Grzegorz Napieralski: Prezydent jest w defensywie
Grzegorz Napieralski: W Sejmie znam wszystkie reguły gry. W Senacie jeszcze się uczę. Rozmawiała Ynona Husaim-Sobecka.
Co robi dzisiaj Grzegorz Napieralski? Zniknął pan z mediów, nie pojawił się na czarnym proteście, nie widać pana było także na pikiecie nauczycieli przed urzędem wojewódzkim.
Faktycznie, ostatnio mniej występuję w mediach. Był czas, kiedy pełniłem eksponowane funkcje w polityce i z tego powodu bywałem w mediach bardzo często. Teraz przyjąłem inną strategię, jestem obecny w gminach, małych miastach, w swoim biurze na dyżurze. Obrałem trudniejszą rolę, bo jestem senatorem niezależnym, wymaga to większej pracy i częstszych spotkań z ludźmi. Jestem aktywny, lecz nie w wymiarze medialnym. Z tego wynikają pytania o moją obecność w mediach.
Czy jest pan wdzięczny Ewie Kopacz, że w wyborach udzieliła panu szyldu Platformy?
Tak, jestem wdzięczny Ewie Kopacz, że dostrzegła mnie na arenie politycznej i udzieliła poparcia. Zaufała mi jako politykowi. Bardzo ją cenię jako kobietę, człowieka i jako polityka.
Jest pan senatorem niezależnym, do jakiego ugrupowania panu najbliżej?
Patrząc na moje wystąpienia i głosowania w Senacie to bardzo blisko mi do Platformy Obywatelskiej. Co nie znaczy, że zmieniłem poglądy, czy porzuciłem wartości lewicowe. Niezależnie od tego co robiłem, albo robię w życiu ważne dla mnie są równość, sprawiedliwość, pomoc słabszym, równy dostęp do opieki zdrowotnej, edukacji. To są moje wartości.
Ale podobne wartości ma Prawo i Sprawiedliwość.
Ale inaczej je rozumie. Spór polityczny nie zawsze jest zero-jedynkowy. Jeszcze jako szef partii byłem krytykowany za to, że poparłem weto prezydenta Lecha Kaczyńskiego w sprawie ustawy o szpitalach. Był duży spór, a my baliśmy się, że będzie to droga do prywatyzacji. Zagłosowałem razem z PiS, a na moją głowę spadła lawina krytyki. Uważam, że w państwie są sprawy fundamentalne, co do których nie powinniśmy się różnić. Z PiS różni mnie światopogląd i pogląd na gospodarkę, a także na politykę zagraniczną.
Co z Biało-Czerwonymi? Był pan jednym z założycieli tej partii.
Partia nadal istnieje, ja nigdy się z niej nie wypisywałem. To środowisko stało się częścią większej koalicji, która nazywa się Inicjatywa Polska, a na jej czele stoi Barbara Nowacka. To grupa młodych ludzi, którzy chcą działać, takich jak: Barbara Nowacka, Kazimierz Karolczak, Adam Ostaszewski, jestem z nimi. Kiedy Barbara Nowacka w parlamencie prezentowała projekt ustawy wprowadzający europejskie standardy w edukacji seksualnej, wolność kobiet, a także warunki przerywania ciąży, towarzyszyłem jej. Byłem przekonany, że moja obecność pomoże, bo po drugiej stronie był silny przeciwnik: PiS i fundacja Ordo Iuris. Dlatego nie było mnie w tym czasie na czarnym proteście. Moje wartości się nie zmieniły. Pytała pani, dlaczego nie byłem na proteście ZNP przeciw likwidacji gimnazjów. Właśnie dlatego, że jestem wierny swoim poglądom.
Jest pan za likwidacją gimnazjów?
Zawsze byłem ich przeciwnikiem. Kiedy byłem przewodniczącym partii, mieliśmy postulat likwidacji gimnazjów. Nie dały one niczego dobrego. Przekonały mnie wówczas argumenty, że nagle dziecko wyrywa się ze środowiska, które zna i musi ono szukać swojego miejsca. W tym roku sam zaobserwowałem u mojej córki dodatkowe zjawisko. Powstają rankingi lepszych i dobrych szkół, wywiązuje się niezdrowa rywalizacja, kto do jakiego gimnazjum pójdzie, która szkoła jest lepsza, bogatsza, doposażona, mająca więcej języków. Do tego dochodzi stres związany z egzaminem 6-klasistów. Miałem wrażenie, że moja córka, Alicja w wieku 12-lat buduje swoje CV! Widziałem te ogromne emocje, które ją przerastały. Nie podoba mi w obecnej debacie spór ideologiczny. Wierzę, że jak już projekt ustawy powstanie, to pochylimy się nad nim i wypracujemy model nowoczesnej szkoły, która da naszym dzieciom kompetencje pozwalające im pracować w zawodach, których jeszcze dzisiaj nie znamy. Dzisiaj trzeba dostosowywać szkołę do zmieniającego się świata. Jeśli Polska przegra spór o oświatę, to nigdy jako państwo nie będziemy liderem w żadnej dziedzinie. Kraje, które postawiły na oświatę, zawsze wygrywały. Tak było w Singapurze, Korei, Niemczech czy Finlandii.
W połowie listopada będzie kongres lewicy na stadionie narodowym. Wybiera się pan?
Nie trzeba bywać na kongresach, by być człowiekiem lewicy.
Czy SLD uda się odbudować swoją pozycję?
Moim zdaniem, będzie ciężko.
Pojawiły się głosy, że rozważa pan kandydowanie na prezydenta Szczecina w najbliższych wyborach samorządowych. To prawda?
Skłamałbym, gdybym powiedział, że o tym nie rozmawiałem.
Z kim pan rozmawiał?
Z ludźmi, którzy przychodzą do mojego biura. Byłem ostatnio na inauguracji roku akademickiego na kilku uczelniach. W części nieoficjalnej były do mnie takie pytania, czy sugestie. Jestem odpowiedzialnym i poważnym politykiem. Szczecin to moje miasto i traktuję je poważnie, w ten sposób też będę podejmował taką decyzje. Musi być odpowiedzialna i poparta argumentami. Pojawiały się sugestie, że Szczecin to zsyłka i ważniejsze są stanowiska ministerialne. Potem z tych stanowisk nic nie wynikało. Ja uważam, że jest inaczej.
Prezydent ma realną władzę, znacznie większą niż poseł czy senator.
Prezydent rzeczywiście jednoosobowo odpowiada za miasto. To duża odpowiedzialność i spore zagrożenie. Można wykorzystać władzę po to, by kolegami poobsadzać rady nadzorcze w spółkach miejskich, albo żeby coś ważnego zrobić. Mnie udało się kilka rzeczy, mimo mniejszych możliwości niż ma prezydent. Sprowadziłem Samsunga do Szczecina, który tu otworzył swoje laboratorium, dwóch doktorantów ZUT jeździ co roku do Chin do Huawei, czy pomagałem w załatwieniu wielomilionowej dotacji na obiekty sportowe w Szczecinie.
Jesteśmy na półmetku trzeciej już kadencji prezydenta Piotra Krzystka. Jak pan ocenia jego działalność?
Bacznie się przyglądam prezydentowi, którzy rządzi już 10 lat. To bardzo długo. Miał słaby początek, potem pojawiła się ciekawa inicjatywa, widać było, że złapał wiatr w żagle, docisnął budowę hali, pojawiła się filharmonia, szybki tramwaj. Czuło się, że Piotr Krzystek ma wizję tego miasta. Mam wrażenie, że teraz prezydent i jego otoczenie teraz złapali zadyszkę, jakby zabrakło paliwa, skończyły się pomysły. Nie wiem, z czego to wynika. Prezydent jest w defensywie. Przegrywamy nawet z Bydgoszczą czy Lublinem jeżeli chodzi o ilość miejsc biznesowych. Ale mamy jeszcze 2 lata.
Nie tylko opozycja, ale i koalicjanci wskazują, że prezydent jest zmęczony.
Patrząc z boku to wyraźnie widać. Po 7-10 latach pojawia się syndrom wypalenia. Od lat przychodzi się do tego samego gabinetu, patrzy się na to samo otoczenie, które cały czas mówi, że jest dobrze, więc można poczuć się zmęczonym.
Pan ponad 10 lat był parlamentarzystą.
Rzeczywiście. W Sejmie zdobyłem wszystkie szczeble. Znałem wszystkie reguły gry, i te które nazywamy sprytnym zagraniem, i zwykłą ciężką pracę. Teraz jestem w Senacie, a tu gra się zupełnie inaczej. I muszę przyznać, że odżyłem. Zmiana dała mi moc działania. Jak dzisiaj burmistrz Ińska prosi mnie o załatwienie stacji paliw, bo ludzie żeby zatankować muszą jechać do Chociwla, to nie mam oporów, by o to zabiegać.
Co by pan poprawił w funkcjonowaniu miasta?
Nieważne gdzie się jest, ale o jakie wartości się walczy. Prezydent Poznania, mimo iż z Platformy Obywatelskiej, jest tak naprawdę człowiekiem lewicy. Poznań dobrze się rozwija, miasto staje się coraz bardziej przyjazne i sprawnie zarządzane. Można popatrzeć na Krzysztofa Matyjaszczyka z lewicy w Częstochowie, który buduje miasto sprawiedliwe, dające możliwości rozwoju, otwarte dla każdego. Z lewicy jest prezydent Tadeusz Ferenc w Rzeszowie. Jeszcze nie tak dawno, tu się Polska kończyła. A on stworzył nowoczesną dolinę, miasto, które zastanawia się czy budować nowoczesną kolejkę magnetyczną, która będzie woziła studentów. Szczecin musi mieć całościową wizję, jakie ma być miasto za kilka lat.
Ostatnio prezydent Krzystek wywołał dyskusję na temat powiększenia strefy płatnego parkowania. Radni nie zgodzili się z jego koncepcją i prezydent uznał, że sami powinni napisać projekt uchwały.
Nie wolno się na radnych obrażać. Na początku trzeba porozmawiać, jak powinien wyglądać ruch w mieście, gdzie szukać oszczędności, co usprawnić, jak wykorzystać nowe technologie, by lepiej sterować ruchem, by lepiej ustalać trasy komunikacji miejskiej, służb komunalnych, by wspierać ekologię. Kształt strefy płatnego parkowania to element większej układanki. Trzeba zacząć od poważnej debaty.
Prezydent poległ na inwestycjach. Wskazuje na to raport NIK. Wiele osób wini ustawę o zamówieniach publicznych, ale w innych miastach nie powoduje ona aż takich problemów.
Zajrzałem do raportu NIK i nie jest dobrze. Trzeba się zastanowić, gdzie tkwi problem. Czy szwankuje zarządzanie urzędem i pracownikami? Czy ci, którzy przygotowują przetarg źle prowadzą negocjacje?
Były architekt miasta, Zbigniew Paszkowski w rozmowie z Głosem mówił, że jeżeli oferent proponuje cenę niższą, niż założona w kosztorysie, to już jest oferta podejrzana i powinniśmy się jej przyjrzeć.
Oczywiście. To są ryzykowne propozycje. Bo albo firma będzie musiała wymuszać na podwykonawcach niższe stawki, albo będzie szukała pretekstów do podpisania z miastem aneksów. Może przy dużych inwestycjach należy więcej czasu poświęcić na przygotowanie inwestycji, wybadanie rynku, sprawdzenie firm. W raporcie NIK jest jedna rzecz jest niepokojąca, wskazuje on, że prawie wszystkie inwestycje komunalne są obarczone błędem, a to znaczy, że istnieje błąd strukturalny.