Grzegorz Stefaniak: Nawet żarty mogą być bolesne
Nie zawsze intencją jest obrazić. Ale zażartować z inności jest bardzo łatwo - mówi Grzegorz Stefaniak
Szacunek. Co to znaczy?
Grzegorz Stefaniak, sekretarz Stowarzyszenia na rzecz Kultury i Dialogu 9/12, edukator antydyskryminacyjny:
To jest tak pierwotne pojęcie, że trudno jest mi je nawet zdefiniować. To jest docenienie wartości drugiego człowieka. I troska, żeby go nie skrzywdzić.
Ale można nie cenić drugiego człowieka, a jednocześnie go szanować...
Można się z nim nie zgadzać, a go szanować. Bo szacunek jest niezależny od tego.
Pan mówi, że to pojęcie pierwotne. A ja mam wrażenie, że jednocześnie mocno się ono dewaluuje.
Odruch szanowania drugiego w ludziach jest. Ale trzeba go przypominać, bo się przykrywa innymi rzeczami.
Pytam o szacunek, bo kilka dni temu w telewizji, w czasie jednego z talent show, młody uczestnik z Białegostoku obraził na wizji cudzoziemca. Tak - niby żartując - nazwał go „parówą”. Jak do tego doszło, że dziś tak łatwo jest nam obrazić drugiego człowieka - i to właściwie bez powodu?
Samej tej wypowiedzi nie odbieram jako ksenofobicznej, czy dyskryminującej. Chłopak później wyjaśnił to na swoim fanpage’u, że to był tylko żart, że uprzedził kolegę, że za chwilę zażartuje z niego na wizji. To wyjaśnienie raczej skłania mnie do myślenia, że w kontekście szacunku do drugiego człowieka był to raczej moment zapomnienia lub uzgodniony wcześniej żart (choć dla mnie osobiście w odbiorze mało przyjemny) niż próba obrażenia czy zdyskredytowania innego uczestnika ze względu na jego narodowość.
No właśnie - mówimy bez sensu różne rzeczy. A później tłumaczymy, że to tylko taki żarcik. Albo nie tłumaczymy - to chyba nawet jeszcze gorzej...
Z żartami jest tak, że nasze intencje nie zawsze są czytelne, więc zwłaszcza w przypadku takich grubych żartów mogą ostatecznie być one bolesne, nawet jeśli intencja była inna. Można to rozpatrywać także w kontekście odpowiedzialności za swoje słowa. Dodatkowo obecnie w Polsce osoby należące do mniejszości ze względu na narodowość, kolor skóry czy wyznanie mają na tyle trudną sytuację z ludźmi, którzy wyrażają wobec nich otwarcie swoją niechęć i wrogość, że osoby czujące generalnie wobec nich sympatię mogłyby im po prostu takich żartów oszczędzić.
Ale takie sytuacje zdarzają się coraz częściej - dla zabawy, bo ktoś się zapomniał...
Odpowiedzialność na pewno ponosi tu system edukacji, wychowania. Jeżeli chodzi o przekazywanie wartości, jak np. szacunek do drugiego człowieka - to ten system jest mocno niedoskonały. Śrubujemy wymagania z posiadaniem wiedzy i twardych umiejętności jak zarządzanie, mniej się skupiamy na przekazywaniu wartości, jak właśnie szacunku, otwartości na innych.
Białystok znów pokazał się jako miasto nietolerancyjne.
Nie byłoby to dobre, żeby na podstawie jednostki wyciągać wnioski dotyczące całego miasta. Choć szkoda bardzo, że osoba z Białymstokiem utożsamiana wypowiedziała właśnie takie słowa. Jednak chciałbym podkreślić, że ksenofobiczna twarz Białegostoku to raczej miejscy politycy i radni niż ten konkretny uczestnik programu rozrywkowego. Osoby reprezentujące w Białymstoku władzę często są autorami ksenofobicznych wypowiedzi, które choć wypowiadane dużo bardziej kulturalnym językiem są znacznie bardziej szkodliwe, ze względu na duży autorytet i wpływ.
Gdy ktoś chce obrazić drugą osobę, często nawiązuje do jego inności.
Jeżeli sami należymy do jakiejś grupy większościowej, to łatwo nam zwrócić na niego negatywną uwagę, odwołując się do cechy, która go wyróżnia. Dużo łatwiej jest obrazić osobę, która należy do jakiejś mniejszości. A też to, że tę inność widzimy jako pretekst do żartów, to też deficyt wychowania.