Grzechy się nie zmieniają. Sakrament pokuty – tak
Wielu współczesnym chrześcijanom spowiedź spowszedniała. W Kościele starożytnym nie było to możliwe.
Dzisiaj przywykliśmy nie tylko do częstej spowiedzi – wciąż wiele osób czyni to co miesiąc, np. w pierwszy piątek miesiąca. Pojawia się czasem dość niebezpieczna świadomość: co z tego, że zgrzeszyłeś, zaraz się wyspowiadasz i po problemie.
Takiego myślenia w Kościele starożytnym nie było wcale. Samo bycie chrześcijaninem, więź z Bogiem traktowano niezwykle poważnie. Stąd był już tylko krok do świadomości, że człowiek jest powołany do życia bez grzechu. Często przy tej okazji podaje się przykład św. Augustyna, wybitnego teologa żyjącego w piątym wieku, o którym mówi się, że nigdy w życiu się nie spowiadał. Także dlatego, że w jego czasach (zmarł w 430 roku) spowiedzi rozumianej tak jak dziś nie było.
- Trudno zaprzeczyć, że w czasach Augustyna chrześcijaństwo było na tyle prężne, a chrześcijanie traktowali swoje powołanie na tyle poważnie, że bardziej się – mówiąc potocznie – pilnowali niż my dzisiaj. Żyli w stanie łaski i spowiedzi rzeczywiście nie potrzebowali – mówi opolski liturgista, ks. prof. Sobeczko.
Nie zmienia to faktu, że Augustyn miał poczucie grzeszności. Jego biografowie piszą, że nawet na łożu śmierci miał na widocznym miejscu pokutne psalmy, które odmawiał. Jako biskup Hippony niejednokrotnie mówił swoim wiernym, że czuje się grzesznikiem: „Jestem kapłanem Boga i jestem także grzesznikiem, razem z wami biję się w pierś, razem z wami błagam o przebaczenie, razem z wami ufam, że Bóg okaże się łaskawy”. Ale jednocześnie miał przekonanie, że po chrzcie nigdy nie dopuścił się żadnego przestępstwa czy tak poważnej obrazy Boga, które pociągałyby za sobą konieczność prośby o publiczną pokutę kościelną.
Ale i ta publiczna pokuta nie ukształtowała się od razu. Pierwszym autorem, który około roku 150 pisał o sakramentalnej pokucie, był niejaki Hermas. Kontekstem było prześladowanie Kościoła. Dzieci owego Hermasa nie tylko zaparły się wiary, ale i zadenuncjowały ojca jako chrześcijanina (pisze o tym m.in. w swoich „Spotkaniach z historią Kościoła” bp Grzegorz Ryś). Dzieło Hermasa „Pasterz” mówi o możliwości uzyskania rozgrzeszenia, ale tylko jeden raz w życiu. Sakrament pokuty jest rozumiany analogicznie do sakramentu chrztu. Oba można przyjmować tylko jeden raz.
Jeśli ktoś po chrzcie skuszony przez szatana zgrzeszy, ma już tylko jedną możliwość pokuty. Jeśli zaś wciąż na nowo będzie grzeszyć i pokutować, nie na wiele się to przyda takiemu człowiekowi, bo trudno mu będzie znaleźć życie – uważał Hermas.
Jezuita o. Dariusz Kowalczyk pisze, iż zasada niepowtarzalności pokuty wydaje się dziś zbyt surowa, jeśli nie wprost okrutna. Zauważa jednocześnie, że o ile dzisiaj także w praktyce duszpasterskiej zdaje się obowiązywać zasada: idź i wróć jak najszybciej, aby znowu wyznać swoje grzechy, Kościół pierwszych wieków zdaje się stać na stanowisku zgodnym z ewangelicznym wezwaniem skierowanym przez Pana Jezusa do jawnogrzesznicy: Idź i nie grzesz więcej. Praktyka jednokrotnej pokuty wynikała z wiary w moc Boga, który – jak pisze o. Kowalczyk - chce i może zachować człowieka w stanie nazywanym łaską uświęcającą.
Pokuta publiczna
Zwyczaj jednokrotnego korzystania z sakramentu pokuty utrzymał się aż do VI wieku. W praktyce miał on poważną wadę. Wielu chrześcijan, bojąc się, że już nie będą mogli wrócić do pełnej łączności z Bogiem, odkładało przyjęcie tego sakramentu jak najpóźniej, czasem aż na łoże śmierci. Nie wszyscy zdążali.
Trzeba też pamiętać, że w Kościele starożytnym pokuta ma charakter publiczny. Nie chodzi o publiczne wyznawanie grzechów, tylko o publiczne pokutowanie. Pojednanie grzesznika z Bogiem nie było z definicji jego prywatną sprawą. Zwłaszcza jeśli dotyczyło grzechów o charakterze publicznym. Ojciec Kowalczyk wymienia wśród nich m.in. bałwochwalstwo, morderstwo i cudzołóstwo.
- Powodem publicznej pokuty mógł być także inny grzech powszechnie znany, podlegał jej na przykład sprawca podpalenia – mówi opolski liturgista ks. prof. Helmut Sobeczko. – Po odbyciu pokuty pojednanie pokutników odbywało się w Wielki Czwartek rano w katedrze, często przed mszą św. krzyżma. Trzeba podkreślić, że sam porządek pokuty był inny niż teraz. Najpierw następowało wyznanie grzechów, potem grzesznik odprawiał pokutę i dopiero wracał po rozgrzeszenie. Dziś pokuta – zwykle symboliczna – następuje po rozgrzeszeniu.
Praktyki pokutne mogły być różne: posty, pielgrzymki, zadane modlitwy. – Starożytni grzesznicy byli powszechnie znani swoim chrześcijańskim wspólnotom – pisze bp Ryś. O tym, że ktoś odbywa publiczną pokutę, mogło świadczyć także miejsce zajmowane przez grzesznika w kościele. Tzw. płaczący pozostawali za drzwiami świątyni, słuchający – w przedsionku, klęczący – z tyłu kościelnej nawy, współstojący – już razem z wiernymi, ale jeszcze bez prawa przyjmowania Komunii św.
Około VI/VII wieku mnisi iroszkoccy rozpowszechnili, począwszy od Irlandii i Wielkiej Brytanii, praktykę pokuty indywidualnej i spowiedzi usznej. W całym Kościele upowszechniła się ona w ósmym stuleciu.
W średniowieczu towarzyszyło jej wprowadzenie katalogów i taryf wprowadzających konkretne pokuty za konkretne grzechy. Dariusz Kowalczyk podaje przykłady z jednego z takich zbiorów. Np. jeśli ktoś dopuścił się cudzołóstwa, a kobieta zaszła w ciążę, to powinien pokutować przez trzy lata, powstrzymując się m.in. od tłustego jedzenia i od współżycia ze swoją żoną; jeśli natomiast ktoś popełnił zabójstwo, powinien pościć przez 10 lat. Jezuita zwraca uwagę, że dla duchownych kary były dużo surowsze niż dla świeckich. I tak jeśli kleryk uderzył bliźniego i polała się krew, to miał pościć przez rok, a jeśli tego samego dopuścił się świecki, za pokutę otrzymywał 40 dni postu. Księgi penitencjarne próbowały odnieść się do wszelkich możliwych grzechów i okoliczności, co w praktyce oczywiście nie było możliwe.
Słabą stroną tej praktyki było to, że przesuwała ona akcenty z osobowego wymiaru grzechu (jako czynu, który narusza moją osobową relację z Bogiem) i pokuty, która ma być formą duchowego leczenia człowieka, na wymiar czysto prawniczy. Czego konsekwencją była dziś zupełnie niezrozumiała praktyka odbywania pokuty przez zastępcę, także zastępcę opłaconego, np. za odmówienie zadanej liczby psalmów.
„Z drugiej strony autorzy penitencjałów przywołują często ideę medycyny zbawczej: pokutą za chciwość mają być dzieła miłosierdzia, za zabójstwo – zakaz noszenia broni, za nieumiarkowanie w jedzeniu – post, za grzechy języka – milczenie” – podkreśla bp Ryś.
Często owe taryfikatory uwzględniały realną odpowiedzialność za grzech. Jeśli niewolnik zabijał na rozkaz swego pana, poważną pokutę odbywał zleceniodawca, wykonawca – znacznie łagodniejszą. Podobnie w przypadku cudzołóstwa pana z niewolnicą. Jeden z penitencjałów nakłada na nią 40 dni pokuty, a na niego rok.
Począwszy od XII w. w Kościele upowszechnia się powtarzalna spowiedź indywidualna, a pokuta stawała się coraz bardziej symboliczna. Najważniejszym elementem sakramentu pojednania nie było już wykonanie surowej pokuty, ale żal za grzechy oraz ich szczere wyznanie.
W 1215 roku Sobór Laterański IV nałożył na wszystkich wiernych, którzy doszli do używania rozumu, obowiązek wyznawania przynajmniej raz w roku własnemu kapłanowi (czyli należało się spowiadać w swojej parafii) wszystkich popełnionych grzechów.
- W środowiskach klasztornych popularna była spowiedź częsta, nawet cotygodniowa, natomiast zwykli ludzie spowiadali się rzadko, nawet właśnie jeden raz w roku. Ponieważ i ta praktyka zanikała, pojawiło się postanowienie soboru i kościelne przykazanie nakazujące spowiedź przynajmniej raz w roku i komunię św. w czasie wielkanocnym – zauważa ks. Sobeczko.
Dużo później wytworzył się zwyczaj spowiedzi comiesięcznej związanej z pierwszym piątkiem, do którego przyczyniły się także objawienia francuskiej mistyczki Marii Małgorzaty Alacoque (otrzymała ona od Boga obietnicę, że każdy, kto choć raz w życiu przystąpi do spowiedzi i przyjmie komunię przez kolejne dziewięć pierwszych piątków, nie umrze bez pojednania z Bogiem).
- Przed laty wiele osób z lęku, żeby nie przyjąć Eucharystii w stanie grzechu, przystępowała do spowiedzi świętej i do Komunii tylko ten jeden raz – w pierwszy piątek – przypomina ks. prof. Sobeczko. – A kto spowiadał się raz w roku, często też jeden raz przyjmował Komunię św. Dziś uważamy to za minimalizm. Utrwaliła się praktyka, by jeśli jesteśmy na Eucharystii, a nie jesteśmy obciążeni grzechem ciężkim, przystępować do Komunii.