Grzegorz Krychowiak: Jako Polak i jako przyjaciel biję Lewandowskiemu brawo, ale… niech Robert wreszcie weźmie się do roboty!
W poniedziałek rozpoczyna się zgrupowanie piłkarskiej reprezentacji Polski przed wrześniowymi meczami w Lidze Narodów. Wśród powołanych przez trenera Czesława Michniewicza zawodników jest oczywiście 32-letni Grzegorz Krychowiak. Z 91-krotnym reprezentantem Polski porozmawialiśmy nie tylko o najbliższej sportowej przyszłości; tematem wiodącym był mundial w Katarze. Podyskutowaliśmy oczywiście nie tylko o futbolu. Nie zabrakło odniesień do modowych inspiracjach, biznesu, czy podejścia do życia (nie tylko w Rijadzie).
Jesteś piłkarzem spełnionym, czy wciąż głodnym – wyzwań i sukcesu?
Jestem piłkarzem, który czerpie mnóstwo przyjemności z gry w piłkę. I wydaje mi się, że właśnie to mnie napędza. To co osiągnąłem dotąd w futbolu było czymś fantastycznym, nie tylko jednak sukcesy mnie kształtowały i kształtują. Również porażki, bo wydaje mi się, że wyciągałem mnóstwo wniosków także z tych drugich. Dlatego kontynuuję grę w piłkę z identycznym nastawieniem, jakie miałem w wieku 5, czy 10 lat. Serio, futbol nadal sprawia mi przyjemność, taką jak wówczas, kiedy byłem dzieckiem. Naprawdę lubię swoją pracę.
Wiele osiągnąłeś także w reprezentacji Polski. Tyle że nie na mundialach…
… ale wciąż mam w tym względzie duże ambicje, a zatem i cele, które przed sobą stawiam przed wylotem do Kataru. Nie oszukujmy się, mistrzostwa świata to fantastyczna impreza, na którą każdy chce pojechać. Wraz z kolegami z reprezentacji Polski wywalczyłem prawo gry w Katarze, i nie zamierzam na mundial pojechać na wycieczkę. Na turniej polecimy z myślą, żeby wygrywać mecze i powalczyć o jak najlepszy wynik. Dla przyjemności to można sobie pograć z przyjaciółmi na podwórku, natomiast z grą w reprezentacji wiąże się również ogromna odpowiedzialność. Wszyscy wiemy, jakie są w kraju oczekiwania wobec piłkarzy i piłkarskiej reprezentacji Polski. Mamy świadomość ich skali.
Zanim przejdziemy do konkretów, rozstrzygnijmy jedną sprawę - gdyby nie Krychowiak, nie byłoby reprezentacji Polski na tym mundialu?
Nie przesadzajmy, każdy zawodnik, który grał w kwalifikacjach, a nie tylko w barażu ze Szwecją, miał wpływ na to, że zakwalifikowaliśmy się na mistrzostwa świata. To sport drużynowy, więc nie jest tak, że tylko jeden bądź dwóch piłkarzy miało wpływ na grę reprezentacji i na sukces, który osiągnęliśmy. Przecież nawet trener Paulo Sousa miał na to wpływ. Później odszedł z reprezentacji, przed finałem kwalifikacji, ale doprowadził drużynę do ich finału. Zatem ojców sukcesu jest wielu, począwszy od zawodników, przez sztab medyczny, szkoleniowy, a kibice także pomagali nam fantastycznym dopingiem.
Mówisz jak dobry specjalista od PR w dużej korporacji. Tyle że kluczowa dla awansu okazała się zmiana, którą dałeś. Gdy wszedłeś na boisko w meczu ze Szwecją, wywalczyłeś rzut karny i tak naprawdę to dzięki temu ten baraż potoczył się po myśli polskich kibiców.
Tak było. Mówimy o spotkaniu, w którym rzeczywiście nie zagrałem od pierwszej minuty, ale wszedłem właśnie po to, żeby przeprowadzić akcję, po której padła bramka. Takie było moje zadanie, tak pojmowałem obowiązki, które nałożył na mnie selekcjoner Czesław Michniewicz. Owszem, jako zawodnik miałem wpływ na wynik meczu ze Szwecją i na awans. Wiedziałem jednak po co jest ta zmiana, wiedziałem, że wchodzę po to, żeby pomóc zespołowi, więc uważam, że to zupełnie normalne, że wykorzystałem swoje umiejętności i doświadczenie. Nie robiłbym zatem z tego wielkiego zagadnienia. Zrobiłem po prostu to, co do mnie należało. Celem był awans na mundial, i udało się go zrealizować. Tyle.
A tak szczerze, po ludzku - miałeś żal do trenera Czesława Michniewicza, że nie wystawił cię w wyjściowym składzie?
Pewnie, że miałem żal, i byłem bardzo zły, ale to także jest normalne. Kiedy przyjeżdżasz na reprezentację, to naturalne, że chcesz grać, zwłaszcza w tak ważnym meczu. A nie się przyglądać. Zresztą, praktycznie we wszystkich spotkaniach eliminacyjnych wychodziłem w pierwszej jedenastce. Na moją niekorzyść zadziałała sytuacja z wojną na Ukrainie, odejście z Rosji i brak regularnej gry. Rozegrałem tylko jeden mecz przed marcowym zgrupowaniem reprezentacji Polski i w konsekwencji znalazłem się wśród rezerwowych. Naprawdę bolało, że nie wystąpiłem w tym najważniejszym meczu, w którym każdy chciał grać, od pierwszej minuty; przecież ciężko pracowałem, żeby zagrać w barażu, a zatem bardzo trudnym gatunkowo spotkaniu, w którym nie można zremisować. Zwycięzca brał wszystko, przegrany bezpowrotnie tracił szansę i w trakcie mundialu zostawał domu. Wszystko musiało się zadecydować tego dnia, tymczasem ja przez całą pierwszą połowę nie miałem żadnego wpływu na losy rywalizacji ze Szwedami. Trudno zatem, żebym akceptował taką sytuację. Pewnie, że miałem żal do selekcjonera, bo uważałem – i nadal uważam, co zresztą udowodniłem wtedy w Chorzowie – że moje miejsce było na boisku, a nie na ławce rezerwowych.
Rozumiem, że nadal czujesz się jednym z liderów tego zespołu. Jak zatem oceniasz wartość tej reprezentacji, która wygrała ze Szwecją? Od dekady jesteś etatowym reprezentantem, od kadencji Adama Nawałki kluczowym zawodnikiem. 10 lat to długi okres, były fajne momenty dla kadry, przede wszystkim mistrzostwa Europy we Francji, ale na mundialu w Rosji było dużo gorzej, a na pandemicznym Euro równie słabo jak na mistrzostwach świata. W jakim dziś jesteśmy punkcie?
Wydaje mi się, że aby móc analizować i wyciągać jakiekolwiek wnioski trzeba poczekać na mistrzostwa świata. Dziś możemy powiedzieć wszystko, ale weryfikacja i tak przyjdzie dopiero po trzech grupowych meczach w Katarze. Wtedy każdy będzie nas rozliczał, nie tylko z gry, ale i z zapowiedzi, z tego co teraz naopowiadamy. Warto o tym pamiętać w kontekście najbliższych spotkań w Lidze Narodów, bo nie one będą najważniejsze. Nie będą miały w ogóle wpływu na to, czy osiągniemy sukces na mistrzostwach świata. Wszyscy musimy zatem pamiętać, że imprezą docelową jest mundial.
A co, w Twojej ocenie, będzie sukcesem dla reprezentacji Polski?
Do Kataru polecimy rozegrać co najmniej cztery mecze. To jest cel minimum. Jedziemy tam po to – nawet bez składania szumnych obietnic – żeby coś osiągnąć. A nie tylko zwiedzić Katar. Zresztą, ja już w Katarzy byłem i wiem, że nie ma tam za dużo rzeczy do zobaczenia. Uważam, że mimo trudnej grupy jesteśmy w stanie z niej wyjść. Mamy na to odpowiednich zawodników, odpowiedni zespół, odpowiednie doświadczenie. Jest połączenie rutyny z młodymi piłkarzami, którzy wchodzą do tej reprezentacji. Wszystko zatem w naszych nogach i głowach. To nie jest slogan, taka jest po prostu prawda. Taki cel jest realny, jest do zrealizowania.
Dla waszej generacji, z Robertem Lewandowskim, Kamilem Glikiem, czy Wojtkiem Szczęsnym na czele to jedna z ostatnich szans na spektakularny występ. A tę poprzednią, na Euro 2021 zmarnowaliście. Także dlatego, że zmiana selekcjonera nastąpiła niespełna 150 dni przed turniejem?
Ambicje – a nawet plany - mieliśmy wtedy ogromne, to trzeba sobie uczciwie powiedzieć. I na pewno było dużo do ugrania. Bo zespół mieliśmy bardzo dobry. Potoczyło się tak, jak się potoczyło, zmiana selekcjonera w takim momencie też z pewnością nie pomogła, ale nie chcę już do tego wracać. Cóż, nie wyszło… Teraz w gruncie rzeczy mamy bardzo podobną drużynę, tyle że z jeszcze większym doświadczeniem, choć oczywiście ranga turnieju także jest wyższa. Dużo wyższa. A przeciwnicy trudniejsi, więc łatwo nie będzie. Mamy jednak świadomość, że musimy powalczyć w taki sposób, żeby po zejściu z boiska niczego nie żałować. Może brzmi to jak frazes, ale to jedyne sensowne i właściwe podejście. Postaramy się wygrać ten kluczowy, najważniejszy pierwszy mecz. Wiemy z doświadczenia, że inauguracyjne spotkanie ustawia cały turniej.
Czemu nie chcesz wracać do zamiany Jerzego Brzęczka na Paulo Sousę przeprowadzonej na wariackich papierach przez Zbigniewa Bońka?
Wydaje mi się, że od tego momentu minęło już tyle czasu, i tyle komentarzy zostało wypowiedzianych, że było to dla nas rozwiązanie zupełnie niespodziewane, że jego dalsze wałkowanie nie ma sensu. To już nic nie da, trzeba się skupiać na tym, co jest przed nami. Dla jednych była to słuszna decyzja, dla innych – wprost przeciwnie, nie osiągnęliśmy przecież sukcesu. I różnica zdań w ocenie pozostanie pewnie już na zawsze, a losów ostatniego Euro nikt i nic już nie zmieni. Dlatego uważam, że to odgrzewany kotlet i nie ma w ogóle sensu wracać do tego tematu.
Porozmawiajmy zatem o przyszłości. Wszystko wskazuje, że będziesz najlepiej dopasowanym reprezentantem Polski do mundialowego klimatu.
To fakt, a chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że klimat panujący nad Zatoką Perską jest trudny, i to nie tylko dla piłkarzy. Trenujemy obecnie przy temperaturach, które nie spadają poniżej 41 stopni Celsjusza; a bywały wyższe. To naprawdę duże wyzwanie, żeby grać w piłkę w takich warunkach, trzeba odpowiednio się do tego przygotować. Moja aklimatyzacja w nowym otoczeniu trochę trwała. Sporo już przeżyłem, ale dla mnie to coś zupełnie nowego, że trenuje się wieczorem o godzinie 19:00, kiedy jest nieco chłodniej; to znaczy już nie 48 stopni, których doświadczamy w ciągu dnia. W takich ekstremalnych warunkach twoje ciało przygotowuje się oczywiście do większego wysiłku, więc to jest pozytyw z mojej perspektywy w kontekście mundialu.
Jak regenerujesz się w takich warunkach? Wiem, że w Sevilli też miałeś niełatwy klimat, ale chyba nie aż tak ciężki.
Nie, aż tak ciężko nie było. A jeśli chodzi o odnowę i pracę poza treningami, to w gruncie rzeczy jest bardzo podobna jak w Europie. Nikt zresztą nic nowego nie wymyśli, jeśli chodzi o odpowiednie podejście do profesjonalnego futbolu. Żeby grać systematycznie co tydzień - a nawet co 3, 4 dni – na bardzo wysokim poziomie, to musisz po prostu podejść do tego bardzo poważnie. To znaczy odpowiednio się prowadzić, a przede wszystkim – nawadniać. Obojętnie gdzie tu idziesz, zawsze masz w ręku butelkę z wodą; i nic tylko pijesz. Inaczej się nie da. Na początku największy problem stanowiło dla mnie jednak wyjście na trening, w żar lejący się z nieba, z klimatyzacji, bo różnica temperatur naprawdę dawała się we znaki. I trzeba do tego było przywyknąć, co wymagało czasu.
Jaki jest ten poziom ligi arabskiej na tle chociażby rosyjskiej czy greckiej?
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczony pod względem jakości zawodników. Jest naprawdę wielu piłkarzy, którzy mają świetne umiejętności, a przede wszystkim – są dynamiczni. Dużo biegają, są przyzwyczajeni do tych warunków. Pod względem motorycznym drużyny z tego regionu na pewno będą stanowić wielkie wyzwanie dla przybyszów z innych kontynentów.
Lekko straszysz polskich kibiców reprezentacją Arabii Saudyjskiej, z którą spotkamy się w mundialowej grupie?
Raczej przestrzegam. Ktoś mi ostatnio powiedział – gdy udzielałem wywiadu - że Arabia Saudyjska będzie zespołem oddającym po 3 punkty wszystkim przeciwnikom. Chciałbym więc ostudzić tego typu komentarze, bo widziałem zawodników, którzy tutaj grają i ich doświadczonego trenera, z którym miałem nawet okazję dłużej porozmawiać, bo akurat mieszkamy w tej samej dzielnicy, niemal po sąsiedzku. I naprawdę podchodziłbym do tego rywala z szacunkiem. Pewnie, na papierze to Argentyna jest faworytem, ale Arabia też nikomu nie odda punktów za darmo. Co więcej, w mojej ocenie nie powinna zakończyć występu z zerowym dorobkiem.
Wspomniany trener reprezentacji Arabii Saudyjskiej, Herve Reanrd, jest Francuzem…
… ale z polskimi korzeniami! I wciąż jest tak sprawny, że gdyby liczył sobie kilka lat mniej, to spokojnie moglibyśmy zaprosić go do naszej reprezentacji.
To w sumie nieźle się zainstalowałeś, przy najlepszym z możliwych źródeł, i możesz teraz robić za pracownika banku informacji w sztabie trenera Michniewicza.
Na to wychodzi. Tyle że to działa także w drugą stronę, ostatnio trener Renard – po półgodzinnej pogawędce - zaproponował, żebyśmy pograli w siatkonogę. Zażartowałem, że pewnie chce, abym doznał kontuzji. Także ze śmiechem – nie zaprzeczył. Zatem, już mamy wesoło, a dopiero na mistrzostwach zobaczymy, jakie ta dyplomatyczna gra da efekty. W każdym razie, teraz zbieram tu doświadczenie i wiadomości, związane nie tylko z ligową piłką. Także dotyczące nowego miejsca i kultury, w każdym aspekcie. Lubię te momenty, bo zawsze odkrywam coś interesującego, coś fajnego, co bywa inspirujące. Jako piłkarze jeżdżący do pracy w różne zakątki świata jesteśmy w jakimś sensie uprzywilejowani.
Dlaczego wybrałeś ligę arabską? Dlatego, że w Al-Shabab gra Ever Banega, z którym konsultowałeś się przed transferem? Czy decydujący okazał się czynnik ekonomiczny?
Kiedy podejmuje się tak kluczową życiową decyzję, trzeba się zastanawiać nad wszystkimi elementami, ale nie ukrywam, że to, że rozmawiałem z Everem i sprzedał mi bardzo dobrze ten arabski produkt ułatwiło mi sprawę. Jest to wypożyczenie na rok, a ważnym dla mnie punktem było także to o czym już wspomnieliśmy – możliwość przygotowania się do mistrzostw świata; to jest idealne wręcz miejsce do tego. W listopadzie będzie tu już zima, temperatury spadną więc do… 35 stopni, ale klimat nadal będzie ekstremalny. Za to mój organizm – powinien być już do niego świetnie dopasowany.
Na jakiej pozycji grasz w Arabii? W Rosji różnie bywało, ale w biegiem czasu na „ósemce”, a nawet - jak to określasz – na pozycji 8 plus. Czyli ofensywnego środkowego pomocnika.
Obecnie jest o pozycja 6, czasami 6 +, w każdym razie jestem defensywnym pomocnikiem, który jest odpowiedzialny za grę bardziej w destrukcji niż w ofensywie. Więc czasem korci, chce się iść do przodu, ale - co często powtarzam - dobro zespołu jest dla mnie zawsze najważniejsze. Pozytyw jest taki, że identycznie jestem ustawiany w reprezentacji Polski, bo najlepiej dla piłkarza, ale też dla drużyny narodowej, kiedy w klubie pozycja jest taka sama. W reprezentacji też mam mnóstwo ofensywnych zawodników przed sobą i tutaj jest podobnie. Ever Banega był zawieszony na 4 mecze, ale kiedy wróci - zdaję sobie sprawę, że nie będę zawodnikiem ofensywnym, bo jest prawdziwym piłkarskim fenomenem.
Pamiętam, że gdy rozmawiałem jeszcze z Adamem Nawałką komplementował cię w ten sposób, że Krychowiak to jest taka szóstka z inklinacjami na ósemkę, a właśnie piłkarza o takim profilu potrzebował.
To prawda, analiza sytuacji boiskowej w danym momencie nie jest mi obca. Nawet ostatnio na treningu miałem taką sytuację, że mówię sobie – gdy Ever miał piłkę na nodze: – Idę, bo Banega nie traci przecież piłki. Ale akurat stracił - i poszłaby kontra, gdybym nie został. Nie działam instynktownie jak typowa szóstka, myślę, i gdy mogłoby powstać zagrożenie nie uczestniczę w akcjach ofensywnych i nie pozwalam sobie na wypady do przodu. Trzeba znaleźć balans między tym, co sprawia ci przyjemność na boisku, a tym co jest dobre dla zespołu, co nie zawsze jest doceniane przez kibiców i komentatorów.
Podobno pierwszym, co sportowiec traci po trzydziestce, jest dynamika. Tymczasem twoją największą siłą od zawszy był dynamiczny doskok, byłeś jak bulterier w swoich najlepszych czasach. Czy w tej chwili musisz już trochę nadrabiać doświadczeniem, czytaniem gry, ustawieniem, czy w dalszym ciągu ten parametr masz na takim poziomie, jak w apogeum?
Wydaje mi się, że nawet jeśli rzeczywiście tak jest - chociaż nie odczuwam spadku dynamiki – to nie mają miejsca sytuacje, w których nie dobiegam do zawodników, czy nie robię założonego pressingu. Gdybym miał porównać swoją dyspozycję do tej z mistrzostwa Europy we Francji sprzed 6 lat, to wtedy byłem o wiele bardziej… zmęczony po trudnym sezonie. Dzisiaj pod względem fizycznym, wydolnościowy czuję się dobrze, bardzo podobnie jak w tamtym okresie. Zresztą każdy dobrze wytrenowany zawodnik przebiegnie to, co musi przebiec. Pytanie tylko, w jakim tempie? I czy - gdy zrobisz 50-metrowy sprint - to będziesz kontynuował grę, czy będziesz potrzebował 30 sekundowej przerwy, żeby wrócić do siebie? Ja nie mam z tym problemu.
Zdradź proszę, jak to się robi, że grając na pozycji numer 6, czyli niewdzięcznej, gdzie występują zawodnicy od czarnej roboty, można by również showmanem?
Zacznijmy od tego, że jest to pozycja, która jest doceniana tylko wtedy, gdy dobrze gra zespół; to znaczy tylko wtedy, gdy osiąga się sukces. Jeżeli dana drużyna gra bardzo defensywną piłkę – a’la Atletico Madryt - i na koniec dnia przegrywa 3:0, to ocena jest taka, że grałą piach. Jeśli jednak wygra z bardzo trudnym przeciwnikiem, to wtedy bije się brawo, i mówi o fantastycznej postawie w defensywie. Więc tak naprawdę to wynik determinuje ocenę dla „szóstki”. Praktycznie przez całą karierę grałem na pozycji defensywnego pomocnika i zawsze tak naprawdę dawałem wszystko dla zespołu. Nigdy nie byłem jakimś showmanem na boisku pod względem technicznych sztuczek, czy gry piętkami; to nigdy nie była moja gra. Zawsze byłem zdyscyplinowany…
…a show dawałeś poza boiskiem. Do tego zmierzałem.
A niby co – miałem płakać lub być śmiertelnie poważnym? Będę się upierał, że jako piłkarze uprawiamy fantastyczny zawód; może niełatwy, ale na pewno piękny. Gdy wychodzisz do roboty, czyli na boisko, robisz to z przyjemnością, to później to się przekłada na twoje życie pozaboiskowe, również prywatne. Im jesteśmy bardziej uśmiechnięci i pozytywni w życiu codziennym, tym większy wpływ ma to na nasz odbiór. Ja nie aktorzę, nie kreuję się na showmana. Jestem po prostu sobą, czyli wesołym, zadowolonym z życia, z tego co robię, i tego co osiągnąłem, człowiekiem.
Tyle że ta twoja robota w ciągu ostatniego roku - od momentu napaści Rosji na Ukrainę – wcale nie była taka przyjemna. Było za to kilka trudnych wyborów, przed którymi stanąłeś.
To rzeczywiście nie były łatwe wybory. Nie ukrywam, że żałuję, że tak to się wszystko potoczyło, że wybuchła wojna, bo wiązałem swoją przyszłość z Rosją. Jako zawodnik, ale też jako człowiek nie wyobrażałem sobie jednak, że w zaistniałej sytuacji mogę tam zostać. Mam nadzieję, że kiedyś – a najlepiej jak najszybciej - to się skończy. Mam jeszcze rok kontraktu do wypełnienia w Krasnodarze - już po zakończeniu wypożyczenia do Al.-Shabab. Zresztą już w tym roku Krasnodar otwarcie powiedział, że chce, abym został; jest zresztą wielu obcokrajowców w zespole, którzy nie wyjechali z Rosji. A zacznijmy od tego, że w Rosji czułem się bardzo dobrze. Mam tam wielu przyjaciół, byłem bardzo dobrze odbierany na boisku i poza nim też. Krasnodar zapłacił za mnie duże pieniądze, a rozegrałem dotąd 15, czy 20 meczów dla tego zespołu, więc jako piłkarz, jeszcze nie podziękowałem za to, co dla mnie zrobili właściciele klubu.
Abstrahując od twego samopoczucia w Rosji, odnoszę wrażenie, że wszędzie dokąd trafiasz, dobrze się czujesz. Szybko poznajesz język, szybko się aklimatyzujesz i czujesz jak u siebie w domu.
To prawda, zawsze kiedy wyjeżdżam do nowego miejsca, to jestem bardzo podekscytowany. Wszystkim. Piłka to jest oczywiście podstawa, ale wszystko wokół nie stanowi dla mnie problemu, tylko obiekt zainteresowania. Znalezienie domu, ogarnięcie fajnych miejsc godnych obejrzenia, poznanie kultury, nawet kuchni - to jest coś fajnego. Wydaje mi się, że świat ma tyle do zaoferowania, że byłoby ogromną szkodą, żeby z tej oferty nie skorzystać.
W Arabii jesteś gwiazdą?
Nie podchodzę do tego zagadnienia w taki sposób. Przyszedłem tutaj grać i osiągnąć sukces, czyli wygrać ligę. Swoją drogą, nie odczuwam tu jeszcze popularności, ale w ogóle - ludzie nieco inaczej niż w Europie okazują w Arabii emocje.
Życie jest zupełnie inne na przykład w Krasnodarze?
Zupełnie inne, począwszy od tego, że wszystko jest przesunięte o 2 godziny. Ze względu na to, że trenujemy późno, o godzinie 19:00, to jestem w domu dopiero o 22.00. I dopiero wtedy jem kolację, więc siłą rzeczy później kładę się spać, koło północy, i wstaję także później, rzadko przed godziną 10.00. Musiałem się dostosować i przeorganizować dwój plan dnia. Z kolei pod względem obyczajowym, Arabia to jest zupełnie inne miejsce niż na przykład 4 lata temu; nie mówię tego jako znawca, tylko opieram się na tym, co usłyszałem od kolegów z zespołu. W każdym razie teraz jest to miejsce, które otwiera się na turystykę i na europejskie zwyczaje. Kobiety nie muszę nosić tych wszystkich tradycyjnych szat, wreszcie prawo robić to, co im się podoba. Oczywiście, między tym co jest dozwolone a codzienną życiową praktyką jest jeszcze pewien rozdźwięk i potrzeba trochę czasu, żeby było powszechnie zastosowane, ale dotąd w żaden sposób nie odczułem, że przebywam w kraju muzułmańskim. To znaczy na ulicy widać odmienność kulturową, ale tutejsze zasady w żaden sposób mnie nie dotknęły.
Czyli alkohol jest normalnie podawany w restauracjach?
Co to, to nie, ale jako osoba, która nie pije alkoholu, nie odczułem konkretnie tej różnicy, i nie jest to dla mnie problem. Pewnie trzeba jeszcze wziąć pod uwagę fakt, że mieszkam w dzielnicy, w której moimi sąsiadami są tylko przybysze spoza Arabii. Na basen chodzimy w strojach kąpielowych, a codzienne ubiory nie różnią się tu od tych z innych części świata. Dopiero jak się wyjeżdża za mur, to odczuwa się troszeczkę tę różnicę. Choćby taką, że do restauracji nie chodzi się w spodenkach, ale… wydaje mi się, że gdy w Paryżu pójdziesz do restauracji w spodenkach, to też cię do niej nie wpuszczą.
Arabia Saudyjska to przestrzeń, w której mógłbyś kiedyś w przyszłości realizować się jako kreator mody?
Cóż, to akurat będzie bardzo trudno. Trzeba jeszcze trochę poczekać, żeby ludzie w Rijadzie i okolicach nosili garnitury Balamonte.
Masz teraz w ogóle czas na taką działalność biznesową?
Tak. Jestem osobą dobrze zorganizowaną i jedno nie wyklucza drugiego. Piłka nożna jest najważniejsza dla mnie, i nigdy nie było tak, że zadzwoniłem do trenera i powiedziałem: - Jest kłopot, bo trening mamy o tej samej porze, kiedy zaplanowałem pokaz w Balamonte. Futbol zawsze jest priorytetem, do którego dopasowuję inne swoje aktywności.
Sam projektujesz, czy zatrudniasz profesjonalnych krawców, i tylko wrzucasz im pomysły?
Nie, sam wszystko robię, ale oczywiście doświadczenie ludzi, którzy pracują w naszych salonach w Warszawie i w Poznaniu jest bardzo ważne. Bo mają naprawdę ogromną znajomość detali, której jeszcze się uczę. To, co chcę stworzyć - mam w głowie. To ja mam wizję, a oni wypowiadają swoje zdanie, w kwestii choćby tego, czy do jej realizacji nadaje się materiał letni czy zimowy. Uzupełniamy się.
Skąd w ogóle czerpiesz inspiracje? Patrzysz, co robi na przykład Armani, czy obserwujesz, co ludzie noszą, na przykład w Paryżu lub Mediolanie?
Inspiracje mogą przejść naprawdę z wielu stron. Obserwuję oczywiście, co noszą ludzie, ale przeglądam też internet, wiele podpowiedzi płynie z… mediów społecznościowych. Staram się oczywiście robić coś swojego, nikogo nie kopiować. Bo od początku nie o to mi chodziło.
A czemu Balamonte a nie Krychowiak? Dawid Beckham działa pod swoim szyldem, podobnie RL9…
…dlatego, że są to włoskie garnitury. A nie znam żadnego Włocha, który nazywa się Krychowiak. To jest marka garniturów szytych na miarę, a we Włoszech robi się to najlepiej na świecie. Tam jest najlepsza jakość i praktycznie wszystkie najbardziej luksusowe marki szyją w Italii. Ja także!
W biznesie działasz nie tylko jako kreator mody, otworzyłeś też klinikę w Poznaniu. Jak rozumiem, świadomie dywersyfikujesz swoje źródła przychodu?
Tak. Wraz z doktorem Jackiem Jaroszewski, który jest lekarzem piłkarskiej reprezentacji Polski i fizjoterapeutą Pawłem Bambrem otworzyliśmy klinikę, o której myślałem od dłuższego czasu. To Jacek przyszedł z pomysłem, a w dziedzinie ortopedii jest jednym z najlepszych specjalistów w Polsce. A że Paweł to jeden z najlepszych fizjoterapeutów, z którymi współpracowałem, długo się nie zastanawiałem nad tym, czy warto startować z takim projektem.
To projekt także pod ciebie – kości już czasem bolą, kiedy się budzisz?
Myślałem o nim głównie pod kątem biznesowym, ale przyjdzie pewnie kiedyś taki moment, że trzeba będzie się wybrać od czasu do czasu do Dąbrowy pod Poznaniem, żeby popracować trochę nad tężyzną, albo poddać naprawie.
Na zakończenie wróćmy jeszcze do futbolu. Powiedz proszę, czy widząc jak Robert Lewandowski wszedł do La Ligi tęsknisz czasem za Hiszpanią, gdzie przeżywałeś najbardziej bogaty w trofea okres w karierze?
Był to piękny moment, ale nie tęsknię. Oczywiście będę wspomnieniami wracał do tamtego czasu, bo to rzeczywiście fantastyczne momenty, ale najważniejsze jest to, co przed nami, co się dzieje dzisiaj, co będzie jutro. Zresztą w Rosji wygrałem chyba nawet więcej pucharów niż z Sewillą, choć oczywiście nie tak cennych. I to także były piękne i fantastyczne chwile. Najważniejsze jest dla mnie to, żeby jeszcze mieć takie przeżycia w przyszłości.
W przeciwieństwie do Lewego, grałeś w Hiszpanii przeciwko Leo Messiemu i Cristiano Ronaldo, wówczas najlepszym piłkarzom świata.
Absolutnie, w tamtym momencie obaj rzeczywiście byli najlepsi na świecie. I najlepsza na świecie była La Liga, bo nie tylko moja Sewilla wygrywała seryjnie finały Ligi Europy, ale po Puchar Ligi Mistrzów sięgnęły Barcelona i Real, a Królewscy w finale pokonali Atletico. Piłka hiszpańska dominowała wówczas pod każdym względem. W lepszym momencie nie mogłem więc tam trafić, i bajecznych wspomnień nikt mi oczywiście nie odbierze. Nie podejmę się jednak odpowiedzi na ewentualne pytanie, kto był lepszy, czy trudniejszy do powstrzymania – Messi czy Ronaldo? Ta kwestia będzie pewnie rozstrzygana przez kilka najbliższych dekad, i na wiele sposobów. Prawda jest zresztą taka, że w ich szczytowym okresie obydwu trudno było zabrać piłkę, obaj zapisali fenomenalne historie, obaj są galaktycznymi zawodnikami. Do historii nie ma zresztą sensu wracać, teraz musimy mieć wszyscy nadzieję, że znajdziemy sposób na zastopowanie Messiego w najbliższych mistrzostwach świata.
Spodziewałeś się, że Robert tak łatwo wejdzie do ligi hiszpańskiej?
To jest fantastyczny zawodnik i to, co teraz tam wyrabia, jest niewiarygodne. Jako Polak i jego przyjaciel jestem szczęśliwy i dumny. I za to co wyprawia biję mu brawo. Nie zadawałem sobie jednak nawet tego pytania, czy jak podpisze kontrakt z Barceloną, to da sobie radę. Bo byłoby to pytanie retoryczne.
Jak zatem my - kibice - mamy podchodzić do faktu, że Krychowiak ma więcej bramek strzelonych na mundialach od Lewandowskiego?
Normalnie, a Lewy niech bierze się w końcu za robotę i wreszcie trochę postrzela na mistrzostwach świata! Nie będę mógł go już wyręczać, musi zrozumieć, że nie mogę robić wślizgów, trzymać defensywy i jeszcze strzelać bramek. Powinien mieć świadomość, że w Katarze będzie musiał wziąć odpowiedzialność za jeden z tych 3 aspektów, i najlepiej, żeby było to właśnie zdobywanie goli. Bo o resztę ja zadbam lepiej.
Spodobała ci się przemowa Wojtka Szczęsnego, że to wasz ostatni mundial?
Wojtek mówił o sobie, bo go akurat plecy bolały, a co do mnie – to jeszcze zobaczymy. Patrząc na nasz wiek - jest to możliwe, więc nie będę się mocno bulwersował. A zupełnie poważnie, to wydaje mi się, że był to bardziej motywujący speech, który dał swoje efekty niż pokoleniowa deklaracja. Wojtek dołożył swoją cegiełkę do awansu nie tylko na boisku w meczu ze Szwecją, ale także dobrze przemyślaną wypowiedzią przed tym spotkaniem... To już jednak także epizod z przeszłości. Patrząc do przodu - byłem na dobrych imprezach piłkarskich i byłem na złych w naszym wykonaniu. Teraz znów chciałbym przeżyć tę dobrą, czego życzę wszystkim piłkarzom, a przede wszystkim kibicom reprezentacji Polski. Oby w Katarze było co świętować!
Rozmawiał Adam GODLEWSKI