rezerwiści z najliczniejszego rodzaju broni, czyli właśnie piechoty. Także Francuzi byli najbardziej zainteresowani ewentualnym wsparciem pieszym.
Polska piechota we Francji
13 listopada 1939 r. w Coëtquidan rozpoczęto formowanie trzech pułków piechoty, a kilkanaście dni później oddziału rozpoznawczego i dwóch pułków artylerii. Do połowy grudnia dowódcą całości pozostawał Maczek. Później na kilka dni zastąpił go płk Zygmunt Bohusz-Szyszko, a po jego odejściu płk dypl. Bronisław Duch. To on ostatecznie sformował 1. Dywizję Piechoty. Chociaż razem z Bohuszem-Szyszko odeszły z dywizji do Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich trzy najlepsze bataliony, a pozostałe rozrzucono po różnych rejonach zakwaterowania, to oddziały dość szybko prowadziły szkolenie. Udało się także uzyskać dla nich jednolite umundurowanie, a nawet uzbrojenie i sprzęt. Ten szybki postęp prac organizacyjnych zawdzięczano zapewne temu, że armia francuska zaczęła właśnie odczuwać niedobór jednostek piechoty.
Po niemieckim ataku na Norwegię, w połowie kwietnia 1940 r., w dywizji ogłoszono pogotowie marszowe, a jej dowództwo otrzymało informację o przejściu do strefy przyfrontowej w Lotaryngii. Dywizja nadal pozostawała w dyspozycji naczelnego dowództwa i nie było mowy o użyciu jej do działań.
3 maja 1940 r. polska formacja otrzymała nazwę 1. Dywizji Grenadierów. Posypały się też awanse. Dowódca dywizji i dowódca artylerii dywizyjnej otrzymali nominacje na stopnie generałów brygady. Wszyscy dowódcy pułków awansowali na stopnie pułkowników. Wielu otrzymało również na naramienniki dodatkowe oficerskie gwiazdki, sierżanckie winkle i podoficerskie belki. Był to niechybny znak, że dywizja została uznana za gotową do walki. Rzeczywiście w drugiej połowie maja 1940 r. przeniesiono ją w rejon Luneville i podporządkowano francuskiej 2. Grupie Armii. Ciągle pozostawała w odwodzie i prowadziła intensywne szkolenie. W ostatnim tygodniu maja wszystkie jej pułki otrzymały sztandary ufundowane przez francuską Polonię.
W obronie „luki Saary”
Po rozpoczęciu 10 maja ofensywy na Francję, w Lotaryngii panował początkowo spokój. Kolejne dywizje francuskie zajmujące pozycje w tzw. „luce Saary” - bezsensownej przerwie w fortyfikacjach Linii Maginota pozostawionej jako miejsce przyszłej własnej ofensywy, tak jakby przeciwnik nie mógł przeprowadzić ataku w tym samym miejscu - wycofywano do walk na północy. Obrona była coraz cieńsza i coraz słabsza.
Polska dywizja już 25 maja otrzymała rozkaz wzmocnienia obrony francuskiej 52. Dywizji Piechoty. Na początek wysłano na pozycje całą artylerię dywizyjną, wspartą dwoma kompaniami przeciwpancernych armatek i batalionem saperów. Ci ostatni mieli przygotować na zapleczu pierwszej linii kolejne pozycje opóźniające i przygotować zniszczenia hamujące marsz przeciwnika. 1. Dywizja Grenadierów zaczęła budować pośrednią pozycję obronną, na której miała później podjąć walkę w wypadku opuszczenia pierwszej linii obrony pod naciskiem przeciwnika.
31 maja 1940 r. do walki weszła artyleria 1. Dywizji. Przez trzy dni ostrzeliwała przedpole obrony zmuszając Niemców do chwilowego wycofania się. Był to tylko taktyczny, kilkudniowy odwrót. 12 czerwca sytuacja uległa radykalnej zmianie. Niemcy uderzyli na południe, właśnie przez „lukę Saary”. Cała francuska 2. Grupa Armii rozpoczęła odwrót pod osłoną 20. Korpusu Piechoty. Tylną strażą Korpusu miała stać się polska dywizja.
14 czerwca Niemcy zepchnęli francuskie i polskie ubezpieczenia z przedpola i dotarli do pośredniej pozycji obronnej. Rozpoczęło się trzygodzinne artyleryjskie i lotnicze przygotowanie do ataku. Po raz pierwszy Polacy znaleźli się pod ogniem nie tylko niemieckim, ale i włoskim - w ataku wzięło udział kilkanaście samolotów szturmowych Reggia Aeronautica. Później ruszyły czołgi i zmotoryzowana piechota. Grenadierzy, z których wielu pierwszy raz w życiu wzięło udział w walce, wytrzymali to natarcie. Jedyne miejsce, gdzie Wehrmacht wtargnął na głębokość 2 km, zostało odbite wspólnym francusko-polskim kontratakiem. Niemcy przyznali się później do straty 107 zabitych i 1097 rannych, kilku dział i kilkunastu karabinów maszynowych.
Także kolejnego dnia pozycje 1. Dywizji zostały utrzymane do wieczora, pomimo silnego nacisku ogniowego - Niemcy jednak nie atakowali bezpośrednio, ponieważ przechwycili francuskie rozkazy o ogólnym odwrocie. Nocą z 15 na 16 czerwca Polacy przeszli do krótkich kontrataków. Dochodziło do walk wręcz, z których z reguły grenadierzy wychodzili zwycięsko. Pod osłoną tych kontrataków Dywizja odeszła na główną pozycję obronną, którą miała utrzymać przez dwie doby. Niestety sytuacja wymusiła dalszy odwrót już następnej nocy, kiedy okazało się, że francuska 52. Dywizja Piechoty opuściła swoje pozycje nie informując o tym fakcie polskiego sąsiada. Był to pierwszy, ale niestety nie ostatni tego typu przypadek. Ceną za utrzymanie się do wieczora była utrata baterii przeciwpancernej, która zaskoczona ze skrzydła została niemal doszczętnie zniszczona.
Przez cały dzień 16 czerwca trzy polskie bataliony powstrzymywały niemiecki marsz na południe. Reszta sił dywizji odeszła w tym czasie za kanał Marna-Ren, który według planu miał się stać ostateczną pozycją obronną. Wysunięte bataliony poniosły duże straty, a jeden z nich został całkowicie zniszczony - kilkudziesięciu poległych, 500 wziętych do niewoli - kiedy na widok pierwszych niemieckich czołgów francuscy saperzy wysadzili mosty na kanale, nie przejmując się losem Polaków pozostawionych na północnym brzegu.
Przez cały dzień 17 czerwca dywizja trwała w obronie nad kanałem. Niemieckie próby forsowania podejmowane przez trzy dywizje piechoty zostały udaremnione, a jedyny niewielki przyczółek zlikwidowano w kontrataku na bagnety wspartym kompanią francuskich czołgów. Następnego dnia pękła francuska obrona na obydwu skrzydłach. Polacy musieli się wycofać, a przygotowania do nocnego kontrataku zostały odwołane rozkazami dowództwa 20. Korpusu. Dywizję wycofano 19 czerwca na głębokość 30 km, przy czym większą część tej drogi grenadierzy musieli pokonać na własnych nogach. Tego dnia do gen. Ducha dotarł radiowy rozkaz gen. Władysława Sikorskiego: „dążyć do portów zachodniej i południowo-zachodniej Francji, nawiązać kontakt z oficerami angielskim”. Oznaczałoby to jednak porzucenie wciąż jeszcze walczącego sojusznika, czego gen. Duch nie chciał uczynić. Zwrócił się z prośbą do dowódcy Korpusu o zwolnienie dywizji z frontu. Ten jednak odmówił. Na naradzie ze swoimi oficerami Duch postanowił bronić pozycji. Na wypadek utraty możliwości skutecznej walki nakazał jednak przygotowanie do zniszczenia sztabowych dokumentów i ciężkiej broni oraz rozproszenia oddziałów. Oficerowie i żołnierze mieli przedzierać się samodzielnie do portów lub do szwajcarskiej granicy.
Wykonać 4444!
20 czerwca dywizja z coraz większym wysiłkiem utrzymywała front. Jej sąsiedzi ponownie zostali przełamani, co zmusiło Polaków do dalszego cofania się na południe. Nocą i wczesnym rankiem 21 czerwca 2. pułk grenadierów został odcięty na swoich pozycjach. Prowadząc jeden z kontrataków poległ dowódca, płk Jan Ziętkiewicz. Próby przebicia się do sił głównych nie powiodły się. Wokół Polaków zamykał się kocioł. Francuscy towarzysze broni poszli w całkowitą rozsypkę lub podporządkowywali się rozkazowi nowego premiera, marszałka Philippe’a Pétaina, o zaprzestaniu walki.
O 8 rano 21 czerwca radiostacja dowódcy 1. Dywizji Grenadierów nadała umówiony sygnał: Wykonać 4444! Jednostka przestała istnieć. W obronie Francji poległo blisko 900 grenadierów, 2800 zostało rannych, 1500 zaginęło bez wieści (z tej grupy wielu także zapewne poległo). 9000 rozproszyło się zgodnie z rozkazem. Półtora tysiąca z nich przedostało się do Anglii i walczyło następnie w różnych jednostkach Polskich Sił Zbrojnych. 223 przekroczyło granicę Szwajcarii. Niestety, wielu zostało schwytanych i trafiło do niewoli.
Cykl powstaje we współpracy z krakowskim oddziałem Instytutu Pamięci Narodowej. Autorzy są historykami, pracownikami IPN.