Grzegorz Skawiński z Kombii: W show-biznesie trzeba mieć twardy tyłek
„5” to tytuł nowej płyty zespołu Kombii. Jej premiera była dla nas okazją do rozmowy z charyzmatycznym wokalistą i gitarzystą grupy – Grzegorzem Skawińskim. Opowiedział nam on o swojej drugiej wielkiej pasji obok muzyki – malarstwie.
- Ostatnio rozmawialiśmy prawie siedem lat temu. Dlaczego tak długo musieliśmy czekać na nowy album Kombii?
- Odpowiedź jest prosta: dwa lata opóźnienia wynikły z covidowych sytuacji. Piosenki właściwie były gotowe rok temu. Premiera została jednak przesunięta przez pandemię. Faktem jednak jest, że chcieliśmy dać sobie czas, aby zrobić płytę, która z jednej strony nawiązywałaby do naszych tradycji i dawnych inspiracji, a z drugiej – marzyło nam się stworzenie kompletnej płyty bez jakichkolwiek wypełniaczy. I mam nadzieję, że to się udało: na „5” są kompozycje i teksty dokładnie takie, jakie miały być. Tak sobie wyobrażamy brzmienie zespołu Kombii na obecny czas.
- Pierwsza część płyty ma mocno syntezatorowy i taneczny charakter, a druga – lokuje się bliżej pop-rocka z gitarą w roli głównej. Skąd ten podział?
- Utwory, które tworzą pierwszą część płyty zrobiliśmy z nowym producentem – Michałem „Sir Michem” Kożuchowskim. Nawiązują one do naszych dawnych przebojów z lat 80. Stwierdziliśmy jednak, że nie jest to pełne oblicze zespołu Kombii. Pomyśleliśmy więc, żeby część utworów zrobić z innym producentem. W efekcie pojawił się Marcin Limek, który stworzył bardziej współczesną część albumu. To nic nowego w świecie muzyki: dzisiaj światowe gwiazdy nagrywają płyty, na których wręcz każdy utwór jest zrealizowany przez innego producenta. My postawiliśmy tylko na dwóch, dzięki czemu odsłaniamy dwa oblicza Kombii – takie nasze „black and white”.
- Która część płyty jest ci bliższa?
- Bardzo podoba mi się to, co robi Marcin Limek. To rodzaj produkcji, który mi odpowiada jako gitarzyście i wokaliście. Bardziej jest to nakierowane na moje osobiste gusty. Ale skłamałbym, gdybym powiedział, że nie podobają mi się utwory wyprodukowane przez „Sir Micha”. One też są znakomite, chociaż nieco inne. Dlatego właściwie uważam, że tu i tu jestem ja, chociaż nieco inaczej. Nagrywanie takiej płyty było bardzo ciekawym doświadczeniem.
- Praca z nowymi producentami odświeżyła twoje podejście do muzyki?
- Na pewno. Nasze wcześniejsze albumy produkował zazwyczaj Rafał Paczkowski. Dlatego tym razem postanowiliśmy spróbować czegoś nowego. To oczywiście nie znaczy, że Rafał coś zrobił źle. Po prostu pomyśleliśmy, że raz na jakiś czas warto zmienić poletko i zacząć uprawiać inne rośliny. Nowi producenci mieli odmienne spojrzenie na naszą muzykę i odmienne podejście do pracy. Warto było pokusić się o ten eksperyment, bo dzięki niemu zobaczyliśmy, że świat jest bardziej kolorowy.
- Dla wielu osób jesteś jednym z najlepszych gitarzystów na polskie scenie muzycznej. Czy przy okazji nagrywania „5” mogłeś trochę więcej pograć sobie na swym instrumencie?
- Ja nie postrzegam muzyki Kombii przez pryzmat swojego instrumentu. Dlatego nie mam problemu z tym, by w niektórych utworach potraktować gitarę wyłącznie podkładowo. Mój instrument jest częścią układanki, która tworzy obecną muzykę Kombii. To fantastyczne uczucie, kiedy można się poczuć częścią zespołu. Przy tej płycie nie stawialiśmy na jakiekolwiek indywidualne popisy. Liczyło się dobro całego zespołu. Oczywiście jest tu kilka moich solówek, ale przede wszystkim sporo partii podkładowych, które zostały bardzo fajnie poukładane. Bardzo podobają mi się te muzyczne puzzle, bo moja gitara jest słyszana dokładnie tam, gdzie powinna być. Przygotowuję obecnie swoją solową płytę – i tam nie narzucam sobie żadnych ograniczeń. W Kombii natomiast musi być balans i równowaga.
- Pierwszą część płyty tworzą wyłącznie piosenki o miłości. To znaczy, że jesteś aktualnie zakochany?
- Miłość to temat, który nigdy nie wypada z obiegu. Na płycie są piosenki o różnych jej odcieniach – raz o tej szczęśliwej, a kiedy indziej – o tej nieszczęśliwej. Mnie zależy przede wszystkim na tym, aby te teksty miały ponadczasowy charakter. Aby kiedy ktoś posłucha „5” w przyszłości, nie miał wrażenia, że te piosenki się zestarzały. Oczywiście nie zawsze śpiewam o sobie. W przypadku tej płyty raczej nie udzielałem się tekstowo. Dlatego te utwory nie opowiadają o moich emocjach – mimo, że śpiewam je w pierwszej osobie.
- Panuje opinia, że spośród wszystkich członków zespołu to wokaliści cieszą się zawsze największym uwielbieniem ze strony fanek. To prawda?
- Nie wypada mi przez grzeczność zaprzeczyć. W latach 80. było kolorowo i pozostały miłe wspomnienia. Czasem są to jednak mity i legendy rozdmuchiwane przez bulwarową prasę. Oczywiście znam takich muzyków, którzy mają ogromny przerób. Ja się jednak do nich nie zaliczam. Mimo to nieustannie mamy wiele dowodów sympatii ze strony zarówno dawnych, jak i obecnych fanek. Zachowuję te chwile w pamięci jako cenne wspomnienia – bo przecież jesteśmy tu na Ziemi tylko krótki okres czasu. O tym mówi piosenka „Mamy tylko chwilę”.
- W utworze „5/5” śpiewasz: „Jestem tu zupełnie sam/I dobrze jest”. Jesteś typem samotnika?
- Życie to podróż. Ja mam obecnie 67 lat i jestem w takim momencie, że nie mam już większych potrzeb i marzeń. Dlatego mogę cieszyć się chwilą. Samą podróżą. Osiągnąłem sporo w życiu i czuję się spełniony. Dlatego mogę cieszyć się tak ulotnymi rzeczami, jak to, że świeci słońce czy to, że pada deszcz. To jest tekst o pogodzie ducha. Ja zyskałem taką wraz z wiekiem. Dlatego przyjmuję przemijanie ze spokojem. A samotni jesteśmy przecież zawsze: samotni przychodzimy i odchodzimy z tego świata.
- W czasie swej muzycznej podróży nie jesteś jednak samotny. Od prawie 45 lat towarzyszy ci basista Kombii - Waldek Tkaczyk. Na czym polega ta dobra relacja?
- Prawdopodobnie na tym, że jesteśmy zupełnie innymi osobami. Mamy kompletnie inne charaktery. Ja jestem energetyczny, czy nawet wręcz choleryczny. Bardziej się ekscytuję. A Waldek przyjmuje wszystko na chłodno, trzeźwo patrzy na życie i jest konkretny. Uzupełniamy się w ten sposób. Odrobina mojego szaleństwa z jego stoicyzmem i spokojem. Staramy się też odpoczywać od siebie na ile się da. Każdy z nas ma swoje życie. To jest jakaś metoda. I jak na razie wychodzimy na tej naszej spółce bardzo dobrze: muzycznie i życiowo.
- Zdarzały się wam trudne chwile i konflikty?
- Oczywiście. Nie raz ostro dyskutujemy i podnosimy na siebie głos. Na szczęście do rękoczynów nigdy nie doszło. (śmiech) Jesteśmy przecież tylko ludźmi. Problemem jest znalezienie porozumienia. Nam się to udaje i to nas odróżnia od innych osób. Choć jesteśmy skrajnie różni, potrafimy znaleźć coś, co nas łączy i trzymamy się tego. Nie pielęgnujemy naszych różnic, tylko podobieństwa.
- Muzycy zespołu Metallica udali się kiedyś na terapię, aby uchronić zespół przed rozpadem. Wy też korzystaliście kiedyś z pomocy psychologa?
- To nie jest nic dziwnego. Kiedy gra się w zespole, z czasem pojawiają się konflikty między muzykami z powodu wybujałego ego. Każdy artysta jest bowiem dużym indywidualistą. Dlatego niejednemu muzykowi odbija – i wydaje mu się, że jest większą gwiazdą niż pozostali członkowie zespołu. Dochodzi wtedy do konfliktów i ostatecznego rozwiązania. W tej sytuacji trzeba sięgnąć po poradę psychologa – porozmawiać czy pójść na terapię. Myśmy jeszcze tego nie próbowali. Kiedy nawarstwiały się jakieś zaszłości, rozładowywaliśmy je sami poprzez zwykłą rozmowę. Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, ile czasu my spędzamy ze sobą. To jest naprawdę ciężkie. Trzeba mieć w sobie wiele wyrozumiałości dla drugiego człowieka, żeby to na spokojnie przeżyć. Żeby nie kłócić się o pierdoły, tylko grać do jednej bramki. To niemożliwe, by pracować ze sobą tyle czasu i żeby wszystko było idealnie. Tym bardziej, kiedy się ma takie zdecydowane charaktery jak my.
- Co ciekawe od ponad dekady gra z wami na perkusji syn Waldka – Adam. Może przez to liczyć na taryfę ulgową?
- Nie ma takiej potrzeby. Czasem zdarza się, że Waldek zapomina, iż Adam choć jest jego synem, to już od dawna dorosły człowiek. I zwraca mu uwagę jakby był małym dzieckiem. Adam się wtedy denerwuje: „Ojciec, daj spokój!”. (śmiech)
- Prywatnie nie spędzasz czasu z Waldkiem?
- Generalnie staramy się odpoczywać od siebie, ale to nie jest tak, że się nie widujemy poza studiem czy salą koncertową. Od czasu do czasu spotykamy się też poza sprawami zespołowymi. Nie bywa to jednak zbyt często. Chociaż zdarzyło się nam raz pojechać razem na wczasy. Potem stwierdziłem jednak, że to jest już przegięcie. Bo te okresy, kiedy się nie widujemy, wpływają na nas dobrze. Kiedy wracamy po jakiejś przerwie do siebie, to jesteśmy bardziej skłonni ze sobą współpracować.
Czytaj dalej,
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień