Grillowanie grubych ryb
Komisja weryfikacyjna, która ma zbadać nieprawidłowości przy reprywatyzacji nieruchomości w Warszawie, to najnowsza petarda polityczna Prawa i Sprawiedliwości. Tak gruba, że jej odpalenie zapowiedział sam prezes Jarosław Kaczyński. Zrobił to w centrum dowodzenia krajem, czyli siedzibie PiS, w otoczeniu ministrów sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry i Patryka Jakiego (opolanin jest autorem pomysłu).
Inicjatywa Jakiego to wyższa szkoła politycznej jazdy. Jeśli śledztwa smoleńskie ciągle nie mogą wyjść z mgły, to warszawska reprywatyzacja jest monstrualna aferą, której nikt nie kwestionuje. Wyrzucanie na bruk schorowanych emerytów, „czyszczenie” kamienic metodami rodem z filmów grozy, a nawet morderstwo lokatorki - za ludzkimi dramatami stoją wielomilionowe, a może i wielomiliardowe przekręty. Korupcyjne powiązania między światem biznesu, samorządu i - co szczególnie cenne - wpływowych prawników.
Teraz partia władzy będzie kutrem rybackim, które całe to szemrane towarzystwo złapie w sieć, a potem - ryba po rybie - wyciągnie, wypatroszy i zgrilluje przed wielomilionową publicznością. Nie ominie to najgrubszych okazów, na czele z panią prezydent stolicy Hanną Gronkiewicz-Waltz. I będzie się to ciągnąć co najmniej do wyborów samorządowych (jeśli nie parlamentarnych).
Żeby wytrącić krytykom dość oczywisty argument, że to polityczna hucpa obliczona na długotrwałe dyskredytowanie opozycji i środowiska prawniczego, pomysłodawcy zadbali o ponadpartyjną autoryzację inicjatywy. Ma ją zapewnić rada społeczna, złożona z przedstawicieli lewicujących ruchów lokatorskich, które od lat i bezskutecznie alarmowały o funkcjonowaniu w stolicy mafii reprywatyzacyjnej. Bo ministrowie sprawiedliwości mają rację, kiedy mówią, że państwo polskie zbyt często było silne wobec słabych, a słabe wobec silnych. Teraz, stając do walki z warszawskim układem ramię w ramię z ruchami miejskimi, ugruntują swój wizerunek społecznych wrażliwców. I pokażą, że w imię społecznej sprawiedliwości da się osądzić to, czego latami nie mógł rozpracować zblatowany z reprywatyzacyjnymi cwaniakami wymiar sprawiedliwości.
Partia władzy będzie kutrem, który całe to szemrane towarzystwo wyłowi, wypatroszy i upichci na oczach gawiedzi
O ile zatem politycznie pomysł wydaje się strzałem w dziesiątkę, to celowość merytoryczna funkcjonowania komisji stoi już pod znakiem zapytania. Trudno sobie wyobrazić, by w sposób rzetelny i w świetle kamer wyjaśnić około czterech tysięcy postępowań administracyjnych w sprawie zwrotu rozmaitych nieruchomości. To musiałaby być robota na znacznie więcej niż 2-3 lata.
Komisja, ktokolwiek w niej zasiądzie, będzie ciałem z nadania partii i pod jej ścisłą kontrolą. Jej członków wybierze sejmowa większość, pokieruje nią najpewniej polityk, więc już na starcie wielu będzie od niej oczekiwać wszystkiego, poza obiektywizmem.
Wątpliwości będą też budzić transmisje z przesłuchań. W sensie politycznym to niezbędne dla całej zabawy igrzyska. Rozumiem też argument, że wielu cwaniaków chowało się dotąd za pismami i pełnomocnikami, a teraz będą musieli pokazać twarz wobec tych, których krzywdzili. Świetnie, ale co, jeśli komisja wyda decyzję administracyjną o zwrocie kamienicy, delikwent zostanie medialnie zlinczowany jako jej grabieżca, a sąd administracyjny tę decyzję uchyli? Czy to też będzie transmitowane?
Żeby była jasność - jestem za wyjaśnieniem afer ostatnich lat. Reprywatyzacyjnej, Amber Gold i pomniejszych wałków. Do spodu. Jednak wydaje się - i to jest najważniejsza wątpliwość - że skoro PiS zarządza w tej chwili całym polskim aparatem ścigania i służbami specjalnymi, mógłby z całą surowością walczyć z podobnymi aferami w ramach istniejących już instytucji państwa prawa. W każdym innym wypadku nie uniknie posądzeń o chęć urządzenia wielkiego grillowania politycznych przeciwników.