Groźby karalne po przyjęciu karty równości przez poznańskich radnych. Czy w tej sprawie zostanie złożone zawiadomienie do prokuratury?
Modlitwy, okrzyki, wyśmiewanie się, w końcu groźby towarzyszyły dyskusji nad przyjęciem Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym, która miała miejsce na wtorkowej sesji. Część radnych oczekuje w tej sprawie podjęcia kroków prawnych.
Powiedzenie radnemu, że będzie się smażył w piekle jest wpisane w ryzyko związane z działalnością publiczną. Jednak niektóre wypowiedzi, jakie padły we wtorek w trakcie głosowania nad przyjęciem Europejskiej Karty Równości Kobiet i Mężczyzn w Życiu Lokalnym zabrzmiały groźnie.
– Odpowiecie za deprawację dzieci. Wiecie, czym to może się skończyć? Mieliście przykład, co działo się w Gdańsku. Tu może być gorzej
– krzyczał jeden z przeciwników karty równości po przyjęciu jej przez radnych.
Grzegorz Ganowicz, przewodniczący Rady Miasta Poznania mówi, że obecność mieszkańców na sesji, manifestowanie przez nich swoich poglądów traktuje jako element debaty.
– Z tym się zgadzam. Natomiast, gdy zamiast argumentów pojawiają się groźby, robi się niebezpiecznie – uważa Ganowicz, który jednocześnie przyznaje, że nie czuł na sesji zagrożenia fizycznego. – Nie wiem, czy była to figura retoryczna, czy ten pan nie tylko werbalnie chciał realizować swoją zapowiedź. Uważam tego rodzaju zachowania za niedopuszczalne. Takie stwierdzenie może ośmielić innych, którzy mogą posunąć się dalej.
Ganowicz przyznaje, że część radnych oczekuje w tej sprawie podjęcia kroków prawnych. W środę prawnicy zapoznali się z nagraniem z sesji.
– Po jego analizie wydaje się, że są podstawy, aby złożyć zawiadomienie o możliwości formułowania gróźb karalnych
– mówi Ganowicz. I dodaje: – Najprawdopodobniej takie pismo zostanie wystosowane do prokuratury.
Przewodniczący rady zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt tej sprawy. Jego zdaniem, osoby, które przyszły protestować przeciwko karcie równości, zostały zmanipulowane. Wmówiono im rzeczy, które nie mają nic wspólnego z zapisami karty.
– Ci, którzy od tygodni budowali złą atmosferę wokół karty równości powinni się zastanowić, czy na nich nie spoczywa współodpowiedzialność za to co wydarzyło się na sesji – twierdzi Ganowicz.
Wydaje się, że urzędnicy obawiali się tego, do czego może dojść się na sesji, bo wzmocniono ochronę. Na dziedzińcu stały policyjne radiowozy, a przed gabinetem prezydenta – kilku strażników miejskich.
– Musimy być przygotowani na różne sytuacje – uważa Ganowicz. – Skoro docierały do nas informacje, że nie tylko przyjdą na sesję protestować, ale „stawiać kosy na sztorc”, to musiała być reakcja.