Grupa gangstera „Świra” szantażowała poznańskich gejów. Czy w 2004 roku zabili Stanisława, dyrektora z NFZ, który był homoseksualistą?

Czytaj dalej
Łukasz Cieśla

Grupa gangstera „Świra” szantażowała poznańskich gejów. Czy w 2004 roku zabili Stanisława, dyrektora z NFZ, który był homoseksualistą?

Łukasz Cieśla

Plan był taki jak "Świr", czyli gangster, który kierował grupą szantażującą gejów. Trzeba było pójść do „parku pedała” w centrum Poznania, udawać męską prostytutkę, poznać przychodzących tam gejów, nagrać ich w intymnej sytuacji. Potem szantażować i oskubać z pieniędzy pod groźbą ujawnienia orientacji seksualnej. Czy przestępcy, których przyłapano na szantażowaniu poznańskich gejów, poznali także dyrektora z Narodowego Funduszu Zdrowia i zabili, gdy nie chciał zapłacić haraczu? Ciało Stanisława M. po sześciu miesiącach znaleziono na polu pod Poznaniem. Sprawa tego zabójstwa do dzisiaj nie została wyjaśniona.

Policja szybko wzięła pod uwagę, że zniknięcie lekarza Stanisława, dyrektora z poznańskiego oddziału NFZ, może mieć związek z jego orientacją seksualną. Gdy w listopadzie 2004 roku Stanisław nie pojawił się w pracy, policjanci poszli do jego mieszkania. W notatniku znaleźli namiary na wielu mężczyzn.

Zaginiony utrzymywał, przynajmniej z niektórymi, homoseksualne kontakty. Stanisław odwiedzał czaty na portalach gejowskich, umawiał się z mężczyznami w różnym wieku, był także widziany w „parku pedała” w Poznaniu. Czyli niedaleko dawnego dworca PKS, gdzie przychodzili geje chcący kogoś poznać.

Czytaj też Brutalne zabójstwo w Poznaniu. Młody mężczyzna zatrzymany pod zarzutem zabicia byłego partnera

Do tego samego parku przychodził także Wojciech L. Gejem nie był, ale chyba nieźle udawał homoseksualistę.

To był pomysł „Świra”. Tak powiedział policji człowiek, który umawiał się z poznańskimi homoseksualistami

W sprawie Stanisława początkowo niewiele było wiadomo. Kilka dni po zniknięciu znaleziono jego samochód. Stał w lesie pod Poznaniem. Z logowania telefonu komórkowego wynikało, że lekarz przebywał w okolicach Czerwonaka. Kolejnych wskazówek dostarczyło namierzenie bandytów, którzy zajmowali się szantażowaniem homoseksualistów.

Wspomniany Wojciech L., po zatrzymaniu, poszedł na współpracę z policją. Wsypał gangstera Piotra Cz., ps. „Świr”, jako organizatora akcji wymierzonej w gejów.

– Homoseksualistów lub biseksów szukałem na polecenie „Świra”. Kazał mi podrywać gejów, chodziło o znalezienie ludzi z kasą, by ich potem szantażować. „Świr” chciał, aby ci ludzie robili mi laskę i miało to zostać nagrane. Na robienie mi laski się nie zgodziłem, bo nie jestem gejem

– zwierzał się „skruszony” Wojciech L.

Gejów poznawał przez ogłoszenia na telegazecie, ale i w trakcie spacerów w okolicach poznańskiego „parku pedała”. Z punktu widzenia bandytów najlepiej byłoby, gdyby „złowił” geja ukrywającego swoją orientację, takiego z grubym portfelem i wysoką pozycją społeczną.

– Stawałem koło Herbapolu. Jak jakiś facet się uśmiechnął i kiwał głową, podchodziłem, zaczęliśmy rozmawiać – wyjaśniał śledczym Wojciech L.

Stanisław, dyrektor z NFZ, zginął, bo nie wstydził sie swojej orientacji?

Przestępca poznawał różnych gejów, na co dzień zazwyczaj ukrywających orientację. Na przykład byłego dyrektora szkoły pod Poznaniem. Pojechali na jego działkę.

– Zrobił mi kawę, rozebrał się, położył na łóżku. Chciał seksu. Wtedy mu powiedziałem, że jestem przestępcą i nie działam sam. Zabraliśmy mu auto, karty bankomatowe. Jego samochód sprzedałem znajomemu, auto zostało pocięte, części trafiły na giełdę. Były też inne wymuszenia, nie tylko na homoseksualistach

– opowiadał Wojciech L.

Były dyrektor szkoły, ten z działek, poskarżył się później policji. Z kolei poznański naukowiec zajmujący się sprawami LGBT, którego także szantażował gang, bał się zgłosić ze swoją sprawą. Jemu bandyci zabrali różne sprzęty i pieniądze.

Czytaj też: Tajemnicze zabójstwo nad Wartą w Poznaniu. Kto zabił panią Jadwigę?

W sprawie szantażystów pojawił się również wątek Stanisława. Z ustaleń śledczych wynikało, że bandyci nawiązali z nim kontakt. Policja zakładała więc, że dyrektor NFZ, który niespecjalnie ukrywał swoją orientację, mógł popsuć plany szantażystom. Mógł nie ulec, nie oddać pieniędzy, samochodu, kosztowności. To mogło zdenerwować przestępców.

Gangster "Świr" wcześniej był "handlowcem" Elektromisu od brudnej roboty. Łączono go ze sprawą zabójstwa Ziętary i bezwzględnymi Rosjanami

Do szantażowania i zabójstwa Stanisława, dyrektora z NFZ, nikt się nie przyznał. Gangster „Świr”, jak to miał w zwyczaju, wszystkiego się wyparł.

Z policją miał na pieńku od wielu lat. W okresie stanu wojennego, w jednej ze swojej pierwszych spraw karnych, po zatrzymaniu rzucił się na milicjanta. „Świr” próbował zrobić mu krzywdę przy pomocy trzymanego w rękach… aparatu telefonicznego.
Urodzony w 1958 roku, z wykształcenia murarz-budowlaniec, po raz pierwszy był karany jeszcze w latach 70. Potem miał kolejne odsiadki. Na przełomie lat 80. i 90. przez kilka lat pracował w poznańskim Elektromisie. Oficjalnie na stanowisku „handlowca”. Ale handlowcem był na papierze, faktycznie zajmował się ściąganiem nieściągalnych długów. Był człowiekiem do zadań specjalnych. Gdzie inni nie dawali rady, wysyłano „Świra”. W Elektromisie wiedziano, że to przestępca. Szef firmy Mariusz Ś., na pytania, dlaczego zatrudnia u siebie takiego typa, miał odpowiadać podwładnym, że Piotr Cz. jest od innych zadań.

– To rzeczywiście był człowiek bez żadnych zahamowań, miał różne odloty, stąd jego ksywka. Dłużnikom wybijał zęby, ciągnął ich na lince za samochodem, przemoc dla niego była czymś normalnym. Choć był moim kolegą i normalnie rozmawialiśmy, wiem, że wobec innych nie miał żadnych skrupułów. Dla Elektromisu i szefa firmy Mariusza Ś. z sukcesami odzyskiwał w latach 90. teoretycznie nieściągalne długi

– opowiada mi znajomy „Świra”.

Czytaj też Absurdalne błędy poznańskiej policji ws. porwania Michała Zapytowskiego. Ciała do dzisiaj nie znaleziono

„Świra”, jako pracownika Elektromisu, łączono również ze zbrodnią na poznańskim dziennikarzu Jarosławie Ziętarze. W 1992 roku „Świr” miał być uczestnikiem narady w firmie, podczas której, zdaniem prokuratury, Aleksander Gawronik podżegał do zabójstwa dziennikarza. „Świr” miał potem opowiadać znajomym, co się stało z dziennikarzem. Czyli, że został zamordowany, a szczątki zakopane. W zbrodnię, według opowieści „Świra”, byli zamieszani także rosyjscy bandyci. W ciągu dnia oszukiwali na bazarze przy Bema w grze „w trzy naparstki”, ściągali też haracze od handlujących tam obywateli dawnego ZSRR , wykonywali ponadto „mokre roboty” dla szemranych poznańskich biznesmenów. W sprawie Ziętary, jak wynika z naszych informacji, „Świr” nigdy nie został przesłuchany. Do Rosjan też nikt nie dotarł.

Czytaj też Świadek w sprawie zbrodni na Jarosławie Ziętarze: "Świr"mógł mieć do czynienia z tą sprawą

Po sprawie ze Stanisławem gangster "Świr" zmienił tożsamość. Potem znaleziono go martwego

Po odejściu z Elektromisu, „Świr” popełniał kolejne przestępstwa. Sprawa z szantażowaniem gejów była jedną z kilku na jego koncie dotyczącą wymuszeń i gróźb. Podobno na mieście chwalił się znajomym, że zarobił na wymuszeniach od gejów, że wie, co się stało ze Stanisławem z NFZ. Ale w wątku dyrektora NFZ nigdy niczego mu nie udowodniono.

Po sprawie ze Stanisławem z NFZ, „Świr” zmienił tożsamość. Przyjął nowe nazwisko, a po kilku latach posiadania nowego dowodu osobistego zmarł w tragicznych okolicznościach. W czerwcu 2012 roku policja znalazła jego powieszone ciało. Uznała, że zmarł bez udziału osób trzecich. Jego znajomi opowiedzieli nam, że do zgonu „Świra” mogły przyczynić się narkotyki, po których miewał różne „jazdy”. Jeden z jego kolegów twierdzi, że w chwili samobójczej śmierci także był pod wpływem środków odurzających.

Umarzając sprawę Stanisława, policja nie miała żadnych wątpliwości. Co do tego, że w przeciwieństwie do Świra" zmarł przy udziale osób trzecich. To było zabójstwo. Ciało lekarza pracującego w poznańskim NFZ znaleziono w kwietniu 2005 roku, pół roku po zniknięciu. Szczątki w okolicach podpoznańskich Klinów przypadkowo odnalazł miejscowy rolnik. Po identyfikacji ciała okazało się, że to zwłoki poszukiwanego lekarza.

Poznańscy policjanci, którzy pracowali przy sprawie Stanisława, nie chcieli z nami rozmawiać o wciąż niewyjaśnionym zabójstwie. Odesłali do akt umorzonego postępowania.

Sprawą zabójstwa dyrektora z NFZ zajmował się również dziennikarz „Gazety Wyborczej” Marcin Kącki. Tę historię opisał w swojej książce o Poznaniu. Jeden ze znajomych Stanisława powiedział mu, że paradoks polega na tym, że otwarty i żyjący w zgodzie ze sobą Stanisław zapłacił życiem za swoją osobistą wolność. Z kolei były policjant Tomasz Antowski, pracujący przy tym zabójstwie, wyznał dziennikarzowi, że nikt jakoś bojowo się nie dopominał o wyjaśnienie sprawy. Policjanci doszli do ściany. Może dlatego, że śledztwo dotyczyło szantażowania szanowanych obywateli miasta, mężów i ojców najczęściej ukrywających swoją orientację.

-------------------------
Zainteresował Cię ten artykuł? Szukasz więcej tego typu treści? Chcesz przeczytać więcej artykułów z najnowszego wydania Głosu Wielkopolskiego Plus?

Wejdź na: Najnowsze materiały w serwisie Głos Wielkopolski Plus

Znajdziesz w nim artykuły z Poznania i Wielkopolski, a także Polski i świata oraz teksty magazynowe.

Przeczytasz również wywiady z ludźmi polityki, kultury i sportu, felietony oraz reportaże.

Pozostało jeszcze 0% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Łukasz Cieśla

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.