Grzegorz Justyński: "Trzeba zastanowić się nad nową formułą rad osiedli"
Z Grzegorzem Justyńskim, dyrektorem Biura ds. Partycypacji Społecznej UMŁ, rozmawia Marcin Bereszczyński
Czytaj też:Tomasz Głowacki: "Rady osiedli nie pozwolą się zlikwidować"
Radni osiedlowi nie są zadowoleni z kontaktów z władzami miasta. Co można zrobić, aby poprawić te kontakty?
Wiele można proponować i poprawić, zarówno jeśli chodzi o nowe formy, jak i utrzymanie dotychczasowych relacji. Tradycją poprzednich lat było robienie gremialnych spotkań na dużej sali obrad. Zaproponowaliśmy inną formułę, bardziej efektywną. Współpracujemy z komisją ds. jednostek pomocniczych, w ramach której spotykamy się częściej i przy konkretnych problemach. Istnieje też zespół nieformalny - roboczy, który na bieżąco omawia problemy sygnalizowane przez rady osiedli, ale również omawia to, co my widzimy. Daje to lepszy efekt. Posiedzenia odbywają się regularnie, a przede wszystkim dotyczą konkretnych spraw. Prosimy rady o przesyłanie do nas konkretnych spraw, o których chcą rozmawiać i ułożenie ich według gradacji ważności. Później umawiamy spotkanie z udziałem wydziałów, które przychodzą na spotkania przygotowane. Były trzy spotkania w nowej formule z radami osiedli Mileszki, Nowosolna i Andrzejów.
Czy radni osiedlowi, zgodnie z życzeniem, mogą liczyć na cykliczne spotkania tematyczne z władzami Łodzi?
Szanuję podejście, że warto rozmawiać z władzami i próbujemy to robić. Może niekoniecznie z udziałem samej prezydent Łodzi, która i tak w ostatnim tygodniu była na wszystkich spotkaniach z mieszkańcami. Rady osiedli bardzo aktywnie uczestniczyły w tych spotkaniach. Oprócz tego sprawy bieżące są umawiane u wiceprezydenta Krzysztofa Piątkowskiego, który ma w kompetencjach obsługę rad osiedli. To są platformy porozumienia, z których trzeba korzystać. Rady muszą proponować nam te tematy. Nie można rozmawiać o wszystkim na raz, bo przez trzy godziny nie naprawimy zła całego świata. Będziemy starać się zorganizować spotkanie, które podsumowuje rok i pokazuje trendy, jakie chcemy wdrażać.
Radni osiedlowi poczuli się zlekceważeni, bo nie dostali terminowej odpowiedzi na pismo w sprawie spotkania z prezydent Łodzi. Dlaczego do tego doszło?
Odpowiedź została udzielona, ale nie w terminie, za co w tej odpowiedzi przeprosiliśmy. To był błąd pracownika. Mogę tylko przeprosić.
Radni uznali, że pana odpowiedź na to pismo była na poziomie „Małego Kazia”. Co Pan na to?
Nie skomentuję. Po pierwsze nie wszyscy wiedzą, kim był „Mały Kazio”. Po drugie nie zagłębiam się, o co chodziło autorowi.
Czy rady osiedli są potrzebne?
Moim zdaniem są potrzebne. Pozostaje pytanie o formułę funkcjonowania rad osiedli. Miały stanowić najbliższy mieszkańcom element samorządu. Nazwa „jednostki pomocnicze” bardzo wiele mówi o ich roli. Warto przyjrzeć się współpracy i roli rad. Od ich utworzenia minęło wiele lat. Należy zastanowić się nad ewaluacją roli rad, ale przy ich udziale i przy udziale najważniejszego czynnika, czyli mieszkańców.
Rady osiedli mają do wydania 25 mln zł. Budżet obywatelski to 40 mln zł, a docelowo ma wzrosnąć przynajmniej do 100 mln zł. Rola rad osiedli w wydawaniu miejskich pieniędzy maleje, więc może warto zwiększyć pulę na zadania w budżecie obywatelskim kosztem wydatków rad osiedli?
Ja bym tak daleko nie szedł. Nie jest istotne, u kogo są pieniądze miejskie. Istotne, kto i jak decyduje. Nie można myśleć kategoriami, komu zabrać i komu dać. Jeśli na poziomie osiedli decydujemy o 25 mln zł i jeśli te decyzje zapadają w sposób partycypacyjny, to jeśli dodamy je i policzymy, ile pieniędzy wydano w sposób partycypacyjny, to mamy 60-70 mln zł na zadania wskazane przez mieszkańców.
A skąd wiadomo, że decyzje rad osiedli zapadają w sposób partycypacyjny? Frekwencja na posiedzeniach RO nie zawsze jest dobra, czasem przychodzą tylko najbardziej zaangażowani...
Nie generalizujmy. Ważne kto dysponuje nimi i w wyniku czego nimi dysponuje. Dążymy, żeby to rozszerzać i przekonywać coraz większą liczbę radnych, aby ich decyzje były wsparte partycypacją mieszkańców. Były deklaracje kilku rad, że po wynikach budżetu obywatelskiego spojrzą na wnioski, które nie weszły do realizacji i zrealizują je ze środków osiedli. Skoro radni i prezydent Łodzi oddają swoją część władzy i decyzyjności w postaci budżetu obywatelskiego, to dziwiłbym się, gdyby tego nie doceniano.